Podróż do wnętrza bestsellera Podróż do wnętrza bestsellera
i
ilustracja: Igor Kubik
Doznania

Podróż do wnętrza bestsellera

Adam Węgłowski
Czyta się 5 minut

Jakie są literackie bestsellery wszech czasów? Sądząc po liczbie wydrukowanych egzemplarzy, księgi o zabarwieniu religijnym i ideologicznym. Aczkolwiek nie zawsze pochodzące sprzed wielu stuleci.

Obok Biblii (około 3 mld sztuk) i Koranu (mniej więcej miliard) w czołówce pojawia się bowiem XX-wieczna Czerwona książeczka Mao Zedonga (ponad miliard sztuk) oraz XIX-wieczna Księga Mormona (około 150 mln). W przypadku rekordzistów są to liczby przybliżone; wszak kiedyś nikt nie prowadził takich statystyk, dane są rozproszone, w niektórych miejscach i czasach publikowano księgi nielegalnie itp. Co jednak znajduje się na dalszych pozycjach za „świętymi księgami”?

Don Kichot i Poirot

Sytuują się tam powieści: o charakterze mniej lub bardziej rozrywkowym, z mniejszym lub większym zabarwieniem filozoficznym. A więc przede wszystkim tomy Don Kichota z La Manchy Miguela Cervantesa, których sprzedano około pół miliarda. A dodajmy, że opowieść o błędnym rycerzu doczekała się już wkrótce po premierze mnóstwa pirackich wydań. Dalej mamy – w Polsce prawie nieznaną! – Opowieść o dwóch miastach Charlesa Dickensa (200 mln). A także Władcę pierścieni J.R.R. Tolkiena (150 mln) i Małego księcia Antoine’a de Saint-Exupéry (140 mln). Powyżej 100 mln nabywców znalazły też powieści mistrzowskie w swoim gatunku, acz pozbawione właściwie głębszych treści: przygodowa kolonialna Ona Henry’ego Ridera Haggarda oraz klasyczny kryminał Dziesięciu Murzynków Agathy Christie (znany też pod bardziej politycznie poprawnym tytułem I nie było już nikogo).

Czy na tej podstawie można stworzyć receptę na bestseller? Niekoniecznie. Aczkolwiek lista ta może tłumaczyć popularność dzieł mniejszego kalibru: lokalnych hitów uderzających jednak w odpowiednią nutę. W Polsce obecnie takim minibestsellerem jest literatura turbolechicka.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Prawda, cała prawda i turboprawda

Opowiada o rzekomej mocarstwowej przeszłości Słowian na ziemiach polskich. Mieli oni tworzyć Wielką Lechię, czyli superpaństwo konkurujące ze starożytną Grecją, Rzymem, Bizancjum. Mocarstwo, które wymazano z kart dziejów za sprawą watykańskich i niemieckich machinacji. Mamy tu widoczny posmak ideologiczny (Polacy nie gęsi, swoje imperium mają), religijny (neopogański i antywatykański) oraz sensacyjno-przygodowy (nasi przodkowie dają łupnia wszystkim dookoła, a potem stają się ofiarami międzynarodowego spisku ciągnącego się do dzisiaj). Na próżno historycy przekonują, że to dyrdymały oparte na historycznych fałszerstwach – których kwintesencją jest Kronika Prokosza uchodząca wśród tzw. turbolechitów za dzieło sprzed tysiąca lat, jednak w rzeczywistości o tyle zabytkowa, że będąca XVIII-wieczną fałszywką.

Oczywiście wyznawcy Wielkiej Lechii przygotowani są na długie dyskusje w obronie swych fantazji. Niełatwo zbić ich z tropu, odwołując się tylko do zdrowego rozsądku i szkolnych podręczników. Aby więc dobrze się przygotować do takiej dysputy (w której nasi interlokutorzy mogą nawet rozważać, czy nasze nazwisko brzmi odpowiednio polsko, bo w innym przypadku zostaniemy z góry uznani za agenturę wrogich sil), warto zapoznać się np. z książką Romana Żuchowicza Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka. Z drugiej strony pamiętajmy jednak, co stoi za sukcesem banialuk o Wielkiej Lechii. To głód wiedzy o korzeniach Polski i Słowiańszczyzny. Niepotrzebne kompleksy wobec innych nacji. Szkolne programy, które zamieniły historię w nudne wkuwanie dat, postaci i haseł. A także znak naszych czasów: brak zaufania do autorytetów, wiara w teorie spiskowe, podważanie prawd i odkryć naukowych. Pod tym względem turbolechitom całkiem blisko do antyszczepionkowców i płaskoziemców.

Biblie fantastów

Pseudonauka ma własne „biblie”. Tak jak turbolechici mają lipną Kronikę Prokosza, tak antyszczepionkowcy wymachują artykułami i książką swego guru Andrew Wakefielda. Zwolennicy spisków żydowsko-masońskich podpierają się sfabrykowanymi Protokołami mędrców Syjonu. Tropiciele historycznych spisków wyciągają Zakazaną archeologię. Kontestujący historię chrześcijaństwa mają pod ręką książkę Święty Graal, Święta Krew (która dostarczyła paliwa do bestsellerowej powieści Kod Leonarda da Vinci). Poszukiwacze kosmitów nie rozstają się z pracami Ericha von Dänikena, często będącymi na bakier z prawdą. A najbardziej aktywni tropiciele jaszczuropodobnych Obcych pochłaniają reptiliańską literaturę Davida Icke’a.

Jedną z najbardziej fantastycznych, a jednocześnie niepozbawioną swoistego romantyzmu, fałszywek są rzekome wspomnienia amerykańskiego wojskowego, lotnika i polarnika kontradmirała Richarda Evelyna Byrda. W latach 1946–1947 kierował on Operacją Highjump, w ramach której okręty i samoloty USA krążyły po Antarktyce. Oficjalnie była to misja szkoleniowa i rekonesansowa. Spiskowa teoria mówi, że w rzeczywistości szukano na Antarktydzie niedobitków Trzeciej Rzeszy, którzy usiłowali w lodowej krainie budować nowe imperium. Nic dziwnego, że wokół Byrda narosło wiele legend. Przyczyniły się jeszcze do tego jego rzekome Dzienniki z wyprawy na biegun nie południowy, lecz północny. Zamieszczono je w latach 60. w książce mistyka Raymonda W. Bernarda The Hollow Earth (Wydrążona Ziemia) na poparcie tezy, że wewnątrz naszego globu istnieje inny, nieznany świat!

Arktyczna wydmuszka

Rzekoma relacja Byrda została napisana histerycznym językiem przypominającym popadających w szaleństwo bohaterów Lovecrafta, odkrywających pradawną cywilizację mogącą w okamgnieniu zmiażdżyć ludzkość. „Dziennik ten pisać muszę w tajemnicy i skrytości. Dotyczy on mego przelotu nad Arktyką w dniu 19 lutego 1947 roku. Przychodzi taki czas, gdy człowieczy racjonalizm przestaje cokolwiek znaczyć i kiedy zaakceptować trzeba nieuniknioną Prawdę!” – czytamy w tych patetycznych zapiskach (tłumaczenie za: Umberto Eco, Historia krain i miejsc legendarnych). Jaka jest ta prawda objawiona? „Coś tu z pewnością nie tak i dzieje się tu coś bardzo dziwnego! Powinniśmy znajdować się nad lodem i śniegiem! Z lewej burty widać olbrzymie lasy porastające górskie zbocza. Nasze instrumenty nawigacyjne wciąż wirują, żyroskop waha się w przód i w tył! […] Światło wydaje się tu inne. Nie widzę już słońca. Jeszcze raz skręcamy w lewo i zauważamy pod nami coś, co chyba jest jakimś zwierzęciem. Zdaje się, że to słoń! Nie!!! Bardziej przypomina mamuta!”. A to dopiero początek atrakcji. Potem pojawiają się błyszczące latające dyski oznaczone „rodzajem swastyk”. Następnie „wielkie błyszczące miasto, pulsujące wszystkimi kolorami tęczy”. Wreszcie dochodzi do kontaktu Byrda z mieszkańcami: wysokimi blondynami, którzy oznajmiają Amerykaninowi: „Jest pan w domenie Arian, w Świecie Wewnętrznym”.

Okazuje się, że mieszkańców tej krainy zaniepokoiła druga wojna światowa na powierzchni Ziemi i użycie broni atomowej. Postanowili więc ostrzec ludzkość przed czekającą ją zagładą. Oferują też pomocną dłoń w razie globalnej katastrofy: „Gdy nadejdzie ten czas, znów się zjawimy, by dopomóc wam w odrodzeniu waszej kultury i rasy”. Niestety, szlachetne przesłanie nie trafia do świata, bo Byrd pouczony zostaje przez zwierzchników, że ma tę prawdę zachować dla siebie…

Jak powiedział Stanisław Lem: „Nie ma takich bredni, w które ludzie nie byliby w stanie uwierzyć”.

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej