
Biennale Warszawa, najbardziej radykalna instytucja kultury w stolicy Polski, wydaje łabędzi śpiew. Ale cóż to jest za pieśń! Ma formę wystawy zatytułowanej Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną.
Za tym tyleż fantastycznym, co enigmatycznym tytułem kryje się ambitny esej wystawowy, rozgrywający się na przecięciu różnych dziedzin. Jedną z nich jest oczywiście sztuka, która na każdym kroku przeplata się tu jednak z aktywizmem, badaniami naukowymi, a nawet teoriami spiskowymi, z których wiele niestety wydaje się znajdować potwierdzenie w rzeczywistości. Tematem wystawy są relacje zaawansowanych technologii z władzą, kapitałem, ewolucją politycznych idei oraz przemocą – zarówno tą nową, cybernetyczną, jak i fizyczną.
Biennale Warszawa przyłącza się do tych diagnostów kondycji współczesnego świata, którzy twierdzą, że zmierzamy w stronę jakiejś formy cyberautorytaryzmu, a może nawet inteligentnego totalitaryzmu w wersji 2.0. Oto wizja jakby żywcem wyjęta ze scenariusza dystopijnego filmu science fiction – z zastrzeżeniem, że to widowisko rozgrywa się naprawdę i 99% ludzkości ma w nim wystąpić w roli ofiar systemu. Czy naprawdę nieunikniona jest realizacja czarnego scenariusza, w którym rozwój technologii idzie w parze z kryzysem demokracji i kurczeniem się zakresu swobód obywatelskich? Biennale Warszawa nie udziela jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale mobilizuje publiczność, by szukać jej – wspólnie z twórcami wystawy – zanim będzie za późno.
Wernisaż Biennale Warszawa. Zdjęcie: Monika Stolarska/materiały prasowe
Wernisaż Biennale Warszawa. Zdjęcie: Monika Stolarska/materiały prasowe