Uff Uff
Przemyślenia

Uff

Maciej Stroiński
Czyta się 1 minutę

W robocie tłumacza masz w pewnej chwili jak Neo w Matriksie: dwie pigułki do wyboru. Albo robisz „po literach” i jesteś kretynem, mułem pociągowym, albo robisz po swojemu i zostajesz zdrajcą, co sobie pozwala. I tak źle, i tak niedobrze, więc wybieram drugie, żeby chociaż było miło, zanim się przyczepią. Najwyżej zwalę na Jarniewicza, że mówi, że wolno! Jestem tłumaczem całej jednej książki, ale książki na bogato, De profundis Wilde’a, więc kiedy w tytule jest o tłumaczeniu, w pełni się poczuwam.

Jerzy Jarniewicz, autor tłumaczeń i przekładoznawca, wydał właśnie tomik o tym, że będąc tłumaczem typu literackiego, wolno być artystą, a nawet wypada. Czytam ją z wdzięcznością, bo właśnie o to od zawsze chodziło. Po to się człowiek bierze za teksty wysokoartystyczne, by im odpowiedzieć równie mocnym gestem i nie mieć za to przesrane. Unikam przekładoznawstwa, bo oni ciągle tylko wybrzydzają, ale tę książkę połknąłem na trzeźwo jak metatłumackie teksty Barańczaka. Facet uprawia to, o czym nam mówi, i nie podcina swej własnej gałęzi. Kiedy mówi o przekładach, to nie tylko po to, żeby je objechać, por. zwłaszcza rozdział o „niewiernej” wersji Alicji Carrolla. Jeśli chcesz TO ROBIĆ, jeśli chcesz tłumaczyć, weź przeczytaj Jarniewicza, bo ci spadnie lewel stresu – z racji, że gdzieś tam jest ktoś, kto zrozumie i wybaczy.

materiały promocyjne
materiały promocyjne

Jerzy Jarniewicz
„Tłumacz między innymi: szkice o przekładach, językach i literaturze”
Ossolineum, Wrocław 2018

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej