W młodzieńczym wierszu Mickiewicz chwali zimę – zimę w mieście – jako czas odpowiedni na spotkania i zabawy towarzyskie.
Po dżdżystej wiośnie, skwarnym lecie i obfitej w deszcze jesieni dopiero „dobroczynna zima” ma coś dla „modnej młodzieży”. Dzisiejszy czytelnik – jeśli zapomni, jak niewiele lat liczy sobie żarówka, a choćby i lampa naftowa – może się zdziwić, że ówczesna młodzież opuszczała przyjęcie tuż po zachodzie słońca. Ciekawe, że sygnał do odejścia dawały jej boginie: była to więc młodzież nie tylko modna, ale też grzeczna i wykształcona klasycznie (sam wiersz dowodzi klasycznego wykształcenia poety).
W wieku dojrzałym Mickiewicz przedstawia zimę całkiem inaczej: puste, bezkresne przestrzenie pokryte śniegiem, szalejący wiatr i nieodłączny rekwizyt zimy: kibitki, czyli kryte wozy na kołach lub płozach, u niego jednak na ogół – karetki więzienne. To już nie jest zima wileńska, pełna radości i ciepła, ale rosyjska, mroźna, której surowość dorównuje surowym rządom carów. Jedna z tych nieludzkich zim, które wracają we wspomnieniach zesłańców syberyjskich – nie tylko polskich zresztą – przez cały wiek XIX i znaczną część XX.
Dlaczego w ogóle jest zima, dlaczego nie można cały rok cieszyć się latem? Grecy wyjaśniali to za pomocą mitu o porwaniu Persefony: uprowadzona przez swego wuja (za zgodą ojca) do Hadesu, wracała stamtąd na sześć miesięcy do matki, a na następne sześć udawała się ponownie do męża. Każdy jej powrót na ziemię oznaczał nadejście wiosny, a każde jej zejście do podziemi zapowiadało zimę. Zgodnie z tym mitem zmienność pór roku to zatem wynik kompromisu, jaki zaproponował Zeus, ojciec Persefony, chcąc uczynić zadość staraniom matki o odzyskanie córki i pragnieniom brata, który ją chciał mieć za żonę (bliskie pokrewieństwo wśród greckich bogów nie było przeszkodą do małżeństwa).
Hades to podziemna kraina zmarłych, z której zasadniczo nie ma powrotu. Zważywszy na to, Persefona i tak może mówić o szczęściu: nie każdego stać na półroczne letnie wakacje pod greckim niebem, i to z gwarancją ciepła i pogody. Z drugiej strony porwanie to jednak przemoc, jego skutkiem jest rozłąka, poczucie krzywdy i braku, nawet jeśli później złagodzone. Zimowe miesiące, które Persefona spędzała u boku męża, nie tylko przypominają o jej porwaniu jako czynniku sprawczym, ale też budzą tęsknotę do wiosny i lata.
„Zima wasza, wiosna nasza” – pocieszali się oponenci stanu wojennego w Polsce (czyli prawie całe społeczeństwo), stanu, który władze wprowadziły w grudniu, utrzymując, że w ten sposób ratują kraj przed anarchią i czymś gorszym jeszcze (czego z racji oficjalnie deklarowanego braterstwa ze Związkiem Radzieckim nie dawało się nazwać po imieniu). Obawa przed zimą napełnia nas i dziś: jedni martwią się, czym będą palić w piecu (śmieciami już nie wolno), inni – że czeka nas coś strasznego (tak jakby mało strasznego już zrobiono).
Zima jako symbol zamierania przyrody jest zła, dopiero wiosna budzi nadzieje. Zima jest zła także dlatego, że jest mroźna. „Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy” – pisała Konopnicka, ale że pisała to akurat dla dzieci, to radziła im zimę pogonić śnieżkami, czyli pokonać jej własną bronią. Można zimę pogonić, ale można też poczekać, aż sama odejdzie. I na wszelki wypadek utopić marzannę.
Każda zima kiedyś się skończy, nawet na Antarktydzie. O ile jednak zwykła zima kończy się wtedy, gdy kalendarz każe, to zima jako metafora tyraństwa, despotyzmu, autokratyzmu itd. trwa do nieokreślonego czasu i nie wiadomo ani kiedy się skończy, ani co po niej nastąpi. Mickiewicz wyraża tę niepewność dwukrotnie: „Ale gdy słońce wolności zaświeci…”, „Lecz skoro słońce swobody zabłyśnie…” – i za każdym razem kończy wywód pytaniem, które retoryczne nie jest, gdyż nie sugeruje odpowiedzi. To prawda, słońce rozpuści lody, ale co będzie potem?