Koronawirusowa zmiana konstelacji życia społecznego czyni możliwymi zdarzenia, które kiedyś wydawały się niemożliwe statystycznie, a przynajmniej towarzysko. W zeszłą sobotę w samym środku Puszczy Kampinoskiej (parking Pociecha – polecam!) wpadłem na znajomą niewidzianą na żywo od bardzo dawna, tj. od sprzed covidu. Leśne głębie to zwyczajowo ostoja nie tylko partyzantki czy maseczkowej dezynwoltury, lecz także szczerej rozmowy. Ale nie tym razem, a przynajmniej nie dla nas. Spotkanie było bardzo miłe, jednak trochę krindżowe. Tak bardzo odwykliśmy od spotkania twarzą w twarz, że aż nie wiemy, co i o czym mówić.
A przecież wiemy o czym. Rozmowa rozkwitła dopiero na Messengerze, po powrocie do miasta, do wymoszczonych miesiącami foteli i wyuczonych rozmów na komunikatorze. I bardzo szybko zeszła na standardy