Kaznodzieja to jedna z najgłośniejszych serii komiksowych wszech czasów. Opowiada o prowincjonalnym duchownym z Teksasu, w którego wcieliło się Genesis – zakazany owoc miłości anioła i diablicy. Dzięki temu kaznodzieja dostaje nie tylko boskie moce, ale poznaje także skrywaną tajemnicę: Bóg odszedł i ani w piekle, ani w niebie nie wiedzą, gdzie się ukrył. Duchowny wyrusza więc na jego poszukiwanie. Towarzyszą mu miłość sprzed lat i irlandzki wampir…
Pomysł na fabułę cyklu stworzonego przez Gartha Ennisa i Steve’a Dillona przypomina filmy klasy B, ale Kaznodzieja jest dziełem wybitnym. Choć od jego publikacji w USA minęły dwie dekady, to komiks nie tylko się nie zestarzał, ale nadal szokuje i zadaje wciąż aktualne pytania. Ennisowi udało się napisać sensacyjną w formie historię, której treść jest traktatem filozoficznym o poszukiwaniu i odkupieniu. Dzięki temu komiks stał się jednym z najwyraźniejszych głosów dotyczących religii i człowieka, jakie wybrzmiały w popkulturze.
Ennis łączy gatunki i konwencje, wrzucając do jednego gara teorie spiskowe, fanatyków religijnych, potomków Jezusa, starą miłość i męską przyjaźń, koszmary dzieciństwa, szaleńców i weteranów wojennych. Przyprawia to przekleństwami i brutalnością scen. Daleko mu jednak do tandetnego epatowania przemocą czy seksem. Ennis jest po prostu uważnym obserwatorem, który wychwytuje wyraziste i ważkie społecznie problemy, z jakimi borykają się współcześni Amerykanie. Z takiego połączenia powstaje specyficzny świat przedstawiony, który w swoim odwzorowywaniu rzeczywistości staje się jednocześnie jej metaforą. Te „obrazki z USA” są wprawdzie nieco kliszowe, ale jednocześnie na tyle zindywidualizowane, żeby nie zarzucić im wtórności. Geniusz Ennisa polega na ich perfekcyjnym ułożeniu w przekonującą całość.
Na poziomie świata przedstawionego komiks może szokować, bo bohaterami jednej opowieści są człowiek, wampir i Bóg. Tytułowy kaznodzieja jest duchownym ze świata czytelnika, wampir żywcem wyciągnięty z pulpowych literatury i kina, a Bóg podany w wersji chrześcijańskiej. Mimo tego status każdego z nich jest ontologicznie taki sam: Bóg jest tak samo realny jak wampir, a obaj jak prowincjonalny duchowny. Ennis nie szokuje dla samego efektu, jedynie pyta o człowieka i wartości, jakie mogą konstytuować jego życie. Kaznodzieja szuka Boga, bo jest wkurzony, że go nie ma. Pierwotne złość i żal, które homo sapiens od zawsze wykrzykiwał z zaciśniętymi pięściami w stronę gór lub piorunów, gdy było mu źle, gdy potrzebował pomocy. Choć nadnaturalne motywy w komiksie niewątpliwie wskazują rudymentarną potrzebę sacrum i profanum, to Ennis powątpiewa w sens szukania Boga, skoro czyni go bohaterem tej samej bajki, co wampira.
Graficznie nie ma fajerwerków, ale proste rysunki Steve’a Dillona pasują do tej pokręconej historii. Choć rysownik operuje stylem realistycznym, to sięga czasem po przerysowanie, żeby podkreślić charakter postaci. Dobrze wypadają dyskretnie nałożone, nieco spłowiałe kolory Matta Hollingswortha. Efektem jest wyrazista, ale jednocześnie dość transparentna szata graficzna, której głównym celem jest pokazanie fabuły, a nie zachwyt nad rysunkami.