
O rzeczywistości kobiet w Ameryce Południowej i o pisaniu rozmawiała z Dolores Reyes, autorką książki „Ziemiożerczyni”, Aleksandra Lipczak
Aleksandra Lipczak: Co to za tatuaż na Twojej ręce? To ona?
Dolores Reyes: Tak. Wytatuowała mi ją Jazmín Varela, rysowniczka, która stworzyła okładkę Ziemiożerczyni. Wymyśliła ją zresztą bez konsultacji ze mną, po prostu przeczytała książkę i po paru dniach przysłała gotowy projekt. Wydał mi się spektakularny. Ta dziewczyna wszystko zrozumiała – pomyślałam.
Na okładce jest rysunek tytułowej bohaterki: jasnowidzki z przedmieść, która, jedząc ziemię, odgaduje los zaginionych kobiet.
Kolory okładki – fioletowy i zielony – są kolorami feminizmu w Argentynie. Łzy, które płyną z oczu Ziemiożerczyni, to łzy smutku, ale też ziarna, które lądują u jej stóp i dają jej siłę, zmuszają do działania. A do tego wszystkiego są jeszcze kwiaty passiflory, które bujnie rosną przed domem bohaterki. Mówi się, że po wypiciu naparu z nich można wybrać się w mistyczną podróż, że mają psychodeliczny efekt jak pejotl.
Ziemiożerczyni w jakimś sensie też Ci się objawiła.
W czasie warsztatów literackich, w których brałam udział, jeden z moich kolegów przeczytał napisany przez siebie tekst, krótki i bardzo poetycki, który kończył się słowami „ziemia z cmentarza”. Kiedy je usłyszałam, stanęła mi przed oczami mała, czarnowłosa dziewczynka siedząca koło grobu wkładająca do ust cmentarną ziemię.
Pozostało mi tylko wymyślić, kim jest, co się z nią dzieje i dlaczego je glebę pozostającą w kontakcie z innymi ciałami.
Po tym, jak przeczytałam, że to powieść o jasnowidzce, spodziewałam się odlotu. A Ziemiożerczyni to w gruncie rzeczy zwykła nastolatka, tyle że z wyjątkowym darem.
Włożyłam sporo wysiłku w to, żeby jej głos – głos zwykłej dziewczyny z peryferii Buenos Aires – brzmiał jak najbardziej autentycznie. Podobnie jak głosy jej przyjaciółek, nauczycielki, zamordowanych i zaginionych kobiet. Ziemiożerczyni ma dar jasnowidzenia, ale jest też dziewczyną z krwi i kości, na tyle realną, że wiele osób pytało mnie, czy ją znam, czy może to ja sama albo któraś z moich córek.
No więc tak, Ziemiożerczyni jest zwykłą nastolatką, ale ma też dar, który okazuje się bezcenny. To ona staje się ostatnią deską ratunku dla krewnych.
Rodziny uciekają się do niej, bo zawiódł je system.
Ludzie żyjący w totalnie prekarnych warunkach – jeśli chodzi o mieszkanie, zdrowie, pracę – szukają pomocy nastolatki, żeby odnaleźć zaginione córki, żony i matki. To jasny sygnał, że coś nie działa. Państwo, które ma obowiązek