O człowieku czerpię z życia – rozmowa z Bogdanem Dziworskim O człowieku czerpię z życia – rozmowa z Bogdanem Dziworskim
Przemyślenia

O człowieku czerpię z życia – rozmowa z Bogdanem Dziworskim

Mateusz Demski
Czyta się 13 minut

Zanim dojdzie do naszego spotkania, muszę podzwonić po kilku jego współpracownikach, popytać. „Nie używa maila i telefonu komórkowego. Trzeba do skutku dzwonić na domowy. Nawet wieczorem, a już najlepiej w nocy Bodzia łapać” – mówi Paweł Dyllus, operator filmowy i jeden z najzdolniejszych uczniów Bogdana Dziworskiego. Podczas pracy na planie filmu Plus minus, czyli podróże muchy na wschód postanowił równolegle nakręcić swojego mistrza podczas pracy. Tak powstał film Dziwor, w którym widzowie mogą podejrzeć metody jednego z najważniejszych twórców polskiego filmu dokumentalnego i jednego z najlepszych fotografów drugiej połowy XX w. Po kilkunastu nieudanych próbach zdaje mi się, iż niemożliwe jest dodzwonić się do Dziworskiego, ale wreszcie podnosi słuchawkę i zaprasza mnie do restauracji Kultura na Krakowskim Przedmieściu. „Przepraszam, stary, za ten telefon, ale ja tak sobie bez technologii żyję i mnie to odpowiada. Poza tym pracuję teraz na czterech uczelniach w czterech miastach, robię cały czas film o Warholu. Wyobraź sobie, że ja mam komórkę i dzwonią do mnie tabuny studentów z byle gównem. Zwariowałbym, Monty Python!” – tłumaczy, zamawia obiad i od razu przystępuje do rozmowy. Całym sobą, szczerze, w niezwykłej ufności.


Mateusz Demski: W Dziworze jest scena, gdzie leżysz w samych slipach, z nogami w górze i zza kadru opowiadasz o swoich zawodowych doświadczeniach: trochę codzienności, trochę kina, trochę pasji do fotografii. To się nazywa szczere wyznanie artysty.

Bogdan Dziworski: Tego filmu by nie było, gdyby nie mój student Dyllus. Wobec nikogo bym się na podobne rzeczy nie zgodził, a jemu na

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Spieszmy się doceniać fotografów Spieszmy się doceniać fotografów
i
fot. Marian Schmidt (1976)
Przemyślenia

Spieszmy się doceniać fotografów

Joanna Kinowska

Zawsze mnie drażniło, że Erwittów, Bressonów, Kertesów można przestawiać na półkach dowolnie. Kolorami okładek na przykład, albo alfabetycznie. Każdy ważny twórca ze świata ma albumów kilka, tematyczne, projektowe, za konkretne lata, itd. Wersje okazałe i kieszonkowe. A u nas?

Tej jesieni wydano dwie monografie – Bogdana Dziworskiego i Mariana Schmidta. Obydwaj mieli także wystawy w Warszawie, pierwszy w Leica 6×7 Gallery, drugi, co prawda pół roku wcześniej, w Domu Spotkań z Historią. Dwie książki bardzo różne, ale trochę o tym samym: o fotografii humanistycznej z lat 1960-70. Przedstawiają i zdjęcia późniejsze, i te całkiem niedawne. Odkładając na bok (na chwilę) szaty graficzne i przygotowania publikacji, to książki do siebie podobne. Choćby dlatego, że są monografiami wielkich twórców, o których, jak to się kolokwialnie mówi, młodzież nie ma pojęcia.

Czytaj dalej