Zaraz o nim zapomnimy. Robi się cieplej, przestajemy grzać, niektórzy wsiadają na rowery. Wiosna. Ale temat wróci, możemy być pewni. Kupiłem oczyszczacz powietrza. Wystarczyło kilka razy wpisać odpowiednie hasła w wyszukiwarkę i już internetowe algorytmy zaczęły mi wciskać kolejne antysmogowe rozwiązania. Najbardziej surrealistyczna była reklama maseczek. Do wyboru kilkadziesiąt atrakcyjnych wzorów i kolorów. Na zdjęciach młodzi, modnie ubrani ludzie. Gdyby nie maski, wyglądałoby to jak reklama nowych butów albo dżinsów. Jednak chodzi o to, że powietrze, którym oddychamy, jest trujące. Okazuje się, że wszystko może być lifestyle’em, nawet skrajna desperacja.
Oczyszczacz dotarł po tygodniu. Rozpakowałem go i postanowiłem wynieść karton na śmietnik. Po drodze zaczepiły mnie kolejno trzy osoby – a jaki to model, a gdzie kupiłem, a przepraszają najmocniej za śmiałość, ale za ile. I na jaką powierzchnię lokalu. Mieszkam na osiedlu, na którym ludzie niechętnie odpowiadają sobie nawet „dzień dobry”, a tu masz – kilkadziesiąt metrów spaceru i tyle interakcji. Taki społeczny wymiar smogu.
Smog mógłby nas zjednoczyć. Dotyczy każdego, kto ma płuca, choćby jedno. Co więcej – nikt poza ministrem Konstantym Radziwiłłem nie kwestionuje tego problemu. Ogólnodostępne dane są poświadczone autorytetem państwowych instytucji. Szkodliwość smogu również jest bezdyskusyjna. To nie tak jak z globalnym ociepleniem, gdzie skazani jesteśmy na wiarę w naukowy konsensus, lecz nie mamy kompetencji, by go ocenić. Tutaj przy odrobinie wysiłku można wiedzieć, nie tylko wierzyć. I wreszcie – znane są też metody walki ze smogiem. Należą do nich: uniezależnienie się od węgla w energetyce, ochrona i zwiększanie terenów zieleni w miastach, modernizacja instalacji grzewczych, ograniczenie ruchu samochodowego.
I właśnie to sprawia, że smog jest niepokonany. Powietrze, którym oddychamy, to dobro wspólne, a nasz stosunek do wszelkich dóbr tej kategorii obnaża słabości wspólnoty. Wymaga kapitału społecznego, który z mozołem od ćwierćwiecza budujemy. Jeszcze go nie mamy.
Warszawa, grudzień ubiegłego roku. Władze miasta po raz pierwszy w historii ogłosiły, że ze względu na stan powietrza przejazdy komunikacją publiczną są bezpłatne. Głównym tematem internetowych komentarzy był sposób, w jaki Zarząd Transportu Miejskiego zrekompensuje stratę tym, którzy z góry zapłacili za przejazdy tego dnia, wykupując bilety tygodniowe i miesięczne. Pomiary ruchu na ulicach miasta nie wykazały żadnej istotnej zmiany.
Siedlce, zimowe popołudnie, weekend. Osiedle domków jednorodzinnych w północnej części miasta. Na płotach niektórych posesji wyblakłe banery z hasłem: „Kochasz dzieci, nie pal śmieci”. Wystarczy wnikliwy ogląd okolicznych kominów i jeden głębszy oddech, by przekonać się, że mało kto wziął sobie to hasło do serca.
Bielsko-Biała, podobne osiedle, tyle że bez banerów. Piotr, mieszkaniec jednego z domów, opowiada mi, jak próbował zainteresować Straż Miejską zatruwającym okolicę sąsiadem: „Byli wybitnie znudzeni, próbowali mnie zniechęcić, powiedzieli, że będę musiał przyjść na komendę złożyć odpowiednie zeznania. Nie mogli uwierzyć, gdy oświadczyłem, że z chęcią przyjdę”. Tego dnia, w którym rozmawiamy, normy pyłów zawieszonych są w Bielsku-Białej przekroczone siedmiokrotnie.
Smog bezlitośnie obnaża też mizerię klasy politycznej. Minister zdrowia mówi, że to problem teoretyczny, minister środowiska, że polski węgiel „truje mniej”, a jednocześnie odmawia zaostrzenia limitów jakości powietrza, bo żyli- byśmy w stanie permanentnego alar- mu smogowego. W kwestii zieleni zaś – od 1 stycznia wycinka drzew w miastach nie podlega właściwie żadnej kontroli. Można ciąć bezkarnie. To już się zaczęło.
Jeśli więc zastanawiamy się, jak to możliwe, że obecnemu rządowi udaje się rozmontowywać polską demokrację, to warto przyjrzeć się naszej niemocy wobec smogu. Umrzemy od niego szybciej, ale okazuje się, że nie jest to kwestia najważniejsza. Pytanie zatem, co nią jest?