„…i wtedy nad areną unosi się balon pełen gówna…” – zbliża się do puenty żartu ksiądz Boniecki, ale nagle ktoś podchodzi, by się przywitać, uścisnąć dłoń, przypomnieć o spotkaniu sprzed lat. Boniecki przerywa więc i poświęca mu chwilę uwagi. Kawał pozostaje niedopowiedziany, w filmie xABo nie poznamy już puenty. To zaledwie moment, chwila z życia tytułowego bohatera uchwycona przez kamerę Aleksandry Potoczek –- ale znamienna. Jest w niej ciężar obowiązku, jest spotkanie człowieka z człowiekiem, jest i wielka niewiadoma.
Podobne sytuacje powracają zresztą w xABo raz za razem. Gdziekolwiek pojawi się Boniecki, cokolwiek robi – nieważne, czy akurat podpisuje książkę, czy je obiad – natychmiast ustawia się do niego kolejka interesantów. Ktoś chce zrobić sobie selfie, ktoś wspomnieć zmarłą matkę, ktoś wytacza ciężkie działa i pyta: „Jak żyć?”. Bohater znosi to jednak z cierpliwością i szacunkiem. Jak sam mówi, każdy z nas dźwiga prywatny bagaż cierpienia, a ksiądz jest właśnie od tego, by pomóc nieść walizkę. Aleksandra Potoczek tymczasem po prostu dokumentuje to dźwiganie. Metafora bagażu wybrzmiewa tu zresztą wprost, bo zdjęcia do filmu powstały podczas trasy promocyjnej jednej z książek Bonieckiego: na dworcach, w pociągach, w ciągłym ruchu. Na walizkach.
Trasa jest oczywiście pretekstem: chodzi o to, by spędzić trochę czasu z bohaterem. Bo – niczego nie ujmując autorce – wydaje się, że Bonieckiego wystarczy posadzić przed kamerą i już jest ciekawie. W tym sensie to bohater „robi” tu film, a nie film bohatera. Ale i Potoczek dokłada swoje trzy grosze, celnie selekcjonuje zebrany materiał, intrygująco zderza bohatera ze współczesnością. Jego podeszły wiek, niedzisiejsze skupienie i kultura ciekawie kontrastują z realiami, w których przyszło mu dźwigać wspomniany bagaż. Tu Boniecki ze smartfonem, tam Boniecki na schodach ruchomych, jeszcze gdzieś Boniecki w salonie fryzjerskim, w galerii handlowej, niczym strażnik duchowości w zmechanizowanym XXI wieku.
Taki górnolotny opis jest jednak jakoś nie na miejscu. xABo to bowiem film skromny, elegancki i przezroczysty. W starciu z taką postacią jak Boniecki może wręcz wydawać się, że to mało: nie ma tu gadających głów, nie ma biograficznego mięcha, nie ma retorycznego rozmachu. Ktoś powie pewnie, że oglądamy laurkę, że Potoczek obchodzi się z Bonieckim zbyt delikatnie, że nie „rozlicza go”, że wiele „puszcza mu płazem”. Pewnie tak: film powstał w końcu przy współudziale „Tygodnika Powszechnego”. Ale taki tryb opowiadania – niewysilony, skupiony – bardzo do jej bohatera pasuje.
Zresztą – niejako wbrew tej niepozornej formule – w kilku miejscach padają tu prawdziwe bomby. Sęk w tym, że Boniecki nie anonsuje ich, nie robi z nich spektaklu, nie celebruje. Czasem wystarczy mu byle słowo: a to „żenujące” (o zakazie wypowiadania się, którym objął go Kościół), a to „wszystkich” (o tym, kogo zbawi Bóg). Wypowiedzi potencjalnie kontrowersyjne, polaryzujące, podane jednak wprost, bez owijania w retoryczną bawełnę i tak samo zarejestrowane przez kamerę. To prostota, w której jest wielka siła.
xABo pokazuje, że Kościół niekoniecznie musi być zaraz taką wielką literą pisany. Nienachalny rytm filmu pozwala odkryć wartość tego, co pomiędzy nakazami i zakazami, wartość namysłu i rozmowy. Boniecki i Potoczek oswajają tu zwątpienie: bo jeśli wątpi ksiądz, to może można wątpić? Może warto? Właśnie zwątpienie czyni przecież z Bonieckiego tak wdzięcznego bohatera: postać wewnętrznie skonfliktowaną, nieustannie ważącą w duchu pytania życia i wiary. Postać „utożsamialną”, a przy tym zachowującą reputację autorytetu. Może nietypowego, bo czerpiącego swoją charyzmę z gotowości do przyznania, że sam nie zna wszystkich odpowiedzi. Ale – jeśli zapytać go, czy jest szczęśliwy – odpowiadającego bez wahania, bez hamletyzowania: „Jestem szczęśliwy, oczywiście”. I jest w tym jakaś lekcja.
Dzięki Tobie, możemy zrobić jeszcze więcej – wesprzyj nas! Fundacja PRZEKRÓJ