Biennale Warszawa, najbardziej radykalna instytucja kultury w stolicy Polski, wydaje łabędzi śpiew. Ale cóż to jest za pieśń! Ma formę wystawy zatytułowanej Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną.
Za tym tyleż fantastycznym, co enigmatycznym tytułem kryje się ambitny esej wystawowy, rozgrywający się na przecięciu różnych dziedzin. Jedną z nich jest oczywiście sztuka, która na każdym kroku przeplata się tu jednak z aktywizmem, badaniami naukowymi, a nawet teoriami spiskowymi, z których wiele niestety wydaje się znajdować potwierdzenie w rzeczywistości. Tematem wystawy są relacje zaawansowanych technologii z władzą, kapitałem, ewolucją politycznych idei oraz przemocą – zarówno tą nową, cybernetyczną, jak i fizyczną.
Biennale Warszawa przyłącza się do tych diagnostów kondycji współczesnego świata, którzy twierdzą, że zmierzamy w stronę jakiejś formy cyberautorytaryzmu, a może nawet inteligentnego totalitaryzmu w wersji 2.0. Oto wizja jakby żywcem wyjęta ze scenariusza dystopijnego filmu science fiction – z zastrzeżeniem, że to widowisko rozgrywa się naprawdę i 99% ludzkości ma w nim wystąpić w roli ofiar systemu. Czy naprawdę nieunikniona jest realizacja czarnego scenariusza, w którym rozwój technologii idzie w parze z kryzysem demokracji i kurczeniem się zakresu swobód obywatelskich? Biennale Warszawa nie udziela jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale mobilizuje publiczność, by szukać jej – wspólnie z twórcami wystawy – zanim będzie za późno.
*
Biennale Warszawa jest młode i takie zostanie. Nie zestarzeje się, bo za chwilę go już nie będzie. Powstało w 2017 r. jako miejska interdyscyplinarna instytucja artystyczna zajmująca się kulturą w kontekście społecznych, politycznych i cywilizacyjnych przemian zachodzących w Warszawie, w Polsce i na świecie.
W sferze sztuki pojęcie biennale kojarzy się z wielkim artystycznym show. Stołeczna instytucja posługuje się jednak tym terminem w sposób przewrotny, a nawet wywrotowy. Biennale Warszawa jest nie tyle producentem efektownych spektakli artystycznych, ile think tankiem, w którym myśli się, jakby tu wykroczyć poza logikę „sztuki jako spektaklu”, a festiwalozę zamienić na pracę organiczną.
Biennale od początku budziło kontrowersje. Antyspektakularna filozofia działania instytucji wykluczała odnoszenie sukcesów, których miarą jest zwalająca z nóg frekwencja i szum w masowych mediach. Biennale od artystycznych fajerwerków wolało warsztaty, dyskusje, badania, publikacje i rezydencje dla twórców kultury, a także intelektualną pracę z nowymi ideami; bliżej mu było do niekonwencjonalnego ośrodka akademickiego, gdzie sztuka przenika się z naukami społecznymi, niż do salonu, w którym można pobrylować na wernisażach.
Na pierwszy rzut oka Biennale Warszawa mogło wydawać się instytucją nieco hermetyczną, niezrozumiałą i onieśmielającą. Bez wątpienia mogło komunikować swój program w nieco bardziej przyjazny sposób, zachęcając szerszą publiczność, by przekonała się, że nie taki diabeł straszny. Jednak prawdziwe napięcie wokół Biennale miało charakter polityczny – instytucja znalazła się między młotem a kowadłem. Dla rządzącej w kraju prawicy Biennale było zbyt postępowe na froncie praw obywatelskich, a dla kierującej miastem opozycji zbyt antykapitalistyczne; dla jednych i drugich okazało się zbyt „lewicowe”. Pod koniec zeszłego roku Ratusz ogłosił, że druga edycja Biennale Warszawa, którą właśnie mamy okazję oglądać, będzie zarazem ostatnią. Wraz z końcem wystawy zakończy się również działalność instytucji pod obecną nazwą i w dotychczasowej formule; jesienią Biennale Warszawa przekształcone zostanie w nową organizację – Warszawskie Obserwatorium Kultury.
Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną są zatem projektem, którym Biennale żegna się z publicznością. Owo pożegnanie, jak to się ładnie mówi, daje do myślenia i skłania do różnych refleksji. Wiele z nich dotyczy kierunku, w którym zmierza świat przekształcany przez zaawansowane technologie – i nie są to refleksje wesołe. Podobnie jak radosna nie jest konstatacja, że instytucji potrafiących krytycznie i kompetentnie przyglądać się cywilizacyjnym oraz politycznym zmianom potrzebujemy teraz bardziej niż kiedykolwiek. I akurat w tym momencie jedna z nich znika z pejzażu kulturalnego stolicy Polski. Na razie mamy jednak do dyspozycji wystawę, więc rzućmy na nią okiem, póki czas!
*
Początkowo Widzące kamienie… mogą się wydać zaprzeczeniem filozofii Biennale Warszawa, która opierała się na zasadzie: najpierw dyskurs, potem ewentualnie spektakl. Jak przystało na wystawę o zaawansowanych technologiach, Widzące kamienie… pękają w szwach od multimediów, projekcji, ekranów. Mają świetną architekturę (grupa Centrala) i oprawę graficzną (Jakub de Barbaro); to jedna z najlepiej zrealizowanych wystaw sztuki, jakie widziałem ostatnio w Warszawie.
Pikanterii ekspozycji dodaje fakt, że urządzona jest w Domu Towarowym Junior. To przestrzenie, z których dwa lata temu, w czasie pandemii, wycofał się Empik. Niegdyś mieścił się tu największy w Polsce salon firmy przekonującej nas, że kultura to po prostu biznes jak każdy inny. Teraz opuszczony przez korporację lokal zajmują artystki i artyści, którzy uważają, że kultura może być narzędziem oporu – również wobec korporacji. A więc symboliczne zwycięstwo krytyków neoliberalnych porządków? Niby tak, a jednak ci, którym marzy się rewolucja (najlepiej artystyczna) i obalenie systemu, nie powinni cieszyć się przedwcześnie…
Widzące kamienie… to nie jest wystawa łatwa, nie da się jej obejrzeć w pięć minut. Im głębiej wchodzimy w ten (cyber)las, tym rozleglejszy otwiera się przed nami krajobraz danych, tekstów, faktów i liczb. Na wystawie dominuje ten rodzaj sztuki, który ‒ kiedy trzeba ‒ chętniej posługuje się wykresem niż metaforą. Zresztą za wieloma pracami stoją kolektywy artystów wspomaganych przez badaczy, ekspertów czy aktywistów. Często też to grupy aktywistyczne i badawcze zwracają się do artystów, by nadali wizualną i estetyczną formę ich wiedzy oraz przesłaniu.
*
A tytułowe „widzące kamienie”? I „przestrzenie poza Doliną”?
Pierwsza część tytułu odnosi się do Palantirów z Władcy Pierścieni. W sadze Tolkiena te magiczne kamienie pozwalały czarnoksiężnikom porozumiewać się na odległość, a także zaglądać w przyszłość i przeszłość – czyli, jak zauważają kuratorzy Biennale, dokonywać predykcji oraz klasyfikacji danych. Natomiast Palantir Technologies to nazwa korporacji zajmującej się analityką danych. Jej założyciel, Peter Thiel, to jedna z najbardziej charyzmatycznych, a zarazem kontrowersyjnych postaci z Doliny Krzemowej. Rozgłos zdobył jako twórca innowacyjnego serwisu PayPal. Kontrowersje budzą jego reakcyjne poglądy polityczne.
Zaskakująco wiele korporacji z branży hi-tech w Dolinie Krzemowej odwołuje się w swoich nazwach i retoryce do Władcy Pierścieni oraz innych tekstów (pop)kultury mitologizujących walkę dobra ze złem. W tym kontekście nie dziwi, że wystawę otwiera instalacja wideo pod tytułem Shire II. Jej twórca, Luis August Krawen, pokazuje 25-minutowy strumień świadomości ujęty w animację komputerową. Film prezentowany jest w małym drewnianym domku. Dorosła osoba ledwie mieści się w tej chatce, która byłaby w sam raz dla niziołka. Bo tytułowe Shire to przecież baśniowa Tolkienowska kraina hobbitów – poczciwych małych ludzi, którzy w świecie Władcy Pierścieni odgrywają rolę konserwatywnych liberałów ceniących umiar, dobrobyt i rządy prawa.
U Tolkiena Shire jest metaforą Zachodu, na który czyhają siły zła i barbarzyńskie hordy. W czasach autora Hobbita to zagrożenie ucieleśniały stalinowskie i hitlerowskie totalitaryzmy. A dzisiaj? Kto jest wrogiem? Putinowska Rosja? Chiny? Al-Kaida i globalny terroryzm? Populiści? Kandydatów na antagonistów Shire jest wielu. Według Doliny Krzemowej pokonać ich może tylko potężna magia, czyli nowe technologie.
W świecie hi-tech popularne są metafory czerpane z opowieści fantasy, ale narracja wystawy nie jest bajką. Pierwsza część Widzących kamieni… opowiada o splocie technologicznych innowacji, przemysłu zbrojeniowego oraz konserwatywnej ideologii. Na fundamencie tego sojuszu powstaje tzw. kapitalizm inwigilacji – panoptyczny system łączący neoliberalną drapieżność ekonomiczną z obsesją kontroli, charakterystyczną dla ustrojów totalitarnych. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu rozwój nauki i technologii kojarzono z ideą postępu oraz perspektywą budowy lepszego świata. Kuratorzy Biennale Warszawa i zaproszeni artyści twierdzą, że to się zmienia: nowe technologie coraz częściej służą zachowaniu świata w jego dotychczasowej postaci, obronie istniejących struktur władzy, a także tworzeniu i utrwalaniu nierówności, kontrolowaniu oraz represjonowaniu obywateli. Przesada? Paranoja? Miło byłoby tak skomentować alarmistyczny ton wystawy. Ale na taki komentarz niełatwo się zdobyć, kiedy obejrzy się np. pracę grupy Forensic Architecture, opartą na imponującym międzynarodowym śledztwie obywatelskim. Opowiada ona o globalnych operacjach rozmaitych rządów i reżimów używających niesławnego oprogramowania Pegasus, znanego nam również z rodzimego podwórka.
A więc żadnej nadziei? Czy los prywatności i obywatelskiej wolności jest przesądzony i pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy cybernetyczne systemy kontroli, inwigilacji oraz represji uda się udoskonalić tak, że jakikolwiek opór stanie się niemożliwy?
Widzące kamienie… to wystawa pesymistyczna, a jeszcze bardziej alarmistyczna, lecz pozostawia nam pewną nadzieję. „Uważamy, że technologia jest soczewką, przez którą widać wszystkie istotne procesy geopolityczne, polityczne, społeczne, ekonomiczne, ekologiczne i kulturowe, powiązane z nasileniem autorytarnych tendencji. Proponując dyskusję o roli technologii, w istocie otwieramy debatę na temat współczesnych form autorytaryzmu i alternatyw wobec nich” – deklarują kuratorzy Biennale Warszawa: Anna Galas-Kosil, Bartosz Frąckowiak i Paweł Wodziński.
Co może być alternatywą dla rozwoju technologii, które zamiast wspierać budowę lepszego świata, stoją na straży niesprawiedliwości oraz władzy marzącej o wszechwiedzy i wszechmocy? Może nią być wskazana w tytule „przestrzeń poza Doliną”. Fraza nawiązuje do książki Beyond the Valley: How Innovators around the World are Overcoming Inequality and Creating the Technologies of Tomorrow. Jej autor, Ramesh Srinivasan, przedstawia alternatywne rozwiązania, obiekty i prototypy, które mogą stanowić przeciwwagę dla obecnego modelu technologicznego, stworzonego i zarządzanego przez prywatne, monopolistyczne korporacje we współpracy z ośrodkami politycznymi na całym świecie.
Wystawa podzielona jest zatem dialektycznie na dwie części. Jedna poświęcona jest krytyce i demaskacji reakcyjnej ideologii współczesnej Doliny Krzemowej. Druga ukazuje potencjalny, możliwy pejzaż „poza Doliną”. Odnajdujemy w tym krajobrazie prace, w których nowe technologie używane są do stawiania oporu autorytarnym tendencjom, służą wzmacnianiu więzi społecznych, tworzeniu niezależnych obiegów informacji. Twórcy Biennale Warszawa nie są współczesnymi spadkobiercami luddystów, którzy w XIX w. niszczyli maszyny fabryczne, by powstrzymać postęp techniczny – oczywiście bezskutecznie. Żadna technologia nie jest zła, każda przypomina obosieczny miecz. I każda jest jak nóż: można nim kroić chleb albo dźgać bliźnich.
To w gruncie rzeczy banalny morał, ale pada na koniec niebanalnej wystawy. Jej wartość polega na tym, że mówi ona o tym, o czym niekoniecznie chcemy słuchać, a jednak słuchać powinniśmy. To ważne, szczególnie teraz, kiedy w sztuce silna jest tendencja do eskapizmu, ewakuacji w zaczarowane i psychodeliczne wymiary wyobraźni. Rzecz jasna takie ucieczki również postrzegać można jako swego rodzaju formy oporu wobec rzeczywistości. Mimo to dobrze jest widzieć, że wciąż istnieje krytyczna sztuka stawiająca współczesnym zagrożeniom czoła nie tylko we śnie, lecz także na jawie, w sieci, w wymiarach wirtualnych, na liniach frontów, które przebiegają w pobliżu baz danych, wzdłuż kanałów przepływu informacji i kapitału – czyli tam, gdzie toczą się procesy rozstrzygające o naszej przyszłości. Mowa o sztuce, która niepozbawiona jest też przecież wyobraźni, ale wspomaga ją wiedzą i zaawansowanymi narzędziami badawczymi.
Taka twórczość nie jest łatwa w odbiorze. Biennale Warszawa wymaga od widza wysiłku, uwagi oraz intelektualnego zaangażowania. Pracę konieczną do odebrania tej wystawy wykonujemy jednak nie dla kuratorów ani artystów, lecz dla siebie – i dla własnego dobra. Osobom, które ją stworzyły, wypada podziękować za świetną robotę.
Fatalnie, że Biennale w obecnej formule kończy działalność w momencie, w którym pokazując Widzące kamienie…, udowadnia, że ta formuła działa, że taka instytucja i takie wystawy są potrzebne, wręcz niezbędne. Wysiłek Biennale Warszawa nie poszedł jednak na marne. Wystawa w Juniorze zbliża się do końca, ale zostaje po niej ogromna porcja wiedzy w postaci dostępnych online dokumentacji, esejów i zapisów spotkań z towarzyszącego projektowi programu publicznego. Gorąco zachęcam do zapoznania się z tymi materiałami oraz do pożegnania się z Widzącymi kamieniami i przestrzenią poza Doliną.
Seeing Stones and Spaces Beyond the Valley/Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną
Biennale Warszawa
zespół kuratorski: Bartosz Frąckowiak, Anna Galas-Kosil, Paweł Wodziński
Dom Towarowy Junior, Warszawa
Wystawa dostępna do 17 lipca 2022 r.