Od Achenatona do Mojżesza Od Achenatona do Mojżesza
Przemyślenia

Od Achenatona do Mojżesza

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 3 minuty

Jan Assmann należy do grona najwybitniejszych współczesnych egiptologów, ale stwierdzić, że jest tylko egiptologiem, to stanowczo za mało. W przypadku tego niezwykle płodnego autora imponująca wiedza o starożytnym Egipcie stanowi jedynie pretekst do pogłębionych analiz, które mogą zainteresować szerokie grono amatorów historii religii oraz historii idei. Zbiór pism Od Achenatona do Mojżesza. Starożytny Egipt a przemiany religijne jest jedną z najnowszych publikacji Assmanna i stanowi skondensowany przegląd jego twórczości, poświęconej tak fascynującym kwestiom, jak choćby powstanie monoteizmu.

Książkę otwiera próba uchwycenia specyfiki religii egipskiej. Autor zwraca uwagę m.in. na szczególną rolę kultu zmarłych, magii i boskość władcy. To wyjątkowa lektura nie tylko dlatego, że jej autorem jest uczony takiego formatu, lecz także dlatego, iż bezpośrednio odwołuje się on do przedawnionych ujęć religii staroegipskiej. Wciąż są one popularne w Polsce, a reprezentuje je Bóg i człowiek w starożytnym Egipcie wybitnego egiptologa Siegfrieda Morenza.

W kolejnych tekstach pojawiają się rozważania dotyczące jednego z ulubionych tematów Assmanna – źródeł monoteizmu. Badacz analizuje mitologię wyjścia z Egiptu, będącą dla starożytnego Izraela mitologią założycielską, czy teologię staroegipską.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tytułowa rozprawa dotyczy niebywale ciekawej tradycji łączącej postać Achenatona – wyklętego faraona i reformatora religijnego, który wprowadził kult jedynobóstwa – z Mojżeszem. Według ocalałych fragmentów zaginionych Kronik egipskich kapłana Manethona postać znana pod imieniem Mojżesz to kapłan Osarsef, który stanął na czele grupy trędowatych, zakazał czczenia bogów i zawierania małżeństw z innymi nacjami, a następnie przyjął imię Moyses. Podbił on Egipt i łamał kolejne religijne tabu, składając w ofierze święte zwierzęta. Szczęśliwie został wypędzony po 13 latach. Interesująca wersja, prawda?

Podobnie i Freud, w dziele Człowiek imieniem Mojżesz a religia monoteistyczna, dowodził, że Mojżesz był tak naprawdę egipskim księciem wiernym Achenatonowi. Tym samym sugerował, że judeochrześcijański monoteizm wywodzi się z Egiptu. Tej tezie przeczą jednak dociekania Assmanna, ujawniającego znaczące różnice w monoteizmach Achenatona i Mojżesza. Mimo to niemiecki uczony znajduje pomysłowe wyjaśnienie, dlaczego te postaci w ogóle ze sobą połączono.

Assmann wykorzystuje swoje kompetencje egiptologiczne do prześledzenia nowożytnej egiptomanii, charakteryzującej wszelkie tajne stowarzyszenia. W erudycyjnym wywodzie opisuje, jak rodząca się egiptologia zdemistyfikowała domniemane tajemnice hieroglifów i „egipskich misteriów” popularnych w nowożytnych rytuałach masońskich.

Na wspomnienie zasługuje również tekst zamykający książkę, poświęcony źródłom biblijnej przemocy, a właściwie ‒ jak to ujmuje Assmann ‒ religijnej przemocy par excellence. Autor wykazuje związek pomiędzy charakterem relacji z Bogiem przedstawionej w Księgach Powtórzonego Prawa ‒ opartej na przymierzu i lokalności ‒ a prawem hetyckim i asyryjskim. Nawiązuje też do głośnej i kontrowersyjnej teorii polityczności Carla Schmitta, który dociekał początków suwerenności. Assmann, wykorzystując tę koncepcję, przekonująco prezentuje kontekst, w jakim mógł powstać zelotyzm czy też jak w ogóle religia mogła stać się siłą nadrzędną wobec wszelkich innych dziedzin życia. Problem ten jest jak najbardziej współczesny, Assmann zaś znakomicie wskazuje jego źródło w starożytnych nastrojach apokaliptycznych. 

Niemiecki egiptolog jest także po prostu bardzo dobrym pisarzem, który snuje swój wywód tak, aby był zrozumiały również dla niespecjalistów.

 

Czytaj również:

Najprawdziwsza fikcja Najprawdziwsza fikcja
Przemyślenia

Najprawdziwsza fikcja

Recenzja „Elizabeth Finch” Juliana Barnesa
Paulina Wilk

Elizabeth Finch jest postacią fikcyjną. Ale po lekturze książki mogę przysiąc, że ta imponująca persona­ istniała naprawdę. W swoim nowym dziele Julian Barnes znów prowadzi subtelną grę z pojęciami – życiem, prawdą i pamięcią. I choć powieść udała mu się w dwóch trzecich, tyle w zupełności wystarcza, by zachwycić czytelnika.

Każdy, kto miał odrobinę szczęścia, spotkał ją na swojej drodze. Osobę taką jak Elizabeth Finch, tytułowa bohaterka niewielkiej książki, którą Julian Barnes rzuca wyzwanie naszemu rozumieniu przeszłości. Ktoś, kogo – nawet jeś­li mieliśmy z nim do czynienia przez chwilę, w pracy, na uczelni, w życiu publicznym – na zawsze zachowujemy we wspomnieniach. Trwa tam jak autorytet, niekwestionowany i ponadczasowy, bo też z rozmysłem nieprzystający do współczes­ności. Oto osoba, która chce być niedzisiejsza. Pryncypialna, nieugięta i wierna swoim przekonaniom – trochę usztywniona, a dzięki temu bardziej wiarygodna w swoim niezachwianiu. Taka postać, wbrew kotłującej się codzienności, zajmuje się trwaniem. Zachowuje stoicki (nie tylko z nazwy) spokój, nurt spraw bieżących traktuje zaś z obojętnością. Całą sobą wyraża określoną filozofię istnienia i z godnością znosi swoje niedopasowanie. Taki ktoś ucieleśnia swoje poglądy i przemyś­lenia, a więc nie tylko je wyraża, ale także według nich żyje. Ze wszelkimi tego konsekwencjami, czyli z gotowością na to, że jedynie nielicznym przypadnie do gustu. Taka właśnie jest powieściowa Elizabeth Finch, wykładowczyni uniwersytecka prowadząca kurs „Kultura i cywilizacja”. Taka jest również sama książka o Finch. Nie wszystkim się spodoba, bo powstała nie po to, by przypodobać się komukolwiek.

Czytaj dalej