W ramach przygotowań do wystawy Codzienne formy oporu (która zostanie otwarta w 23 lipca w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski i potrwa do końca listopada 2021 r.), artystka interdyscyplinarna Karolina Grzywnowicz spędziła ponad trzy miesiące w Palestynie, gdzie w obozach uchodźczych nagrywała opowieści, tradycyjne piosenki i kołysanki śpiewane dzieciom. Informacje o sytuacji w tamtym rejonie świata docierają do nas wtedy, gdy dochodzi tam do rozlewu krwi. O codzienności Palestyńczyków nie wiemy prawie nic. Za pośrednictwem Karoliny oddajemy im głos.
Karolina Grzywnowicz: W książce Za ostatnim niebem z 1986 r., Edward Said pisze, że bez względu na to, ile Palestyńczycy produkują tekstów, czy ogólniej, materiałów na swój temat, to dla Zachodu pozostają zupełnie nieznani. I że są nie tyle ludźmi, co pretekstem do wygłaszania sloganów i wojennych haseł. Mam wrażenie, że od lat 80. niewiele się w tej kwestii zmieniło. W dobie social mediów można byłoby się spodziewać, że obieg informacji będzie dużo większy, tymczasem jest sztucznie ograniczany, zasięgi są radykalnie ścinane, a posty kasowane. Znikają całe konta.
Palestyńczycy wszystko dokumentują i starają się informować świat o sytuacji na Zachodnim Brzegu, w Gazie, Jerozolimie. Robią to nawet za cenę utraty wolności. Poznałam osoby, które trafiły do izraelskich więzień za posty na Facebooku albo za plakaty wzywające do uwolnienia palestyńskich więźniów politycznych. Nasza wiedza jest nadal niewystarczająca, pokutują lata dezinformacji.
To właśnie na poziomie języka dochodzi do normalizacji kolonializmu, dlatego tak ważne jest, że w końcu zaczynamy używać nowego języka w tym dyskursie. Bo to język może być początkiem zmiany. Dlatego nie mówimy o „konflikcie palestyńsko-izraelskim” tak, jakby istniała symetria i dwie