Tak zwane zło Tak zwane zło
Opowieści

Tak zwane zło

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Od dawna antropolodzy i antropolożki, poszukujący różnic dzielących nasz gatunek od zwierząt, wskazują na mało sympatyczną cechę, elegancko formułowaną jako: brak hamulców w agresji wewnątrzgatunkowej.

Zwierzęta prowadzą zażarte spory między sobą, ale ostateczne unicestwienie przeciwnika nigdy nie jest celem samym w sobie. Nie spotyka się, powiedzmy, wróbli, gromadzących się w grupy, by napadać na inne wróble z zamiarem odebranie im życia.

Jednym z badaczy, który podtrzymywał tę tezę był Konrad Lorenz, austriacki zoolog, który twierdził, że przynajmniej wszystkie wyższe ssaki posiadają wrodzony hamulce do tego rodzaju agresji. Niemniej dzięki badaniom Jane Goodall, specjalistki od tanzańskich szympansów, wiemy, że w pewnym okolicznościach szympansy działają podobnie do nas, napadając na żerujące samotnie osobniki i je zabijając.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Lorenz jest jednak autorem ciekawej i oryginalnej koncepcji wyjaśniającej skale i wyjątkowość masakr, do których doprowadzają ludzie. W książce Tak zwane zło wskazał na główną motywację stojącą za wielkim rozwojem „sztuki wojennej” (której rozwoju także dziś końca nie widać).

Jak zauważył Austriak, gdyby jakiś myśliwy miał zabić np. zająca, miałby problem ze zrobieniem tego gołymi rękoma czy przy użyciu zębów. A co dopiero z zabiciem drugiego człowieka?

W toku dziejów pojawiła się potrzeba broni działających na odległość.

Powstanie tego rodzaju technologii, począwszy od łuków i włóczni, sprawiło, że zabójstwo stało się zjawiskiem abstrakcyjnym. W takim przypadku rozerwane wnętrzności przeciwnika, jego krew i ból nie są w ogóle postrzegane, a więc stanowią znacznie mniejszy problem emocjonalny dla zabójcy, który nie odczuwa psychicznych oporów. Zrzucenie bomby na miasto jest postrzegane w kategoriach ilościowych, mierzalnej ilości ofiar, a nie niemierzalnego cierpienia.

Tylko broń, pocisk zapewniający oddalenie fizyczne napastnika od ofiary pozwala na wojenną rzeź.

A zatem możemy powiedzieć, że w naszych dziejach doszło do wielkiego paradoksu: możliwość przerażających masakr zrodziła się w wyniku empatii.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Taneczna plaga Taneczna plaga
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Opowieści

Taneczna plaga

Tomasz Wiśniewski

Spośród wielu plag, które przewinęły się przez historię Europy, jedna wydaje się szczególnie zagadkowa: taneczna mania. Po raz pierwszy zarejestrowano ją w VII w.; ostatni przypadek odnotowano w XVII stuleciu. Przez tysiąc lat sporadycznie pojawiała się najczęściej w różnych regionach Francji i Niemiec.

Głównie kojarzy się ją z kultem dwóch świętych patronów – św. Wita i św. Jana – ale prawdą jest, że do zaistnienia epidemii niekiedy wystarczyło Boże Narodzenie, a czasem nawet i przypadek; w średniowiecznym kalendarzu kościelnym historycy wyliczyli 10 świąt procesyjnych, które mogły wywołać to zjawisko.

Czytaj dalej