
Judy Garland już jako dziewczynka była uzależniona od leków. Zarządzano jej posiłkami, snem, mówiono, dokąd może chodzić i z kim randkować. Przed słynną sceną w Czarnoksiężniku z Oz dostała w twarz, żeby na taśmie zapisały się prawdziwsze emocje.
Ona, Shirley Temple, Mickey Rooney – to były pierwsze światowe dziecięce gwiazdy. I króliki doświadczalne. Jej nadrzędnym celem było zarabianie pieniędzy dla studia. Całą młodość biegła na bieżni, z której nie mogła zejść, bo to oznaczałoby przerwę w przychodach. „Garland kojarzy mi się z Amy Winehouse czy Janis Joplin. Z ducha rockandrollowa, odsłaniała nagie emocje, miała szalone związki, problem z uzależnieniami, zmarła młodo. Ta biografia to nie jest terytorium dla babć”. Z Anną Tatarską o bohaterce Judy rozmawia Rupert Goold – reżyser filmu.
Anna Tatarska: Od śmierci Garland minęło w tym roku pół wieku. Dlaczego jej historia pozostaje ważna?
Rupert Goold: Choć zmiany, jakie przyniósł ruch #MeToo, nie były bezpośrednią motywacją do pracy nad filmem, to na pewno dzięki temu kontekstowi film dodatkowo zyskał na aktualności. Postać