Wong Kar-Wai: człowiek z przyszłości Wong Kar-Wai: człowiek z przyszłości
i
Materiały prasowe 15. Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków
Przemyślenia

Wong Kar-Wai: człowiek z przyszłości

Jakub Popielecki
Czyta się 8 minut

Kiedy w 2046 (2004) Wong Kar-Wai pokazał nam świat przyszłości, w którym wszyscy tęsknią za przeszłością, dopowiedział tylko coś, co już od dawna było obecne w jego filmografii. Dyskretny zwrot w stronę science fiction i futurystyczna scenografia tytułowego roku 2046 mogły wydawać się jakąś dramatyczną woltą w filmografii twórcy. W gruncie rzeczy były jednak do cna Wongowskie.

Hongkong z filmów Wonga robi przecież wrażenie zagubionego w teraźniejszości miasta z cyberpunkowego jutra. A raczej istnieje jakby poza czasem, zasłuchany w California Dreamin’ i zawieszony między Alphaville (1965) Jean-Luca Godarda a Blade Runnerem (1982) Ridleya Scotta. Oglądając Chungking Express (1994) i Upadłe anioły (1995) w latach 90., tęskniło się do miasta rodem z przyszłości, która jeszcze nie nadeszła. Dziś widać tam raczej miasto rodem z przyszłości, która już nie nadejdzie.

Taśmy nostalgii

Jest takie opowiadanie science fiction Williama Gibsona, Kawałki holograficznej róży. Jego bohaterem jest porzucony kochanek, który odnajduje ukojenie w opresyjnej futurystycznej metropolii, słuchając taśm przypominających mu o utraconej miłości. Niezbyt daleko stąd do Chungking Express: do policjant

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Wszystkie moje Nowe Horyzonty Wszystkie moje Nowe Horyzonty
i
Festiwal Nowe Horyzonty 2019, fot. Filip Basara
Przemyślenia

Wszystkie moje Nowe Horyzonty

Jakub Popielecki

Przez lata myślałem o Nowych Horyzontach jako o seansie deprywacji sensorycznej. Oto Roman Gutek aranżuje nam dziesięć dni odosobnienia w klatce sali kinowej: od rana do nocy, bez światła, bez snu, w odcięciu od pożywienia, ludzi i świata. 

Od jakiegoś czasu jednak więcej na Nowych Horyzontach pracuję, mniej oglądam i szybciej robię się senny. Tryb: pięć filmów dziennie – to już nie dla mnie. Odkrywam więc nową formę interakcji z tą imprezą. I uświadamiam sobie, że w ogóle festiwale filmowe nie są monolitami, mają wiele twarzy i dostarczają szeregu rozmaitych doświadczeń. Zamiast jednej „właściwej” instrukcji użytkowania, Nowe Horyzonty proponują przecież wiele równoległych ścieżek narracji, na zasadzie „choose your own adventure”.

Czytaj dalej