Zwrot za zwrotem Zwrot za zwrotem
i
"Niebieski pejzaż morski. Fale", 1893 r., Georges Lacombe; źródło: Muzeum Sztuki w Rennes
Przemyślenia

Zwrot za zwrotem

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Nie da się i nie należy tłumaczyć wiersza okolicznościami, w których powstał – tak mniej więcej pisał Zbigniew Herbert, tłumacząc swoją niechęć do wyjaśniania, skąd się bierze jego poezja.

I mnie bliska jest ta formułka, a przynajmniej dotąd stosowałem ją w tej rubryce. Chyba nigdy nie przyznawałem się Państwu, jak i kiedy wymyśliłem który Głos stoika i co mnie zainspirowało. Dla odmiany zrobię dziś wyjątek. Otóż czytana w czasie sierpniowych wakacji książka przypomniała mi o ważnej dla stoików sprawie, którą zdecydowanie za rzadko tu poruszam.

Chodzi o książkę Gomułka. Władzy nie oddamy Piotra Lipińskiego (Herbert nie byłby zachwycony tym zestawieniem, chociaż przyznawał, że pierwsze warszawskie mieszkanie z widokiem na Pałac Kultury dostał właśnie „z łaski mandaryna” – czyli Gomułki). Nie jest to może najlepsza biografia na świecie, ale nie chcę tu jej recenzować ani mówić o polityce. Jej lektura po prostu mi o czymś przypomniała.

Otóż podstawowe daty z życia Gomułki świadczą o tym, jak wielka jest przewrotność losu. W biografii towarzysza „Wiesława” można to zaobserwować przynajmniej dwukrotnie. Najpierw w drugim półroczu 1956 r., kiedy zaledwie kwartał mija od zwrócenia mu legitymacji partyjnej do momentu, gdy zostaje tejże partii pierwszym sekretarzem. I drugi raz, co uwidoczniło się jeszcze bardziej dobitnie. Gomułka rządził ponad 14 lat. Ale największy polityczny sukces jego życia (podpisanie układu z RFN gwarantującego granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej) i ostateczny koniec kariery (ustąpienie ze stanowiska sekretarza w następstwie wydarzeń grudniowych) rozegrały się w ciągu… zaledwie dwóch tygodni – odpowiednio 7 i 20 grudnia 1970 r. Czy to nie jest niesamowite?

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Każdy zna to z własnego życia. Te fale nie muszą być aż tak stłoczone i mogą nie mieć takiej amplitudy, ale doświadczenie, o jakim piszę, jest nam dobrze znane. Sukces zawodowy przychodzi w tym samym miesiącu, co choroba w rodzinie. Syn rodzi się w tym samym roku, w którym umiera dziadek. I tak dalej, i tak dalej. Żadne szczęście nie jest na tyle wielkie i na tyle trwałe, by tuż za nim nie mogło się wkraść jakieś nieszczęście. A żadne nieszczęście nie jest na tyle miażdżące, by zaraz za nim nie mógł przyjść sukces.

Ta refleksja zajmuje ważne miejsce u starożytnych stoików. U Marka Aureliusza wraca ona co chwilę: może dzisiaj wszyscy nas chwalą, ale jutro będą ganić, a pojutrze – w ogóle zapomną. U Seneki przedstawione jest to jeszcze barwniej. On ciągle przecież wspomina, że od najwyższych zaszczytów jest tylko ćwierć kroku do najgłębszego upadku i że morze pochłania statki, które zaledwie godzinę wcześniej dumnie wypinały żagle.

Co z tego wynika? I dlaczego stoicy tak lubią o tym pisać? Przecież to refleksja dość oczywista, jasna dla każdego – nie jest specyficzna jedynie dla myślenia stoickiego i nie tylko z nim musi być związana. Płyną z niej jednak przynajmniej dwie ważne dla stoików przestrogi.

Po pierwsze, co jest bardziej oczywiste: świadomość tego, że los jest boleśnie przewrotny, wzlot kroczy przed upadkiem, a niespodziewany sukces za klęską, powinna nas „kalibrować” tak, byśmy ani nie dawali się stłamsić i złamać nieszczęściu, ani też się specjalnie nie unosili w chwilach triumfu, po prostu byśmy nie dali się ponieść złudzie własnej wyjątkowości czy wszechmocy. W przypadku Gomułki ani lata spędzone w izolacji po wojnie nie były klęską aż tak ostateczną (bo zaraz po nich trafił na szczyty władzy), ani podpisanie układu z Niemcami w 1970 r. nie było znów aż takim sukcesem (bo dwa tygodnie później został od władzy odsunięty).

To może się oczywiście wydawać trudne, bo ciężko jest nie załamać się w więzieniu i ciężko jest nie cieszyć się z sukcesu. I dlatego w sukurs przychodzi drugie memento. Stoicy lubią mówić o przewrotności życia, bo przypomina ona, że to nie zewnętrzne okoliczności i zwroty losu powinny nas interesować. To są przecież rzeczy niezależne. Dla nas najważniejsze powinno być to, co zależy od nas – nasze wartości, nasze cele, kształtowanie naszego charakteru. To w tym kierunku powinniśmy się zwracać, tym powinniśmy się zajmować. To jest w pełni „nasze”. Tego żadne odmiany losu nie nadszarpną, nie wtargną nam do duszy i niczego nie odwrócą. Jeśli jestem przywódcą państwa, powinienem się starać być jak najlepszym przywódcą państwa, tylko bowiem to staranie zależy ode mnie. Tylko tyle i aż tyle. Czy to mi się uda, już nie ode mnie zależy i to oceni historia. Tak jak oceni Gomułkę.

 

Czytaj również:

Stoicyzm ratuje świat Stoicyzm ratuje świat
i
zdjęcie: Bob Blob/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Stoicyzm ratuje świat

Piotr Stankiewicz

Widmo krąży nad światem – widmo końca świata. Dziś nie mówimy już o „zmianie klimatu”, ale wprost o „katastrofie klimatycznej”. Jak jej zapobiec? Uczeni się głowią, politycy odpychają ten temat. Ale to stoicy są klimatyczną awangardą i pokazują, jak bardzo prywatne jest dziś polityczne.

Zbadałem to w najuczciwszym eksperymencie, mianowicie – przeprowadzonym na sobie. Nie był koncepcyjnie trudny. Po prostu poszedłem na zakupy. Musiałem nabyć kilka sprzętów, których nieobecność krzyczała od dawna. No i kupiłem, ale wróciłem z zakupów – jak nie nienawidzić centrów handlowych! – w stanie takim jak zawsze, czyli chory, przeżuty, rozbity. Nie ma takiej czynności na świecie, której nienawidzę bardziej niż kupowania, koszmarnie mnie to męczy, wysysa siły, odbiera smak życia. Nigdy nie pojmę tych, których to cieszy lub którym poprawia nastrój. W ogóle nie rozumiem, jak tak można, że da się.

Czytaj dalej