Rasizm nas zgubi Rasizm nas zgubi
Przemyślenia

Rasizm nas zgubi

Julia Fiedorczuk
Czyta się 4 minuty

Protesty po śmierci George’a Floyda to bunt wymierzony w przemoc zakorzenioną w amerykańskim porządku społecznym, w imperium zbudowanym na eksterminacji rdzennych kultur i niewolnictwie. Ale rasizm narodził się jeszcze w Europie wraz z pomysłem, że reszta świata to dzicz, „natura”, którą z jakichś powodów Europejczykom – rzekomo kulturalnym – wolno eksploatować.

25 maja 2020 r. w Minneapolis z rąk białego policjanta zginął 46-letni Afroamerykanin George Floyd. Przed śmiercią, przyciskany przez funkcjonariusza kolanem do ziemi, powtarzał: „Nie mogę oddychać” („I can’t breathe”). Prosił o litość, w swoich ostatnich słowach przywoływał nieżyjącą matkę. Był podejrzany o próbę zapłacenia w sklepie fałszywą dwudziestodolarówką.

17 lipca 2014 r. na Staten Island w Nowym Jorku w niemal identyczny sposób zginął 44-letni Eric Garner. Przed śmiercią 11 razy powtórzył słowa „Nie mogę oddychać”. Był podejrzany o sprzedawanie papierosów na sztuki.

13 marca 2020 r. 26-letnia Breonna Taylor została zastrzelona we własnym domu w Louisville (Kentucky). Policjanci weszli do mieszkania kobiety i jej partnera Kennetha Walkera. Mężczyzna, sądząc, że to włamanie, sięgnął po broń. Policjanci oddali 20 strzałów, 8 z nich sięgnęło Breonny. Istniało domniemanie, że w mieszkaniu mogą znajdować się narkotyki. Podejrzenia były niesłuszne.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

23 lutego 2020 r. Ahmaud Arbery wyszedł pobiegać w okolicy swojego domu w Satilla Shores (Georgia). Dwóch białych mężczyzn (możliwy udział trzeciej osoby) rozpoczęło pościg, błędnie rozpoznając w biegnącym sprawcę dokonanego jakiś czas wcześniej włamania. Nie jest jasne, co następnie zaszło, wiadomo jednak, że Arbery nie miał broni. I że zginął od kuli.

1 czerwca 2020 r. 53-letni David McAtee, właściciel skromnego grilla w Louisville (Kentucky) zginął z rąk żołnierza Gwardii Narodowej podczas protestów po zabójstwach Breonny Taylor i George’a Floyda. Policja wraz z Gwardią Narodową rozpędzały zebranych wokół knajpki klientów, wymuszając dostosowanie się do godziny policyjnej narzuconej przez burmistrza Louisville w związku z protestami. Użyto gazu pieprzowego. Przestraszeni ludzie zaczęli tłoczyć się w lokalu. McAtee, który nie widział, co dzieje się na zewnątrz, wybiegł z bronią w ręku. Przebieg następnych kilku sekund, czyli ostatnich chwil życia Davida McAtee, jest przedmiotem śledztwa.

Ten ponury katalog dałoby się ciągnąć bez końca, wymieniając nazwiska czarnoskórych ofiar strukturalnego rasizmu Ameryki. W pewnym momencie dotarlibyśmy do o wiele liczniejszych ofiar – bezimiennych i nieopłakanych. Trwające już cztery tygodnie protesty po śmierci George’a Floyda to w istocie bunt wymierzony w niewyobrażalną przemoc głęboko zakorzenioną w amerykańskich instytucjach i całym porządku społecznym. Ta przemoc sięga początków Stanów Zjednoczonych, imperium zbudowanego na eksterminacji rdzennych kultur i niewolnictwie. Ale rasizm ma dłuższą historię niż dzieje USA. Narodził się w Europie wraz z pomysłem, że reszta świata to dzicz, „natura”, którą z jakichś powodów akurat Europejczykom – rzekomo kulturalnym – wolno eksploatować. Historii rasizmu nie da się oddzielić od historii kolonializmu będącej zarazem historią wyniszczania planety.

George Floyd cierpiał na astmę. Schorzenie to dużo częściej występuje wśród czarnoskórych Amerykanów niż wśród białych, bo częściej żyją oni w skażonym środowisku. To problem, którym zajmuje się ruch sprawiedliwości ekologicznej (environmental justice) zwracający uwagę na nierównomierne rozłożenie skutków katastrofy planetarnej: najbardziej cierpią nie ci, których udział w niszczeniu Ziemi jest największy, tylko najbiedniejsi. A tak się składa, że wśród tych ostatnich  więcej jest przedstawicieli innych grup niż biali. Astma pogarsza przebieg choroby COVID-19, zmniejszając szanse na przeżycie (i tak już mniejsze) osób czarnoskórych, dla których dostęp do służby zdrowia jest trudniejszy. Dlatego też liczba ofiar pandemii wśród nich jest w USA dużo większa niż wśród białych.

I astma, i COVID-19 dotyczą problemów z oddychaniem. Trudno się dziwić, że wypowiedziane przez Floyda (a wcześniej Garnera) słowa „I can’t breathe” tak mocno podziałały na zbiorowe emocje w USA – ale też w Europie. Zaczęto obalać pomniki. W Brystolu przewrócono m.in. monument Edwarda Colstona. Był filantropem – wobec ziomków – ale dorobił się na handlu niewolnikami. Nie jest to przypadek odosobniony, cały społeczno-polityczny porządek Europy opierał się na wyzyskiwaniu tzw. kolonii, a europejskie bogactwo i kultura wyrosły w ogromnej mierze na krzywdzie Ziemi i niebędących białymi ludzi. To bolesna prawda, ale nadszedł chyba rewolucyjny moment, w którym zaczyna się ona przebijać do powszechnej świadomości. W Belgii dopiero teraz usuwa się pomniki Leopolda II, jednego z największych zbrodniarzy wszech czasów, odpowiedzialnego za miliony pomordowanych w „jądrze ciemności”, jakim było Kongo Belgijskie. A stanowiło ono przecież kopalnię „zasobów”, przede wszystkim kauczuku i kości słoniowej. Instrumentalne traktowanie Ziemi i uprzedmiotowienie ludzi – zaliczonych do natury „dzikusów” – szły ze sobą w parze.

Elizabeth Yeampierre, Portorykanka działająca w Nowym Jorku na rzecz sprawiedliwości ekologicznej, wskazuje na ciągłość przemocy – od początków kolonializmu i rabunkowej eksploatacji zasobów Ziemi po aktualne nierówności w dostępie do zdrowej żywności, rekreacji, czystego powietrza czy służby zdrowia. Twierdzi, że nie da się walczyć o sprawiedliwość rasową, nie walcząc jednocześnie o sprawiedliwość ekologiczną, czyli także o planetę. „Nic nie zrobimy, jeśli nie będziemy mogli oddychać” – mówi. Z drugiej strony, Yeampierre podkreśla, że aktywizm na rzecz Ziemi nie będzie naprawdę skuteczny, dopóki nie weźmie pod uwagę kwestii sprawiedliwości ekologicznej. Dopóki nie uwolni się od rasizmu i klasizmu. Tworzenie czystych enklaw, gdzie ci, których na to stać, mogą cieszyć się pięknem natury, nie jest żadną ekologią. Imperia kolonialne wyrosły na eksploatacji ludzkich i nie ludzkich ciał, zamieniając bogactwa Ziemi w towar. Nie da się występować przeciw tej logice, nie odrzuciwszy najpierw podziału ludzkich ciał na lepsze i gorsze. Ten podział nie jest jakąś kwestią poboczną, ale należy do sedna problemu. Rasistowskie społeczeństwa nie ocalą Ziemi.

zdjęcie: Tony Webster,/Flickr
zdjęcie: Tony Webster,/Flickr

Czytaj również:

Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych
i
Protestujący pod hasłem „Black Lives Matter”, listopad 2015 r., zdjęcie: Johnny Silvercloud/Wikimedia Commons
Opowieści

Black Lives Matter, czyli dlaczego Superman nie ratował czarnych

Anna Wyrwik

Harlem. Rok 2018. Idę od strony Amsterdam Avenue i nagle niepostrzeżenie zaczynam czuć te wibracje, tę atmosferę, ten klimat, tysiące barw, tę szczerość i prawdziwość tak, że od razu ją się lubi, a tamtych z dołu Manhattanu w garniturach i kostiumach, chodzących pomiędzy biurowcami ma się ochotę powiesić na wieszakach w garderobie.

Tu nie chodzi o street art, jakiś miejski design, multikulturowy bałagan, tu chodzi o duszę, o duszę i muzykę, która gra zewsząd, z zaparkowanego parę metrów dalej przy chodniku brązowego jeepa, ze sklepu spożywczego, ze stoiska z płytami, z okna na trzecim piętrze kamienicy, z głośnika na ciągniętym po ulicy wózku przez mężczyznę w czapeczce baseballowej. Ludzie tańczą, a nawet jak nie tańczą, to poruszają się w rytm muzyki, a nawet jak muzyka nie gra w oczywisty sposób z głośników, to wciąż jest w tym gwarze, który układa się w nuty w rozmowie dwóch kobiet stojących przed pralnią. Idę Sto Dwudziestą Siódmą na wchód, kolejne ulice, dzieci w szkolnych mundurkach wracają ze szkoły i tańczą do R’n’B z boomboxa trzymanego leniwie przez chłopaka z grupki siedzącej na wysokich schodach brązowej kamienicy. Jedno z okien na piętrze zamiast szyby ma wygiętą dyktę, taką, jaką zabija się witryny sklepowe w czasie zamieszek. Przed sklepami siedzą ludzie, w sklepach kupują losy na loterię, ulicą przejeżdża samochód z głośnikami prawie na wierzchu, prawie w szybach. Soul. Odwiedzam The National Jazz Museum na Sto Dwudziestej Dziewiątej, które jest całkiem bez sensu, bo praktycznie nic w nim nie ma poza paroma instrumentami, plakatami i książkami do kupienia, ma tylko dumną nazwę, ale przede wszystkim liczy się fakt, że jest na Harlemie.

Czytaj dalej