Piżama była już ubiorem domowym, plażowym, wieczorowym. Strojem rozmemłanym, eleganckim, a także… niemęskim.
„Koszulka czy piżama
Jest w łóżku strojem twym?
Czy pani mieszka sama
Czy też z amantem swym?”
– śpiewała w 1926 r. ulubienica warszawiaków Zuza Pogorzelska w piosence do słów Andrzeja Własta, pokazując, że wybór musiał być znaczący. Ale co ważniejsze, pytanie świadczy o dowolności nocnego ubioru w okresie międzywojennym, a także o rosnącej popularności piżamy w damskiej garderobie.
Francuzki najwyraźniej nie miały takich dylematów. W tym samym czasie Lazurowe Wybrzeże zaczęło uchodzić za Piżamowe Wybrzeże czy też, posługując się ówczesnym językiem – „Piżamapolis”. Popularność tego stroju musiała być ogromna, skoro wenecka wyspa Lido kusiła potencjalnych gości „plażą słońca i piżamy”. Kogo było stać, nosił jedwabne komplety Coco Chanel, podobno ci mniej zamożni po prostu nie zmieniali nocnego stroju. Za sprawą Coco piżama z łóżka wyszła nie tylko na plażę, ale powędrowała znacznie dalej, w rejony, o których większości społeczeństwa nawet się nie śniło. Dekadenckie, jedwabne, uniseksowe komplety – szerokie lejące spodnie i eleganckie męskie marynarki – wprowadza, na samej sobie, na salony.
Jednak zanim to nastąpiło, piżama musiała przejść długą drogę – zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Słowo paijama pochodzi z perskiego i urdū. Powstało ze złożenia dwóch słów: pāy, czyli „stopa”, „noga”, i jāma – „ubranie”. Nazywano tak luźne, wiązane w pasie, bawełniane lub jedwabne spodnie, noszone na co dzień z długą koszulą – kurtą, w krajach Bliskiego Wschodu, m.in. w Turcji, a także w Indiach czy Iranie. W Europie piżama pojawia się dopiero w XVII w. jako jedna z wielu rzeczy przywiezionych przez Brytyjczyków z Półwyspu Indyjskiego. Początkowo jest noszona jako strój domowy przez kolonialnych urzędników, którzy w wilgotnym i gorącym klimacie nieśmiało zrzucają po pracy swoje wełniane spodnie. Piżama wraca z nimi do kraju w takiej właśnie funkcji, zyskując swój dzisiejszy status dopiero pod koniec XIX w. W tym czasie spodnie w kobiecej garderobie to rzadkość, w miejscach publicznych właściwie nie do pomyślenia.
Koszula na wstyd
Nie znaczy to, rzecz jasna, że przed piżamą w sypialniach Zachodu panowała tylko nagość. Jak przypomina Norbert Elias, strój do spania w Europie pojawia się mniej więcej w tym samym czasie co inne rekwizyty cywilizacji – widelec i chusteczka do nosa. Wcześniej spało się nago lub w ogóle się nie rozbierało. W średniowieczu to niezdejmowanie koszuli budziło jednak podejrzliwość – świadczyło najczęściej o fizycznej ułomności, bo po co w innym przypadku ukrywać ciało?
Nie bez przyczyny klasyczna już Historia ubiorów autorstwa Marii Gutkowskiej-Rychlewskiej zaczyna się od postaci Adama i Ewy oraz listka figowego. Potrzeba okrycia nagości sygnalizuje głębokie przemiany w świadomości i obyczajowości. Uczucie wstydu wkracza do sfer dotąd od niego wolnych. I tak pojawia się nocna koszula. Nie jest jednak jasne, kiedy dokładnie – analizy ikonografii średniowiecznej wskazują, że okazjonalnie, w niektórych kręgach klasy wyższej, używana była już w XIV w. Najczęściej szyto ją z tkanin lnianych, które są wyjątkowo wytrzymałe i łatwe w utrzymaniu, a jednocześnie przewiewne i dobrze wchłaniają pot. Przez dziesiątki lat koszula nocna wygląda podobnie, naśladując najczęściej koszulę dzienną (z niewielkimi wariacjami), noszoną pod wierzchnim ubiorem. W nocnej wersji sięga nawet kostek i jest zdecydowanie obszerniejsza, krótko mówiąc – bezkształtna, by zamaskować ludzkie ciało.
Jeśli nocne ubiory sygnalizują przejście między sferą prywatną a publiczną, a tym samym granicę wstydu i swobody, to nic tak nie podważa tych jasnych podziałów jak rozkwit życia dworskiego w Europie. To ono zaburza rytm dnia, zmienia również jasne klasyfikacje stroju. Bufiaste rękawy, falbany, koronki pod szyją i przy nadgarstkach – koszula nocna zaczyna wychodzić na salony. Pojawiają się też formy graniczne – pół prywatne, pół publiczne – stroje domowe, takie jak robe de chambre czy swobodne suknie typu déshabillé, po polsku nazywane dezabilami. Ich wprowadzenie często przypisuje się markizie de Montespan, oficjalnej kochance króla Ludwika XIV, która luźnym ubiorem miała się starać zamaskować ciążę, a w efekcie zapoczątkowała nową modę. To również moment pojawienia się szlafroka, który skrywa nocny ubiór i pozwala wyjść choć o krok poza przestrzeń prywatną. W latach 50. XX w. „Przekrój” rozpisze konkurs na polskie tłumaczenie tego niemieckiego słowa. Tym samym rozpowszechni w języku „podomkę” – strój do noszenia po domu.
Zgodnie ze znanym modelem skapywania mody autorstwa Georga Simmela – wstyd z klas wyższych spływa stopniowo do najniższych. W połowie XIX w. moralność wiktoriańskiej kultury każe nie tylko zapomnieć o kształtach ciała, ale o ciele w ogóle. Jeśli koszula nocna miała do tej pory chronić ciało, to teraz ma chronić myśli przed ciałem. Mieszczańska mentalność oddziela sferę publiczną od prywatnej, życie towarzyskie od rodzinnego. Jak jednak przekonują historycy ubioru, pruderyjność tego okresu pozostawiała wiele miejsca dla wyobraźni. „Robiąc aluzję do ciała, które nigdy nie bywa całkowicie nagie”, odkrywa pruderię jako subtelny afrodyzjak.
Prawdziwi mężczyźni i ich nocne koszule
W końcu wieku XIX mężczyźni śnią już w dużym stopniu w piżamach. Reklama skutecznie wypiera z ich szafy koszulę nocną, co nie znaczy jednak, że nie budzi to kontrowersji. Jeszcze w latach 40. XX w. zawiązuje się klub zwolenników koszuli nocnej. Antypiżamowców cytuje w 1936 r. amerykańskie czasopismo „The People”: „Prawdziwi mężczyźni nie noszą piżamy, noszą oni koszule nocne i gardzą mężczyznami noszącymi strój tak kobiecy jak piżama. Theodore Roosevelt nosił koszulę nocną, tak samo Washington, Lincoln, Napoleon, Neron i wielu innych sławnych ludzi”. Choć klub działał w Montrealu, w Nowym Jorku miał liczne grono zwolenników obrony koszuli nocnej jako symbolu męskości. Tylko pozornie trudno pogodzić te słowa z ostrzeżeniami z końca wieku XIX na temat piżamy w kobiecej garderobie. Ta była już dostępna i dopuszczalna, ale dla dużej części potencjalnych użytkowniczek wciąż rodziła wątpliwości. Prasa przestrzegała, że jej noszenie wiąże się z ryzykiem uznania za sufrażystkę. Choć te wypowiedzi dzieli kilkadziesiąt lat, obie niezbicie świadczą o rosnącej popularności piżamy, która jednocześnie w części społeczeństwa budziła wiele obaw.
A zatem: kobieta w piżamie jest niekobieca, a mężczyzna w piżamie niemęski. Obawa przed maskulinizującą siłą piżamy wraca zresztą jeszcze przed drugą wojną światową, gdy nocny strój zaczyna się upodabniać do ultrakobiecych sukien wieczorowych. Takie innowacje, jak „cięcie z ukosa”, czyli w poprzek tkaniny, które wprowadziła na dużą skalę francuska projektantka Madeleine Vionnet, upowszechniają się także w modzie nocnej. Długie suknie do spania, szyte z jedwabiu czy satyny, podkreślają kobiece kształty, dosłownie oplatając sylwetkę. Te zmiany udowadniają, że ubiór nocny jest odbiciem tych samych tendencji – obaw, ale również i fantazji społecznych – którym podlega strój wierzchni.
Rozmemłane piżamowce
Zmian obyczajowych po pierwszej wojnie światowej jednak nikt już nie zatrzyma – popularność sportu, turystyki, podróżowania czy w ogóle większej mobilności czyni z piżamy powszechny strój nocny, w którym można spędzić leniwy poranek, pokazać się partnerowi i bliższym znajomym. W przeciwieństwie do falbanek i koronek, które starannie oddzielały sferę publiczną od prywatnej, prosta i niezobowiązująca piżama zyskuje, o ironio, zdecydowanie bardziej reprezentacyjny wyraz. To forma, która zaspokaja potrzeby nowego standardu wstydliwości, gdy spanie nie jest już czynnością ściśle intymną.
Niezobowiązujący charakter piżamy ma też wady. Agnieszka Osiecka tworzy wręcz typ osobowości w piżamie. „Piżamowce” to leniwi, hipochondryczni faceci, a właściwie „stadium larwalne między mężczyzną a kobietą” – pisze. Uwielbiają chorować: „Wkładamy wtedy naszą ulubioną, rozchlapaną piżamę na rumuńskiej gumce, wdziewamy kapcie po wuju, kładziemy się do łóżka i przyjmujemy gości. Goście przychodzą, parzą nam herbatę w kuchni, a my drzemiemy i jesteśmy szczęśliwi”. Piżama to więc także stan umysłu… mężczyzny.
Ta dziecięca bezbronność, którą Osiecka łączy ze swego rodzaju rozmemłaniem, jest chyba nieodłączną i uniwersalną cechą piżamy. I jako taka stanie się głównym atrybutem protestów antywojennych Johna Lennona i Yoko Ono w latach 70. Dobrze wiedząc, że na ich ślub ściągnie chmara fotoreporterów, para sprytnie wykorzystała zainteresowanie. Spędzili tydzień miodowy w łóżku, „pokojowo” siedząc w błysku fleszy aparatów – ona w białej koszuli do ziemi, on w klasycznej prążkowanej piżamie. Po „nagiej” okładce ich płyty wydanej zaledwie rok wcześniej (o tytule Two Virgins, czyli dwie dziewice) ta manifestacja musiała sprawiać niewinne wrażenie.
Paski jak więzienie
Piżama ma w sobie coś z zamknięcia, w przeciwieństwie do otwartej swobodnie na dole koszuli. Wrażenie to potęgują jeszcze paski, które od XIX w. są niezmiennie podstawowym wzorem nocnego ubioru. „Pasiasta piżama zdaje się klatką, która więzi śpiącego, żeby lepiej go izolować” – zauważa Michel Pastoureau w swojej książce poświęconej historii pasków. Całą ambiwalencję tej izolacji oddaje historia pasiastych tkanin, które miały skreślać i społecznie wykluczać różne osoby odbiegające od przyjętej normy – szaleńców, recydywistów. Zamknięcie w klatce, czyli wyłączenie, przyjmowało najczęściej charakter pozbawienia praw i wolności. Poprzeczne pasy na uniformach naśladujących więzienną kratę oddzielają od społeczeństwa. Pasy na nocnym uniformie, jeśli tak można nazwać piżamę, oddzielając – osłaniają śpiącego. Tym samym chronią nas, kiedy w nocy leżymy bezbronni i nieświadomi. Pasiaste uniformy symbolizują również stan przejściowy – między odosobnieniem a byciem w społeczeństwie, między świadomością a jawą.
A co, jeśli granice pracy i snu zaczynają się zacierać? Jak opisać rolę i znaczenie piżamy współcześnie, kiedy sen, według marzeń niektórych, powinien być coraz krótszy, a my coraz bardziej efektywni? Może wrócimy do spania nago lub, co bardziej prawdopodobne, z braku czasu do nierozbierania się w ogóle? Na razie mamy do wyboru bluzy z miękkimi poduszkami na rękawach, w które można wtulić głowę w krótkich przerwach w pracy przed komputerem. Albo z zamkami, które w ostatnich latach znacznie się wydłużyły, tak byśmy mogli zapiąć się zupełnie, do samego końca. Uciekając głową w kaptur zamiast w chmury, mamy szansę choć na chwilę uciec w sen. Nie budźcie mnie, proszę.
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!