Życiodajna, śmiercionośna, prorocza Życiodajna, śmiercionośna, prorocza
i
Lucas Cranach starszy, „Fontanna młodości”, 1546 r., Galeria Malarstwa w Berlinie (domena publiczna)
Opowieści

Życiodajna, śmiercionośna, prorocza

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 14 minut

Powszechność mitu o potopie zadziwia, podobnie jak trafność intuicji naszych przodków, którzy w wodzie upatrywali początków wszelkiego życia.

Kulturę każdego społeczeństwa kształtują po części uwarunkowania przyrodnicze. Ludy narażone na żar lejący się z nieba będą przypisywały inne znaczenie Słońcu niż mieszkańcy rejonów subarktycznych. Dla tych pierwszych Słońce może być siłą niszczycielską (w Indiach to prędzej Księżyc jest kojarzony ze źród­łem życia), raj zaś będzie przez nie wyobrażany jako miejsce chłodne i wilgotne (to przypadek starożytnych religii bliskowschodnich).

Niemniej gdy zastanawiamy się nad wodą i jej symboliką w znanych mitologiach oraz przypisywanym jej w rytuałach sensom, można zaryzykować pewne uogólnienia. Woda jest w sposób oczywisty warunkiem koniecznym do życia, niezależnie od tego, w której części planety mieszkamy. Ma też swoją egzystencjalną głębię, która objawia się na różne sposoby w mitach o początku świata, w symbolice chrztu, rytualnych ablucjach czy apokaliptycznych–wizjach potopu.

Przypomnijmy, że symbole religijne są czymś w rodzaju metafory: próbują oddać swoje znaczenie za pomocą czegoś, co nimi nie jest, ale co je „przypomina”. Jednakże nie są w sensie właściwym metaforą, o ile sens metafory można przetłumaczyć na język niemetaforyczny. Znaczeń symbolicznych nie da się wyczerpać ostatecznie – można o nich mówić jedynie w przybliżeniu (jeśli te znaczenia się wyczerpały, symbol jest martwy, przestaje być symbolem).

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Woda może znaczyć wszystko: może być źródłem życia, może być grobem. Bywa kojarzona z męskością (w naszym kręgu kulturowym bóstwa groźnych i kapryśnych mórz to postaci męskie, jak Posejdon i Neptun) albo z kobiecością, pierwiastkiem macierzyńskim (każde źródło w świecie greckim miało swoją nimfę; być może woda tryskająca z podziemi przywoływała w starożytnych umysłach obraz ludzkich narodzin). Filozof Gaston Bachelard wymieniał kilka kategorii symbolicznych wód, które można spotkać w poezji i micie: wody stojące, bieżące, jasne, martwe, słodkie, słone, wiosenne, oczyszczające, odbijające blask, głębokie, rozhukane.

Bezkształtna forma

Woda ze względu na swoje właściwości fizyczne oddaje cały bogaty kompleks znaczeń, ale jedna jej cecha jest zasadnicza: bezforemność, brak kształtu. Wielki historyk religii Mircea Eliade w swoim Traktacie o historii religii w tej fizycznej właściwości odnalazł klucz do odczytania symboliki wody w micie i rytuale: nie mając formy, stanowi ona zarodek wszystkich form, jest zaczynem wszystkiego, co żyje, co kiełkuje; jeśli jakąś rzecz obmywa, to zabiera jej formę i w tym sensie ją unicestwia, ale jest zarazem początkiem wszelkich ponownych narodzin.

Jak pamiętamy z biblijnej Księgi Rodzaju, zanim Bóg stworzył świat: „Ziemia była zaś bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1,2). Podobna (poprawna z punktu widzenia współczesnych teorii) intuicja, upatrująca źródeł życia w wodzie, pojawia się w wielu światowych mitologiach. W mitologii indyjskiej nad pierwotnymi wodami unosił się Narajana, z którego pępka wyrosło drzewo kosmiczne – w późniejszych tradycjach zamienione na lotos – z niego zaś narodził się Brahma. Według innej tradycji Wisznu wyzwolił Prythiwi, boginię Ziemi, która została uwięziona przez demona na dnie oceanu; wyciągając ją z wód, doprowadził do powstania naszego świata (ta historia pojawia się w wielu tekstach, także w Mahabharacie). W Popol Vuh, świętej księdze jednego z narodów należących do Majów, na początku czasów były tylko cisza i morze, w którym pływali bogowie jako istoty świecące. Indianie północnoamerykańscy wierzą często, że na początku czasów kluczową rolę odegrało małe zwierzę – żółw, wydra, szczur piżmowy – wyciągające z wody niewielką ilość błota, które następnie rosło i rosło, aż powstał świat. Plemię Juma w Ameryce opowiada fascynujący mit o Stwórcy, Wszechojcu, który nie posiadając imienia ani ciała, przez stulecia nie oddychał i bez ruchu zamieszkiwał głębokie wody, zanim się z nich wynurzył, doprowadzając do powstania kosmosu. W różnych zakątkach globu (w Indonezji, ale też na Syberii) rozpowszechnione są wariacje na temat złożonego w praoceanie kosmicznego jaja, z którego wykluła się aktualna rzeczywistość.

Mitologie wielkich cywilizacji Wschodu opisują, jak kosmos wyłania się z pierwotnego chaosu, który bywa określany terminami odwołującymi się do żywiołu wodnego. To przypadek egipskiego Nun, babilońskiego Apsu i chińskiego Hundun. (Może kogoś zainteresują sposoby zapisu znaku „wody” w najstarszych znanych pismach świata: egipski hieroglif to potrójna linia zygzakowata, w sumeryjskim – dwie poziomie faliste linie).

Także życiodajny deszcz nie mógł nie otrzymać interpretacji mitologicznej. Krople deszczu kojarzono z boskim nasieniem zapładniającym ziemię. Jednym z pseudonimów Indry jest „Byk Ziemi”. W mitologii Trobriandczyków – badanych przez Bronisława Malinowskiego – Bolutukwa, matka herosa, stała się kobietą tylko poprzez krople kapiące ze stalaktytu. W biblijnych psalmach dziękuje się Bogu za to, że „pokrywa niebo chmurami, gotuje dla ziemi deszcz” (Ps 147,8).

Pałace w głębinach

W dalekowschodnich wierzeniach smoki (które – inaczej niż u nas – są istotami nieskończenie mądrymi i ważnymi dla rozwoju cywilizacji) żyją w pałacach położonych na dnie głębokich wód i w chmurach, a także odpowiadają za tworzenie tych ostatnich. Chiński smok Jing gromadzi wodę w chmurach i kontroluje opady – jedną z dawnych form magicznego wywoływania deszczu było sporządzanie podobizny Jinga. Fascynujący jest fakt, że w polskim folklorze występował ten sam temat: jeszcze w latach 30. XX w. etnografowie zarejestrowali wypowiedź mieszkańca wsi Gnojno na Mazowszu, który twierdził, że widział smoka połykającego chmurę.

Historia religii zna olbrzymią liczbę zwierząt, jak również istot fantastycznych, które są kojarzone z żywiołem wodnym. W Indiach i Tybecie dużą czcią darzy się nagów, stworzenia lepiej rozwinięte niż ludzie. To wężowate istoty tradycyjnie strzegące stawów, studni, źródeł, zamieszkujące podwodne pałace, w których gromadzą morskie skarby, perły, muszle, korale. Księżniczki nagów z dumą wymieniano w ludzkich liniach dynastycznych. Według niektórych przekazów Budda – wychodząc z założenia, że ludzie nie są gotowi na jego nauki – najpierw uczył nagów, którzy dopiero kilka stuleci później przekazali tę świętą wiedzę mędrcowi Nagardżunie, żyjącemu prawdopodobnie w II w. n.e. mnichowi, który odegrał znaczącą rolę w rozwoju filozofii buddyjskiej (dzisiejsi badacze widzą w nim poprzednika Immanuela Kanta, Lud­wiga Wittgensteina, Jacques’a Derridy itd.).

Powtórzmy za wybitnym indolo­giem Heinrichem Zimmerem, że od czasów wedyjskich wody stanowią w Indiach „namacalny przejaw boskiej esencji”. Wodę uważa się tam wręcz za siedzibę bogów. Również w naszych czasach garnek bądź dzban wypełniony wodą jest używany w popularnych i prostych formach rytualnych jako przedstawienie bóstwa. Tertulian, chrześcijański teolog żyjący w II–III w., za pomocą argumentów teologicznych wywyższał żywioł wodny nad żywioł ziemski. Powołując się na przytoczony fragment Księgi Rodzaju, zauważał, że Duch Święty wybrał wodę jako pierwsze miejsce swojego pobytu. Przyznawał, że to ziemia była substancją stworzenia, niemniej – jego zdaniem – nie byłoby z niej żadnego pożytku, gdyby nie fakt, że jest mokra i zwilżona. Duch Święty najpierw w wodzie zrodził życie, abyśmy przestali się dziwić, „gdy dzisiaj rodzi życie przez chrzest”.

Kybele w kąpieli

Motyw wynurzania się życia z wo­dy i poprzez wodę, o którym mówią wielkie mity kosmogoniczne, widać w symbolice chrztu, który można odczytywać jako przeniesienie tej idei z planu kosmicznego na plan ludzki. Według teologów pierwszych stuleci chrzest to nie tylko oczyszczenie z grzechu, lecz także właściwe narodziny, czyli narodziny do życia duchowego. Święty Jan Chryzostom porównywał chrzest wprost do śmierci, zanurzenie głowy było niejako wejściem do grobu: w wyniku tych czynności rodził się „nowy człowiek”.

Chrzest można zaklasyfikować ja­ko rytuał inicjacyjny. W tym sensie jest porównywalny z inicjacjami na wyspach Fidżi, podczas których młodych mężczyzn przed wejściem w dorosłość obmywa się wodą z czarną farbą symbolizującą śmierć. Z kolei na wyspach Tonga chłopców maluje się na biało, co ma obrazować „czerń dzieciństwa”, później zaś ­obmywa się ich, otrzymują oni nowe ubrania i również stają się „nowymi ludźmi”. Wspomnijmy przy okazji, że grecka Hera, kąpiąc się w stru­mieniu Kanatos, odnawiała swoje dziewictwo.

Jest jasne, że sens rytualnych ablucji nie ogranicza się do higieny. Jak wiadomo, ablucje pełnią istotną funkcję w codzienności muzułmańskiej. W nauczaniu islamu przyjmuje się, że wodę zsyła Allah z nieba, by dzięki niej wyznawcy mogli wyzwolić się od ingerencji złych duchów. Jeśli jej brakuje, używa się piasku. Podobną funkcję pełnią kąpiele w Gangesie, rzece, która spływa z brody Sziwy – w tym przypadku ablucja rozmywa „zadłużenie karmiczne”. Ablucje występują nie tylko w tej rzeczywistości: egipskie Teksty Piramid, zawierające m.in. praktyczne wskazówki dla faraona w jego poszczególnych etapach wędrówki przez zaświaty, mówią o rytualnym obmyciu przez boginię Kebechet.

Przypomnijmy, że woda znajduje się w wejściu do świątyń chrześcijańskich („woda święcona”), muzułmańskich i zaratusztriańskich. Kapłani najrozmaitszych wyznań muszą przemywać dłonie lub całe ciało podczas różnych uroczystości religijnych. Nawet w przypadku prostych rytów ofiarnych kapłan bramiński przepłukuje usta wodą: „Ponieważ zanim to uczyni, jest niezdolnym do złożenia ofiary… Gdyż wody są czyste. Staje się czystym wewnątrz… Przechodzi ze świata ludzi do świata bogów” (Śataphata-brahmana). Zbliżamy się tutaj do skomplikowanej problematyki antropologicznej „czystości” i „skazy” (rytualnej, etycznej); poprzestańmy jednak na tym, że zanurzenie w wodzie to jeden ze sposobów na osiąg­nięcie symbolicznego oczyszczenia.

Wspomnijmy jeszcze przypadek ostatniej właściwie sekty gnostyckiej, która dotrwała do naszych czasów, czyli mandejczyków. W ich przypadku rytualne obmywanie osiągnęło spektakularny poziom. W pobliżu rzek kopią oni sadzawki, które nazywają „Jordanem”; dzięki rowom woda wpływa do postawionej obok świątyni (w jej wnętrzu nie ma niczego innego, żadnych ozdób, przedmiotów). Chrzest, polegający na całkowitym zanurzeniu ciała, odbywa się przynajmniej raz w tygodniu – lub częściej, jeśli dochodzi do skalania, grzechu itp. Mandaizm zakazuje picia wody z kranu czy z butelki – taka woda nie jest wodą prawdziwą, żywą. Woda żywa płynie jedynie w rzekach i źródłach. Rzecz jasna, kluczową rolę w ich wierzeniach odgrywa nie Chrystus (uznany za fałszywego proroka), lecz Jan Chrzciciel.

W świecie starożytnym rytualnych kąpieli zażywały również posągi bóstw. Kąpiel frygijskiej bogini płodności Kybele miała miejsce w rzece bądź stawie, a jej celem była regeneracja wyschniętych sił reprezentowanych przez boginię, co miało zagwarantować dobre plony. Wiemy, że podobnym kąpielom poddawano posągi Ateny i Afrodyty. Ta „pogańska” obrzędowość, mimo sprzeciwów Kościoła, przetrwała do XIX i XX w. w tych wszystkich miejscach, w których zanurza się krucyfiks lub wyobrażenie Matki Boskiej, aby przeciwdziałać suszy.

Morsowałem

Zbawienne znaczenie wód ujawnia się również w lecznictwie i znachorstwie. Zasada jest ta sama: kontakt z wodą rozmywa chorobę, rozmywa „formę”, która się zdegenerowała, aby przywrócić pierwotne zdrowie. Listę uzdrawiających polskich strumieni, źródeł i „źródełek” można by długo rozwijać. Zapewne część Czytelniczek i Czytelników poznała w dzieciństwie nieprzyjemny zwyczaj oblewania głowy zimną wodą „histerycznego” dziecka.

Podobnych quasi-rytualnych znaczeń można się dziś dopatrywać – niezależnie od potwierdzonych naukowo pozytywnych skutków tych praktyk – w balneoterapii czy w morsowaniu. Znany współcześnie popularyzator morsowania, Holender Wim Hof, gdy wypowiada się nawet o zimnych prysznicach, używa naprzemiennie naukowej i jogicznej terminologii: zimna woda, wychładzając organizm wielokrotnie mocniej niż powietrze, regeneruje ciało i umysł, oczyszcza, wyzwala ukrytą energię, leczy itd.

Łyk ze źródła wiedzy

W historii religii wiele było rewolucji i zmian, ciekawe jednak, że kulty świętych źródeł charakteryzują się ciągłością. Teolodzy chrześcijańscy bezskutecznie walczyli z „pogańskimi” pozostałościami podobnych zwyczajów, o czym świadczą liczne zakazy kościelne, ale po wielu stuleciach grożenia karami Kościół zmienił taktykę i kulty wodne schrystianizował. Przez stulecia w górach Aubrach, w pobliżu jeziora Saint-Andéol chłopi składali ofiarę z noszonych ubrań, ciast i serów, wrzucając je do wody. Księdzu Parteniuszowi nie udało się argumentami teologicznymi zmusić ich do rezygnacji z tych praktyk. Ostatecznie zbudowano przy jeziorze kościół. Ofiary przestano wrzucać do jeziora i zaczęto zanosić je do świątyni.

W czasach prehistorycznych na terenach dzisiejszej miejscowości Marsala na Sycylii istniał kult zorganizowany wokół groty zalanej wodą. Udawano się tam m.in. w celach wróżebnych, dlatego gdy tereny te zaczęli kolonizować Grecy, miejsce zaczęto kojarzyć z Sybillą, mityczną wieszczką (przypisywanie źródłom wróżbiarskich mocy spotykamy też w innych świadectwach starożytnego świata greckiego: Jamblich wspomina o kapłanie w Kolofonie, który przed proroctwem każdorazowo pił wodę z tajemniczego źródła). Gdy natomiast pojawiło się chrześcijaństwo, grota zaczęła być miejscem kultu… kogóż by innego, jeśli nie św. Jana Chrzciciela. W XVI w. powstał tam poświęcony mu kościół, który do dziś odwiedzają wierni i turyści.

Z pewnością święte, lecznicze źródła wiążą się z koncepcją wód życia, wód nieśmiertelności płynących w podziemiach, mających swoje początki w świecie zmarłych, jak w przypadku najstarszego znanego nam mitu ludzkości – o bogini Isztar. Najważniejszy bóg dawnych Germanów Wotan-Odyn także pił wodę mądrości, która płynęła u korzeni drzewa reprezentującego wszechświat (aby móc to zrobić, poświęcił swoje oko, które zgodnie ze skandynawskimi wierzeniami do dziś pływa w tej wodzie).

Spragnieni umarli

Ciekawe, że wedle wielu wierzeń pragnienie odczuwają również zmarli. Takie poglądy podzielali starożytni Grecy, którzy z okazji święta Antesterii wlewali wodę do grobowców. Pisałem na początku, że kontekst ekologiczny określa wyobraźnię religijną narodów – kultury zagrożone suszą praktykowały libację dla zmarłych.

To łączenie znaczenia wody z życiem prowadzi do fascynujących koncepcji, według których samo życie zostaje ocenione negatywnie, jako przede wszystkim wszechobecne cierpienie. To przypadek starożytnych ruchów pitagorejskich i neoplatońskich, wyznających doktrynę reinkarnacji. Według Porfiriusza dusza domaga się wilgoci (pragnienie to gaszono np. poprzez zalewanie wodą grobowców), co należy rozumieć jako tęsknotę duszy za kolejnym wcieleniem. Skoro jednak wędrówka dusz jest naznaczona nieuchronnym cierpieniem, to w ramach tych koncepcji duszę raczej należy osuszyć, tak aby uniemożliwić jej odrodzenie się na tym świecie i zapewnić wyzwolenie polegające na ucieczce do rzeczywistości niebiańskich.

Ta zasada unicestwienia starych form, by mogły narodzić się nowe, miała swoje ponure zastosowanie w różnych formach religijnej przemocy: tatarskie bękarty, czyli przejaw życia „nieczystego”, topiono w mulistych rzekach, aby unieważnić „skazę” wywołaną samym faktem ich istnienia. Według Tacyta Germanie topili w błocie i bagnie jednostki nieprzejawiające odwagi i leniwe. Te zachowania należałoby znów interpretować jako próbę „oczyszczenia”, naprawienia kosmicznego błędu. W mitologii skandynawskiej olbrzym Aegir (jego imię wywodzi się od germańskiego aquiaz, które możemy kojarzyć z łacińskim aqua) panuje w morzach i oceanach, jego żoną jest zaś bogini Ran, która w swoje sieci łowi topielców. Ci trafiają do specjalnej krainy pośmiertnej, będącej podwodną siedzibą Ran, do której kierowani są również ludzie ofiarowani bogini. Rzecz ciekawa: w podwodnej siedzibie Ran także składa się ofiary z ludzi.

Istotnie, zbiorniki wodne wymagały żywej ofiary. Według Homera Trojańczycy wrzucali konie do rzek. Germanie, Frankowie i Słowianie też wrzucali tam zwierzęta. Posejdonowi oraz innym bogom morskim składano w ofierze konie i woły. Gdy przeprawiano się przez rzekę, składano mniejsze ofiary. Jest to jednak zwyczaj występujący nie tylko u ludów indoeuropejskich, spotyka się go również u Masajów z Afryki, którzy wrzucają pęk trawy do rzeki, a także u Bagandów – ci wrzucają do niej ziarno kawy.

Zatopiony, odnowiony

Mitologia potopu to przeniesienie omawianego systemu znaczeń na plan kosmiczno-historyczny: pod wpływem skazy, grzechu, błędu bogowie unicestwiają świat zdegenerowanych społeczeństw (nie wiedzieć czemu, przy okazji kara spada również na zwierzęta), tak by mogły narodzić się nowe.

Powszechność tej opowieści jest godna uwagi; Noe miał licznych poprzedników. Mędrzec Utnapisztim, którego odwiedza Gilgamesz, by odnaleźć nieśmiertelność, razem ze swoją żoną uratowali siebie i zwierzęta przed wielką powodzią zesłaną przez bogów. Najstarszy sumeryjski tekst wzmiankujący o potopie datuje się na 1750 r. p.n.e.; jego interpretacja nastręcza pewnych trudności – nie jest jasne, czy potop został zesłany przez boga Enki, czy przez boginię Nintu, ale nie ulega wątpliwości, że był dziełem rozgniewanego bóstwa. Jak widać po zachowanych glinianych tabliczkach, potop to jeden z punktów odniesienia dla historyków sumeryjskich, którzy wymieniali zarówno panujących, jak i mitycznych królów. Z kosmicznej powodzi Manu, legendarny indyjski pierwszy człowiek i prawodawca, został uratowany przez Wisznu, który przybierając postać ryby, zabrał go w Himalaje. Grecki Zeus miał kiedyś stworzyć „spiżowy ród” – ludzi gwałtownych, potężnych, o duszach z żelaza, którzy nie jedli mąki. Nazywano ich rodem spiżowym, ponieważ mieszkania i broń mieli ze spiżu, pracowali spiżem itd. Zeus uznał, że należy ten lud unicestwić: wywołał ogromne deszcze, spadające z nieba potoki. Deukalion, zgodnie ze wskazówkami swojego ojca Prometeusza, zbudował skrzynię, do której wszedł z żoną Pyrrą. Małżeństwo opuściło to schronienie po dziewięciu dniach, cumując na Parnasie. Oprócz niego przetrwali tylko ci, którzy ukryli się w górach. Po potopie Deukalion, cieszący się względami bogów, poprosił ich o nową ludzkość. Bogowie dali mu kamienie, którymi miał rzucać za siebie. Z kamieni rzucanych przez Deukaliona powstawali mężczyźni, z rzucanych przez Pyrrę – kobiety.

Dziś widzimy, jak ta starożytna opowieść odradza się w naszych czasach: ludzkość z powodu „grzechu ekologicznego”, „grzechu chciwości” doprowadza do topnienia lodowców. Woda znów pochłonie naszą cywilizację i wszystkie lądowe gatunki zwierząt, świat znanych nam form zostanie rozmyty, być może powstaną nowe struktury.

Powódź pragnień

Wspomniałem na początku, że znaczenie symbolu nigdy nie jest do końca przekładalne, lepiej je kontemplować w wyobraźni, przeżywać, niż intelektualnie tłumaczyć. Dlatego dobrym zakończeniem tego tekstu będzie streszczenie pewnego niesamowitego starożytnego mitu, który w różnych wariantach dotrwał do naszych czasów (w XIX w. posługiwał się nim w swoim nauczaniu Ramakryszna). Myślę, że może on pogłębić rozumienie symboliki wody.

Półboski mędrzec Narada, dzięki wytrwałej ascezie, mógł poprosić boga Wisznu o spełnienie swojego życzenia. Zapragnął, by bóg ukazał mu magiczną moc jego mai – twórczej mocy rzeczywistości (w późniejszych szkołach rozumianej jako „złudzenie”, „gra złudzeń” „sen rzeczywistości”). Wisznu zgodził się i zabrał Naradę na rozpaloną słońcem pustynię; po krótkim czasie obaj poczuli pragnienie. Bóg poprosił ascetę, by udał się do pobliskiej wioski i przyniósł nieco wody. Narada zgodził się, wstał i poszedł. Zapukał do drzwi najbliższej chaty. Otworzyła mu dziewczyna jak ze snu, w której od razu się zakochał, do tego z wzajemnością. Rodzina przyjęła go do środka chętnie, był wszak świętym mężem. Wkrótce Narada poślubił dziewczynę, zamieszkał w wiosce. Wiódł szczęśliwe życie, po śmierci teścia stał się głową rodziny, miał troje ukochanych dzieci. Minęło 20 lat i przyszła pora deszczowa, wyjątkowo intensywna. Ze wzgórz spływały gwałtowne potoki, powódź zalała całą wieś. Woda porwała nie tylko dom Narady, nie tylko jego bydło, ale także jego rodzinę. Przerażony Narada – przebijając się przez ulewę i rwący żywioł – ruszył im na ratunek, lecz porwana przez wodę żona podcięła mu nogi. Dryfował, aż fale wyrzuciły go na małe urwisko. Wokół otaczała go jedynie mętna, brudna woda. Jego ukochana rodzina nie żyła. Narada cierpiał nieznośnie i płakał. Nagle usłyszał dziwnie znajomy głos: „Dziecko, już od ponad pół godziny czekam na wodę, po którą dla mnie poszedłeś”. Narada rozejrzał się uważniej: nie otaczała go już woda, lecz pustynia. Wisznu stał nad nim z okrutnym uśmiechem i pytał: „Czy teraz już rozumiesz tajemnicę mojej mai?”.

rysunek z archiwum, nr 982/1964 r,
rysunek z archiwum, nr 982/1964 r,

Czytaj również:

Ciepła woda zdrowia doda Ciepła woda zdrowia doda
i
John William Waterhouse, „Hylas i nimfy”, 1896 r., Manchester Art Gallery (domena publiczna)
Złap oddech

Ciepła woda zdrowia doda

Renata Lis

Matka ziemia zafundowała nam naturalne sposoby relaksu i leczenia różnych chorób. Wystarczy odszukać gorące źródła i wskoczyć do nich. Niektórzy uważają takie pieszczenie własnego ciała za grzeszne, jednak praktyka i nauka mówią coś przeciwnego.

Pod Mutnowską Sopkę podjechaliśmy masywnym, terenowym busem na wielkich kołach – jednym z tych egzotycznych pojazdów, które spotyka się tylko na bezdrożach Syberii i obu Ameryk. Postaliśmy chwilę z plecakami pośrodku górskiego pustkowia – 120 km od Pietropawłowska Kamczackiego, 800 m n.p.m., u podnóża jednego z kilkudziesięciu czynnych wulkanów Kamczatki. Było ciepło, czuliśmy zapach siarki. Słyszeliśmy rytmiczne syki i świsty towarzyszące gwałtownym wyrzutom pary wodnej z wnętrza Ziemi. Po 30 minutach marszu znaleźliśmy się w dolinie podobnej do Doliny Gejzerów, ale mniejszej i mniej znanej. Namioty rozstawiliśmy na gorącej ziemi w plamach siarkowych wykwitów, między bulgoczącymi jeziorkami i małymi gejzerami. Nieopodal wybudowanej na początku XXI w., w miarę czystej ekologicznie Mutnowskiej Elektrowni Geotermalnej. Było to najbardziej odlotowe miejsce, w jakim kiedykolwiek nocowałam.

Czytaj dalej