Pięć przepowiedni na 2021 rok Pięć przepowiedni na 2021 rok
i
Sławomir Mrożek, rysunek z archiwum, nr 626/1957 r.
Opowieści

Pięć przepowiedni na 2021 rok

Derek Beres
Czyta się 5 minut

Mniej niepotrzebnych wydatków i wzrost szacunku do nauki. Czego jeszcze możemy się w tym roku spodziewać?

Co przyniesie nam 2021 rok? Przewidywania z poprzedniego sylwestra nie bardzo się sprawdziły, więc nie powinniśmy być zbyt kategoryczni, ale nie zaszkodzi trochę pospekulować.

Oto pięć prognoz, które dotyczą potencjalnych wielkich zmian społecznych w Stanach Zjednoczonych w 2021 r. To tylko drobny wycinek interesujących kwestii – nie będziemy się tu zastanawiać na przykład nad tym, czy jesteśmy świadkami początku końca kin, czy przyszłością turystyki są subskrypcje w liniach lotniczych, czy milenialsi przejmą władzę nad światem, czy prawne działania przeciw wielkim korporacjom pozwolą zapanować nad gigantami z branży technologicznej, czy doczekamy się wreszcie wyższego odsetka kobiet na stanowiskach kierowniczych oraz czy trzeci film z serii Wonder Woman naprawdę jest konieczny.

Powiedzmy sobie uczciwie: nie wiemy, co się wydarzy w nadchodzącym miesiącu, a tym bardziej przez resztę roku 2021. Możemy jednak spróbować skupić się na poniższych kwestiach, by zaplanować lepszą przyszłość.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Doceniamy naukę

Wiadomo, że media zbyt często skupiają się na tragediach i sensacjach, bo strach dobrze się sprzedaje. I to raczej się nie zmieni. Uwagę odbiorców przyciąga się, wywołując niepokój i poczucie niepewności. Badacze z Brown University ustalili, że ton tekstów publicystycznych oraz informacyjnych w amerykańskich mediach był bardziej pesymistyczny niż gdziekolwiek indziej na świecie.

O ile jednak przeciwnicy szczepień często trafiają na pierwsze strony gazet i robią mnóstwo hałasu w mediach społecznościowych, o tyle zaufanie Amerykanów do medycyny i nauki wydaje się obecnie największe w historii. W minionym roku miała miejsce rekordowa liczba aplikacji na studia medyczne. Zjawisko określono efektem Fauciego, od nazwiska cenionego głównego doradcy prezydenta USA ds. walki z pandemią.

Skupiamy się na klimacie

Skoro już mowa o sensacjach – przez ostatnie cztery lata w mediach dominował Trump. Z tego powodu w mniejszym stopniu skupiano się na zmianach klimatu. Pandemia tymczasem uświadamia nam, że nie panujemy nad otaczającym nas światem tak bardzo, jak się nam wydawało. A przecież, według przewidywań, do roku 2070 jedna trzecia ludzi na całym świecie stanie się uchodźcami klimatycznymi.

Zmiany klimatu sieją spustoszenie na naszej planecie także wtedy, gdy je ignorujemy. Wkrótce zresztą zostaniemy pozbawieni tej opcji, choćby dlatego, że wzrost temperatury i spadek bioróżnorodności będą sprzyjać rozprzestrzenianiu się wirusów.

Nowa ustawa o wydatkach publicznych USA zawiera przepisy pozwalające ograniczyć zmiany klimatu. Przewiduje się m.in. finansowanie sekwestracji dwutlenku węgla [czyli wychwytywania go i deponowania, by nie mógł przedostawać się do atmosfery – przyp. red.] oraz odejście od węglowodorów jako czynników chłodniczych. Joe Biden zapowiada, że jego administracja od samego początku będzie dążyła do powstrzymania kryzysu klimatycznego. Potwierdzają to jego pierwsze decyzje i nominacje kadrowe.

Rządy i przedsiębiorstwa na całym świecie już teraz podejmują rozmai­te działania. We Włoszech powstaje pierwsza bezemisyjna dzielnica mieszkaniowa, a holenderski rząd postanowił zastąpić co najmniej 10% dróg asfaltowych terenami zielonymi. Amerykańscy inżynierowie pracują nad nowymi rodzajami materiałów budowlanych powstających dzięki bakteriom, dzięki czemu być może będziemy mieli bardziej zrównoważone budownictwo.

Ograniczamy konsumpcję

Wydatki konsumpcyjne spadają – aczkolwiek to raczej kwestia konieczności niż wyboru. Od początku pandemii przeznaczamy więcej pieniędzy na zakupy w sieci, ale w sumie wydajemy mniej. Szczególnie mocno ucierpiała branża turystyczna.

Sławomir Mrożek, rysunek z archiwum, nr 626/1957 r.
Sławomir Mrożek, rysunek z archiwum, nr 626/1957 r.

Pogłębiają się nierówności. Multimiliarderzy – również ci, których majątek przekracza 100 mld dolarów – pomnażają swoje niewyobrażalne bogactwo, lecz większość ludzi wskutek pandemii musiała ograniczyć się do kupowania tylko tego, co niezbędne. Początkowo to dla każdego poważne wyzwanie emocjonalne. Ta trudna sytuacja ma jednak drugą stronę. Uświadamia nam, że ludzie nie tylko nie mogą bez końca produkować nowych rzeczy (przedmioty wytworzone przez człowieka ważą obecnie więcej niż cała biomasa planety), ale też nie muszą, bo ich nie potrzebują.

Zaczynamy pracować zdalnie

Dzięki pandemii upowsze­chniła się praca zdalna. W Stanach Zjednoczonych pracuje tak już połowa ludzi. Oczywiście ten model pracy ma pewne wady. Na dłuższą metę nie da się zastąpić osobistych inter­akcji w świecie rzeczywistym. Trzeba jednak pamiętać o pozytywnych aspektach, np. o tym, że nie tracimy już czasu na dojazdy (przez co emitujemy mniej gazów cieplarnianych), a zamiast tego możemy przebywać z rodziną.

Po pandemii branże technologiczne, finansowe czy medialne pozwolą zapewne części ludzi pracować z domu lub w systemie mieszanym.Ale nie każdą pracę da się wykonywać zdalnie, np. robotnicy nie będą mieć takich możliwości. Decyzje podejmą menedżerowie. Jedni dojdą do wniosku, że wspólne przebywanie w miejscu pracy jest sprawą zasadniczą z punktu widzenia dobra firmy, inni postanowią zaoszczędzić na kosztach lokalowych. Właś­nie tego rodzaju pojedyncze wybory przesądzą o przyszłości pracy zdalnej, ale nie ulega wątpliwości, że będzie ona rozwiązaniem częstszym niż przed pandemią.

Zwracamy się ku wspólnocie

Społeczeństwo amerykańskie jest podzielone bardziej niż kiedykolwiek. Czy uda się temu zaradzić? Nie wiadomo. Możemy jednak mieć nadzieję.

Jedną z oznak postępu jest zjawisko określane mianem calling in. Podczas gdy upowszechnia się calling out [czyli publiczne piętnowanie niepożądanych zachowań lub wypowiedzi – przyp. red.], niektóre osoby – zwłaszcza kobiety, takie jak profesor Loretta J. Ross ze Smith College – próbują innego podejścia.

Jego podstawą jest teoria przepływu, którą przez wiele dziesięcioleci rozwijał węgiersko-amerykański psycholog Mihály Csíkszentmihályi. W książce Good Business z 2003 r. podkreśla on, że menedżerowie skuteczniej zaszczepiają swoim podwładnym odpowiednie nawyki, jeśli starają się ich inspirować, zamiast nieustannie krytykować czy karcić. Podobne podejście warto stosować również w innych sprawach. Zawstydzanie i piętnowanie bez wątpienia powinny funkcjonować w społeczeństwie. Nie należy jednak tych środków nadużywać, co obecnie czynimy.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Żyjemy w czasach mediów społecznościowych, w których na wszystko trzeba szybko reagować. Być może nie będziemy mieli jednak wyjścia i zmienimy nasze nastawienie. Wielu ludzi czuje zmęczenie i frustrację z powodu nieustannego hejtu i call-outów. Biorąc pod uwagę naszą plemienną naturę, raczej nie uda się nam wyeliminować ich raz na zawsze, lecz wszelkie wysiłki na rzecz stworzenia prawdziwej wspólnoty bez wątpienia zasługują na wsparcie.


Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie BigThink.com.

Czytaj również:

Kiedy pies zostaje w domu Kiedy pies zostaje w domu
i
ilustracja: Mieczysław Wasilewski
Wiedza i niewiedza

Kiedy pies zostaje w domu

Robby Berman

Zostawiony w domu pupil nie jest najszczęśliwszy…­Co zrobić, żeby lepiej znosił rozłąkę?

Wielu właścicieli psów zastanawia się, co dzieje się pomiędzy rozdzierającym serce spojrzeniem, gdy wychodzimy z mieszkania, a wybuchem radości po naszym powrocie. Dowody rzeczowe sugerują, że nic strasznego – poza sporadycznym przeżuciem kapcia. Dla każdego jest jednak oczywiste, że psy wolałyby nie zostawać same.

Czytaj dalej