
Co jest sekretem sukcesu Stellana Skarsgårda, najprawdopodobniej najbardziej obok Maxa von Sydowa, rozpoznawalnego i cenionego szwedzkiego aktora?
Można ten aktorski fenomen tłumaczyć skutecznie realizowaną strategią balansowania między statusem ikony alternatywy filmowej a występami w produkcjach największych hollywoodzkich studiów. Skarsgård wszędzie dotarł i wszędzie się odnalazł. Oglądaliśmy go zarówno we wzbudzających kontrowersje filmach Larsa von Triera, jak i popularnych seriach Piraci z Karaibów czy Avengers. Wkrótce znów zobaczymy go w obrazach bardzo różnorodnych: wzruszającym dramacie Nadzieja Marii Sødahl, który w tym tygodniu wchodzi na ekrany polskich kin, a następnie w widowiskowej adaptacji powieści Franka Herberta Diuna.
Mateusz Demski: Spotykamy się przy okazji premiery filmu Nadzieja, ale jakiś wewnętrzny głos każe mi w pierwszej kolejności zapytać o Diunę. Zżera mnie po prostu ciekawość, czego możemy się spodziewać.
Stellan Skarsgård: Bez wątpienia będzie to kolejny w wydaniu Denisa Villeneuve’a wizjonerski spektakl, w którym widać jednak duże pieniądze. Niech świadczy o tym fakt, że mnie w udziale przypadła rola faceta ważącego blisko 250 kilogramów, co wymagało długich godzin charakteryzacji. I to by było na tyle! (śmiech). Naprawdę nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć, wciąż obowiązuje mnie rygor hollywoodzkich klauzuli poufności. Ale chyba mogę ci coś pokazać.
(W tej samej chwili wyciąga z kieszeni