Rasizm nas zgubi Rasizm nas zgubi
Przemyślenia

Rasizm nas zgubi

Julia Fiedorczuk
Czyta się 4 minuty

Protesty po śmierci George’a Floyda to bunt wymierzony w przemoc zakorzenioną w amerykańskim porządku społecznym, w imperium zbudowanym na eksterminacji rdzennych kultur i niewolnictwie. Ale rasizm narodził się jeszcze w Europie wraz z pomysłem, że reszta świata to dzicz, „natura”, którą z jakichś powodów Europejczykom – rzekomo kulturalnym – wolno eksploatować.

25 maja 2020 r. w Minneapolis z rąk białego policjanta zginął 46-letni Afroamerykanin George Floyd. Przed śmiercią, przyciskany przez funkcjonariusza kolanem do ziemi, powtarzał: „Nie mogę oddychać” („I can’t breathe”). Prosił o litość, w swoich ostatnich słowach przywoływał nieżyjącą matkę. Był podejrzany o próbę zapłacenia w sklepie fałszywą dwudziestodolarówką.

17 lipca 2014 r. na Staten Island w Nowym Jorku w niemal identyczny sposób zginął 44-letni Eric Garner. Przed śmiercią 11 razy powtórzył słowa „Nie mogę oddychać”. Był podejrzany o sprzedawanie papierosów na sztuki.

13 marca 2020 r. 26-letnia Breonna Taylor została za

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych
i
Protestujący pod hasłem „Black Lives Matter”, listopad 2015 r., zdjęcie: Johnny Silvercloud/Wikimedia Commons
Opowieści

Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych

Anna Wyrwik

Harlem. Rok 2018. Idę od strony Amsterdam Avenue i nagle niepostrzeżenie zaczynam czuć te wibracje, tę atmosferę, ten klimat, tysiące barw, tę szczerość i prawdziwość tak, że od razu ją się lubi, a tamtych z dołu Manhattanu w garniturach i kostiumach, chodzących pomiędzy biurowcami ma się ochotę powiesić na wieszakach w garderobie.

Tu nie chodzi o street art, jakiś miejski design, multikulturowy bałagan, tu chodzi o duszę, o duszę i muzykę, która gra zewsząd, z zaparkowanego parę metrów dalej przy chodniku brązowego jeepa, ze sklepu spożywczego, ze stoiska z płytami, z okna na trzecim piętrze kamienicy, z głośnika na ciągniętym po ulicy wózku przez mężczyznę w czapeczce baseballowej. Ludzie tańczą, a nawet jak nie tańczą, to poruszają się w rytm muzyki, a nawet jak muzyka nie gra w oczywisty sposób z głośników, to wciąż jest w tym gwarze, który układa się w nuty w rozmowie dwóch kobiet stojących przed pralnią. Idę Sto Dwudziestą Siódmą na wchód, kolejne ulice, dzieci w szkolnych mundurkach wracają ze szkoły i tańczą do R’n’B z boomboxa trzymanego leniwie przez chłopaka z grupki siedzącej na wysokich schodach brązowej kamienicy. Jedno z okien na piętrze zamiast szyby ma wygiętą dyktę, taką, jaką zabija się witryny sklepowe w czasie zamieszek. Przed sklepami siedzą ludzie, w sklepach kupują losy na loterię, ulicą przejeżdża samochód z głośnikami prawie na wierzchu, prawie w szybach. Soul. Odwiedzam The National Jazz Museum na Sto Dwudziestej Dziewiątej, które jest całkiem bez sensu, bo praktycznie nic w nim nie ma poza paroma instrumentami, plakatami i książkami do kupienia, ma tylko dumną nazwę, ale przede wszystkim liczy się fakt, że jest na Harlemie.

Czytaj dalej