Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy? Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy?
Przemyślenia

Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy?

Miłada Jędrysik
Czyta się 17 minut

W dzień bojownicy grają w gry komputerowe i czekają na zmierzch, kiedy obserwatorzy OBWE pójdą na piwo i można będzie rozpocząć ostrzał. Paweł Pieniążek opowiada o codzienności i niezwykłości wojny na Ukrainie. 

Miłada Jędrysik: Czy do wojny można się przyzwyczaić?

Paweł Pieniążek: Nie chcę tego trywializować, ale to jest mniej więcej tak jak z nami, kiedy musimy codziennie jeździć zapchanym autobusem do pracy. Jest nieprzyjemnie, nieładnie pachnie, ale do pracy dotrzeć trzeba. Ludzie potrafią się przyzwyczaić do wszystkiego. Zdumiewające, jak szybko to, co ekstremalne, staje się „normalne”.

Na przykład co? 

Zabijanie. Każdy z nas pewnie powie, że nigdy nie zabiłby człowieka. Żołnierze na froncie nie mają takich dylematów. Po prostu zabijają. To jest ich praca i obowiązek. Zwykłego człowieka, który nigdy nikogo nie zabił, nie dzieli jakiś duży dystans od tego, który zabija. Teraz już wiem, że każdy z nas, gdyby mu zapewnić odpowiednie warunki, mógłby zabijać bez zmrużenia oka.

Piszesz o bojownikach, którzy pokazywali Ci zdjęcia swoich przeciwników z drugiej strony frontu zrobione tuż przed tym, jak do nich strzelali. 

Bo wtedy to jest praca wykonana nie tylko dobrze, ale i spektakularnie. 
Chyba też umyka nam biznesowy element wojny, niezmiernie ważny. Przecież między liniami frontu prowadzi się interesy. Na przemycie można dużo zarobić.
Szczególnie na początku wojny ochotnicze bataliony nie miały z czego żyć, więc musiały na siebie zarabiać także w ten sposób. Skala biznesu jest tam gigantyczna. Często słyszałem takie rosyjskie powiedzenie – komu wojna, a komu mat’ rodna [dla jednego wojna, dla  innego krowa dojna – przyp. red.]. W ochotniczym batalionie Ajdar tych, którzy tym się głównie parali, nazywano „frakcją komercyjną”.

Ale tego dogadywania się między sobą jest dużo

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

i
fot. Tomasz Głowacki
Opowieści

Napromieniowani dżihadem

Miłada Jędrysik

Dziennikarz i reżyser filmów dokumentalnych Marcin Mamoń oraz operator Tomasz Głowacki jesienią 2015 r. zostali uprowadzeni w Syrii przez bojowników Frontu Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat an-Nusra), czyli syryjskiej Al-Kaidy. W niewoli spędzili sześć tygodni. 

„Modliłem się codziennie, bym w Wigilię był wolny. Kalendarz więzienny wydrapałem na ścianie… rozpisałem go na wiele dni, ale tylko do Wigilii. Gdy nadszedł ten dzień, omal straciłem nadzieję, że będę już wkrótce oddychał świeżym i rześkim o tej porze roku powietrzem, że ujrzę coś więcej niż pozbawioną okien i światła, ciasną i przeraźliwie zimną celę więzienną w Aleppo” – wspomina Mamoń dzień uwolnienia, 24 grudnia 2015 r. Napisał książkę o swoim uprowadzeniu i o bojownikach z imieniem Proroka na sztandarach. Wojna braci ukazała się niedawno nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

Czytaj dalej