
Monika Sosnowska nie należy do artystek publicystek, ale jej wystawa w Zachęcie świetnie wpisuje się w pejzaż nastrojów teraźniejszości. W tym krajobrazie odbijają się głuchym echem pytania: co z nowoczesnością? Co z postępem? Co z przyszłością? Monika Sosnowska zamiast odpowiadać, pokazuje w Zachęcie kunsztownie wykonane, piękne ruiny.
Na wystawę Sosnowskiej wchodzi się po schodach. Wsparciem w tej wspinaczce jest solidna drewniana poręcz, pasująca do zachętowskich stiuków i marmurów. W pewnym momencie na reprezentacyjnej klatce schodowej pojawia się obce ciało. Drewnianą poręcz oplata inna, wykonana z czarnej stali pokrytej czerwonym PVC. To „ciało” jest może „obce”, ale zarazem znajome; należy do świata PRL-owskiej moderny. Takie proste, stalowe, obłożone plastikiem poręcze były kiedyś pospolite w nowoczesnych obiektach użyteczności publicznej, a także w blokach z wielkiej płyty.
Nowoczesna poręcz w historyzującym gmachu to stylistyczny zgrzyt, który przykuwa uwagę – tym bardziej że mamy tu do czynienia z nowoczesnością zdziczałą. Nie tylko znalazła się nie na swoim miejscu, ale też