
Aleksandra Lipczak: Matka Polka – to prowokacja?
Anne Applebaum: Tytuł wymyślił mój mąż, wydał mu się zabawny. Widać w nim jego specyficzne poczucie humoru, ale zgodziłam się z tym, że jest dobry. Pozwala na nowo zdefiniować tytułową figurę. Z jednej strony jest stereotypowa zapracowana kobieta, która spędza cały czas z dziećmi, wiodąc bardzo tradycyjne życie. Ale dlaczego to właśnie ona ma być Matką Polką? W końcu ja też jestem Polką i matką, więc również mogę aspirować do tego tytułu.
Po przeczytaniu i obejrzeniu wcześniejszych wywiadów z panią miałam wrażenie, że nie lubi pani rozmawiać o swoim prywatnym życiu. A tu proszę: wywiad-rzeka.
Po części zostałam do tego namówiona przez mojego przyjaciela, Pawła Potoroczyna, którego znam od wielu lat i z którym łączą mnie gust i zainteresowania. Wiedziałam więc, że będzie to rozmowa o rzeczach, które wydają się ciekawe nam obojgu.
Zaczęłam też czuć, że doszłam do momentu, kiedy powinnam wyjaśnić pewne rzeczy ludziom, którzy nie znają mojej historii, chociażby to, jak się tu znalazłam. Głównie chodziło jednak o to, że będzie zabawnie zrobić to z Pawłem.
Historia związana z pani zamieszkaniem w Polsce jest, powiedziałabym, epicka. Pierwszy raz przyjechała tu pani jako przemytniczka.
Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście była pierwsza podróż. Zanim w 1988 r. przyjechałam tu w roli korespondentki zagranicznej („The Economist ” i „The Indpendent „– przyp.), odwiedziłam Polskę kilkakrotnie jako turystka i za którymś razem rzeczywiście miałam przy sobie pieniądze dla Solidarności.
Kilka tysięcy dolarów. W ówczesnej Polsce niemałą fortunę.
Zebrał je w Wielkiej Brytanii Roger Scruton (brytyjski filozof i pisarz, w latach 80. zaangażowany w pomoc dla polskiej opozycji – przyp.) razem ze znanym dziennikarzem, Timothym Gartonem Ashem. Moje życie w Polsce nie wydawało mi się wówczas wcale takie epickie, dopiero teraz, po 30 latach, mam poczucie, że – jako że żyłam w czasach wielkich przemian – moje osobiste doświadczenia mogą być ciekawe dla innych. W międzyczasie dorośli przecież ludzie, którzy nie pamiętają już z własnego doświadczenia czasów, o których mówimy.
Jesteśmy przy