Symbole Junga Symbole Junga
Przemyślenia

Symbole Junga

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 3 minuty

Pewnie niektórzy pamiętają wywiad z Carlem Gustavem Jungiem przeprowadzony dla BBC, w którym – m.in. – zostaje mu zadane pytanie, czy wierzy w Boga. Mistrz udzielił słynnej i tajemniczej odpowiedzi, że nie potrzebuje wierzyć: on wie.

Wywiad wywołał spore zainteresowanie: postać sędziwego mędrca pykającego fajkę oczarowała widzów. W konsekwencji dziełem Junga zainteresowały się wydawnictwa niekoniecznie publikujące teksty przeznaczone dla specjalistów i filozofów; problem polegał jednak na tym, że dotychczasowe prace naukowca były niezrozumiałe dla czytelników nieobznajomionych z tak różnymi dziedzinami, jak psychiatria, alchemia czy niemiecki idealizm.    

Książka Człowiek i jego symbole powstała jako efekt pomysłu na takie właśnie popularne wprowadzenie do teorii Szwajcara, a koordynację prac nad nią powierzono Johnowi Freemanowi, który przeprowadził wspomniany wywiad dla BBC. Wybitny psycholog początkowo opierał się temu przedsięwzięciu: po dwóch godzinach spokojnego słuchania zachęt Freemana odparł krótko: „Nie”.

Jakiś czas później zmienił zdanie: przyśnił mu się bowiem sen, w którym nie siedział we własnym gabinecie, nie przemawiał do kolegów i koleżanek po fachu, lecz, stojąc na placu, zwracał się do tłumu słuchającego go w skupieniu i ze zrozumieniem. Odczytał ten sen jako ważny komunikat od własnej nieświadomości, która zachęca go do wydawniczego projektu popularyzującego jego idee.

Książka ta ma kilku autorów, najbliższych współpracowników Junga, wśród których znajdują się nazwiska znane już polskiemu czytelnikowi: Marie-Louise von Franz, Aniela Jaffé czy Jolande Jacobi (swoją drogą, oprócz Junga pojawia się tylko jeden mężczyzna – amerykański analityk Joseph L. Henderson).

Otwierający tekst pióra mistrza zawiera skondensowaną wykładnię jego rozumienia nieświadomości, głównie w odniesieniu do świata snów. Kolejne rozprawy rozwijają i pogłębiają inne zagadnienia jego teorii: związki pomiędzy starożytną mitologią a nieświadomością i instynktami współczesnych ludzi; proces indywiduacji, czyli pogodzenia świadomości z nieświadomością, samopoznanie sprzyjające pełnemu i szczęśliwemu życiu; symbolika w sztukach wizualnych od paleolitu do Maxa Ernsta. Cennym tekstem jest także opis konkretnego przypadku analizy, terapii zakończonej sukcesem; czytelnicy mają dzięki temu możliwość poznania metody Jungowskiej w praktyce.

Warto dodać, że książka zawiera niemal 200 ilustracji – od przedstawień egipskich bogiń po rzeźby Picassa, od masek ceremonialnych z Papui-Nowej Gwinei po prace Williama Blake’a, które pogłębiają rozumienie tekstu i aurę niesamowitości.

Człowiek i jego symbole to książka, której Jung poświęcił ostatni rok życia – w tym samym miesiącu, kiedy skończył swój esej i zaakceptował wstępne teksty współpracowników, zmarł. Przypomnijmy przy tym, że w świecie Jungowskim wszystko jest znaczące i nie istnieją trywialne zbiegi okoliczności. Niewykluczone więc, że obcując z tą książką, obcujemy z czymś naprawdę ważnym. Świetnie się stało, że wreszcie doczekaliśmy się pierwszego polskiego wydania tego dzieła.

Czytaj również:

Haft opowiadający o wojnie Haft opowiadający o wojnie
i
Berthe Morisot, „Embroidery”, 1899, Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Haft opowiadający o wojnie

Elisabeth Åsbrink

Czasem przypadkowe znalezisko może wiele nam powiedzieć o historii, traumie i przeżyciach ludzi, które kryją się za pozornie zwykłymi przedmiotami. A także, być może, o nas samych.

Pewnego dnia, kilka lat temu, szłam z mężem ulicami Kopenhagi. Było to późnym latem, może pod koniec sierpnia lub na początku września, w każdym razie w jeden z tych dni, kiedy słońce świeci ciemnożółtym i miękkim światłem, ale i tak wprawia w przygnębienie, bo kres lata może nadejść w każdej chwili. Nie spieszyliśmy się. W mieście panował spokój, a większość sklepów była zamknięta. Ciemnozielone liście drzew pokrywał pył. Przechadzaliśmy się bez celu, właśnie przecięliśmy Israels Plads, gdzie w weekendy spontanicznie rozkłada się pchli targ, i planowaliśmy pójść gdzieś na kawę, kiedy nagle zobaczyłam coś, przez co musiałam przystanąć. Akurat tamtej niedzieli stał tam tylko jeden stół, obładowany starymi futrami z norek, mosiężnymi świecznikami, popielniczkami, biżuterią ze sztucznymi kamieniami i sztućcami z niepolerowanego srebra. Ale było tam też coś jeszcze. Na ziemi oparty o nogę stołu stał obraz. Dostrzegłam go, właściwie w ogóle na niego nie patrząc. Dopiero gdy przechodziliśmy obok, zauważyłam, że to tak naprawdę oprawiony w ramę haft i że właśnie przeczytałam na nim słowo „Hitler”. Wyszyte haftem krzyżykowym? Odwróciłam się, by się przyjrzeć, i wypatrzyłam kolejne wyhaftowane słowo: „Gestapo”. Tuż obok widniały litery „SS”. Nazistowska makatka? Postanowiłam kupić obraz. I tak też zrobiłam. Mąż niósł go całą drogę do domu wyszytym motywem skierowanym w stronę ciała.

Czytaj dalej