Polityka, religia i tradycja, ale również psychoanaliza – wszystko to przyzwyczaiło nas do myślenia o fundamentalnej roli rodziców w ukształtowaniu naszej osobowości. Niezależnie od danej szkoły psychoanalitycznej zdaje się, że każda zakłada, iż wewnętrzne obrazy „ojca” i „matki” odgrywają istotną rolę dla – by tak rzec – naszych losów. Przyjmuje się, że sama małżeńska relacja rodziców (lub pamięć o niej) może również mieć wpływ np. na nasze relacje.
Jak to jednak na ogół bywa, gdy chce się mówić o „odwiecznych prawach” dotyczących ludzi zawsze i wszędzie, sytuację mocno komplikuje etnologia, podsuwająca przypadki społeczeństw, w których rodzina jest diametralnie inaczej rozumiana niż u nas.
Chiński antropolog Cai Hua jako pierwszy opisał w latach 90. plemię Na (w literaturze nazywane również Mosuo) z pogranicza Chin i Tybetu, w którym podstawową jednostką organizacyjną społeczeństwa jest rodzina składająca się z brata, siostry i jej dzieci. Oczywiście nie chodzi tutaj o łamanie zakazu kazirodztwa (będącego, zdaniem wielu badaczy, zakazem występującym na całym świecie).
W matrylinearnym społeczeństwie Na kobiety, będące często głowami rodziny, nawiązują relacje seksualne z dowolnymi mężczyznami, którzy nie są z nimi spokrewnieni biologicznie. Odbywa się to zawsze po zmierzchu i z woli kobiety; kochanek odchodzi nad ranem. W tej kulturze owa możliwa wielość kochanków, których nie brakuje, nie jest oceniana negatywnie, przeciwnie – jest czymś zupełnie normalnym i dobrowolnym. W ten sposób ojcostwo dzieci, poczętych w wyniku tego typu relacji, nie zawsze daje się ustalić i gdy dochodzi do takiej sytuacji, nie jest to oceniane negatywnie. Brat kobiety odgrywa istotną rolę w funkcjonowaniu tej rodziny (czy tak naprawdę to słowo jeszcze tu pasuje?), niemniej nawet w samym języku tej grupy etnicznej nie istnieją żadne określenia odpowiadające naszym terminom „ojca” czy „męża” (nie ma tam również pojęcia „zazdrości” czy „bękarta”).
Według wypowiedzi starszych kobiet Mosuo niektóre z nich naliczyły w swoim życiu 30–50 partnerów seksualnych, ale raczej rzadko istniało kilku partnerów w tym samym czasie. W ostatnich latach – pod wpływem częstszych kontaktów z innymi kulturami – pojawiła się jednak tendencja, by wiązać się raczej z jednym partnerem na całe życie.
W każdym razie sprawy życia seksualnego i erotycznego są ściśle oddzielone od życia rodzinnego. Nawet jeśli kobieta ma stałego partnera, nie mieszka z nim. Mieszka ze swoją rodziną, ze swoją matką i jej braćmi, ze swoimi braćmi i dziećmi; jej partner zaś – ze swoją siostrą i jej dziećmi, siostry matką i matki braćmi. Para widuje się tylko w nocy (jedynie wtedy biologiczny ojciec ma szanse widzieć się z biologicznymi dziećmi). Podsumowując, miłość erotyczna – tylko w nocy i w ukryciu; rodzina – to dzień i jawność.
Badacze nie zarejestrowali żadnych „zaburzeń psychicznych” wśród tej społeczności mających wynikać z innej od naszej organizacji rodziny. Oddzielenie seksualności od rodzicielstwa nie przekłada się na jakość opieki nad dziećmi i zaangażowanie w ich kształcenie. Zauważmy też, że struktura rodzinna Mosuo ma swoje liczne zalety. Przykładowo – w przypadku rozstania rodziców sąd nie decyduje, komu przyznać opiekę nad potomstwem, zerwania nie mają negatywnego wpływu na dzieci. Inny przykład: w przypadku śmierci rodziców istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, by dziecko pozostało bez opieki.
O kulturze Na mówi się również, że jest to „Królestwo Kobiet”.
W rzeczy samej daje nam ona wiele do myślenia nie tylko w kwestii rodzicielstwa i małżeństw, lecz także kwestionuje wiele rzekomo „odwiecznych” kobiecych ról i powinności.