Jaroslav Hašek już 100 lat temu zdemaskował postprawdę i fake news w tym błyskotliwym opowiadaniu. A może to jednak reportaż?
Rozdział I
Osierocone dziecię o niebieskich oczach
Wołali na nią Antosia i w życiu nie zaznała macierzyńskiego ciepła ni ojcowskiej miłości. A potem przyjęli ją do pomocy u jednego kupca. Robiła tam zakupy służąca redaktora z jednej gazety.
Tymczasem nastał sezon ogórkowy i nie było o czym pisać.
A ta Antosia oczy miała takie niebieskie…
Ach, od płaczu aż mi pióro wypadło z ręki…
Rozdział II Listonosz z przekazem
Listonosz Jan Gromada (lat 45, niekarany, katolik, żonaty, zameldowany w Libicach, woj. Kolin nad Łabą, znak szczególny: znamię pod pępkiem) wkroczył dziarsko z przekazem w ręku do sklepu, gdzie służyła biedna sierotka.
– Antosia jest? – zapytał głosem drżącym, bo przeczytał to, co było napisane na odcinku nadawcy.
– Jest – odpowiedział drżącym głosem kupiec, po czym listonosz drżącym głosem dodał:
– Mam dla niej 100 koron.
Na odcinku nadawcy było zaś napisane tak: „Dziecko moje kochane! Wybacz, ale ja już tak dalej nie mogę ukrywać się przed Tobą. Matką Twoją jestem i nawet już rozmawiałam z Tobą. Serce mi pęka. Bądź pracowita i wierz w Pana Boga, a Pan Bóg Cię nie opuści. Masz tu na razie 100 koron. Twoja matka”.
Słuchając tych słów, Antosia upuściła trzylitrową butlę ze spirytusem, który rozlał się po całym sklepie. Teraz już mogła, bo miała 100 koron.
Rozdział III
Dzielny czyn emeryta Pawlika
W następnej chwili wszedł do sklepu 56-letni emeryt Józef Teodor Pawlik. W ręce trzymał zapalone cygaro. Widząc, że w sklepie rozlał się denaturat, dzielnie wyrzucił zapalone cygaro przez otwarte okno akurat na głowę pewnego przechodnia. Czyn ten jest godzien najwyższego podziwu jako dowód niezwyczajnie zimnej krwi i odwagi. Gdyby nie ów czyn emeryta, alkohol by się zapalił, a ponieważ w sklepie składowano właśnie wielki balon z benzyną, nie byłoby dalszego ciągu tej wzruszającej historii. Ponadto czyn emeryta zasługuje na uznanie tym bardziej, że swoim rozumnym gestem ocalił państwowej administracji listonosza z pieniędzmi.
Ministerstwo Handlu niniejszym przekazuje temu dzielnemu obywatelowi wyrazy uznania i podziękowania.
Po wyjściu ze sklepu emeryt Pawlik już nie odnalazł swojego cygara. Wypalił je bowiem do reszty ów przechodzień, któremu spadło ono na głowę.
Rozdział IV
Kupiectwo w akcji
W kwadrans po przyjęciu 100 koron dla Antosi jej pryncypał wyszedł ze swojego sklepu. Zakupiwszy bilecik na tramwaj, pojechał do redakcji pisma, gdzie redaktorem był ów pan zatrudniający u siebie służącą, która robiła zakupy w sklepie należącym do kupca, co właśnie teraz szedł do owego redaktora. Jak widać, wszystko to ładnie się rozwija.
Pogadali sobie z panem redaktorem przez godzinkę. Redaktor się rozpromienił. Cóż za wzruszająca historia akurat teraz, w pełni sezonu ogórkowego.
– Będzie to w jutrzejszym numerze – zapewniał na pożegnanie redaktor. – Wydrukujemy oczywiście pana nazwisko.
Po czym udał się kupiec do działu ogłoszeń, gdzie zamówił na jutro anons w dobrym miejscu.
Dziś utarg miał jeszcze zwyczajny.
Rozdział V
Następstwa artykułu
Utajona matka
Redaktor dotrzymał słowa. Następnego dnia pojawił się w gazecie artykuł pod tytułem Utajona matka. Zajmował całe trzy szpalty. Sentymentalny wywód ugnieciony został w stylu pań Merlitt, Carleau, Szwarc i innych płaczliwych pisarek familijnych. W zakończeniu pojawiło się nazwisko aktualnego opiekuna Antosi. Pan Wacław Zeman, kupiec, ulica Kamińskiego nr 18.
A na ostatniej stronie, w dziale ogłoszeń, zamieszczono coś takiego: „Wacław Zeman, sklep kolonialny przy ulicy Kamińskiego 18 proponuje Szanownemu Państwu wielki wybór towarów. Sery, wędliny, konserwy rybne i mięsne. Wyborne wina czerwone i białe, 1 litr 1 k. Wyborna mieszanka kawowa za 2 k 20 halerzy, cukier tańszy. Litr rumu od 80 halerzy wzwyż. Masło herbaciane zawsze świeże”.
Tego dnia na Winogradach wszystkie panie i dziewczęta chciały zobaczyć Antosię i razem z nią popłakać sobie w sklepie.
Płakało się tam od rana do wieczora. Jak tylko się Antosi płakać odechciało, musiała na zapleczu cebulę wąchać, aby jej oczęta znowu zaczęły łzawić.
Znalazło się też kilku starszych panów, którzy ją w policzki szczypali. Nic w tym złego nie było, bo Antosia miała dopiero 15 lat. Wśród ogólnego płaczu słyszało się i takie kwestie:
– Poproszę kilo kawy!
– Dla mnie pięć kilogramów cukru!
– Litr rumu!
– Flaszkę wina!
Wacław Zeman nie nadążał z obsługą klientów. Musiał zatrudnić pomoc, choć jego żona uwijała się w pocie czoła. Winogradzkie panie i dziewczęta robiły zakupy na cały tydzień.
Wieczorem przed dziesiątą, kiedy zamykali, przyszła jeszcze jedna spłakana pani. I to aż skądś z Modrzan. Ponieważ jednak już nic nie mieli do sprzedania, zakupiła sobie stare odważniki.
Gazety z artykułem Utajona matka sprzedało się o 10 tys. egzemplarzy więcej niż zwykle.
Rozdział VI
Głuchoniema służąca
Aby to wszystko rozwinęło się jeszcze lepiej, ktoś odkrył, że kobieta, co Antosię na porodówce urodziła, przyjęta została do szpitala na książeczkę zdrowia pewnej głuchoniemej służącej, która na migi przysięgała, że nie jest Antosi matką. To, że była głuchoniema, bardzo teraz nie sprzyjało owemu redaktorowi, który jako żywo nie mógł się z nią dogadać. W stałej rubryce swojej gazety „Utajona matka i jej osierocone dziecię” zamierzał bowiem zamieścić materiał pod tytułem Rozmowa z rzekomą matką Antosi.
Kilka winogradzkich pań i dziewcząt posłało głuchoniemej służącej pocztówki.
Miejscowa prokuratura oskarżyła głuchoniemą służącą o świadome wprowadzenie w błąd instytucji państwowej, ponieważ dziecka nie urodziła, choć jakoby urodzić miała, na swoją książeczkę zdrowia.
Zamiast wynająć adwokata, głuchoniema służąca udała się z pielgrzymką na Świętą Górę, pozostawiwszy w domu karteczkę z wiadomością, która wywołała ogólne zaskoczenie i natychmiast została dostarczona redakcji.
A oto wiadomość z karteczki: „Jadę do spowiedzi!”.
W nawiązaniu do tej wiadomości komendantura policji wysłała za głuchoniemą służącą dwójkę detektywów przebranych za księży.
Rozdział VII
Nowe listy, nowe odkrycia i nowe interesy
Antosia codziennie otrzymywała nowe listy od utajonej matki. Pan Wacław Zeman zanosił je sumiennie do redakcji, która drukowała je z dodatkiem stosownych westchnień.
Pięciu producentów pocztówek czyhało na nią z aparatami fotograficznymi.
Żonaci mężczyźni spoglądali podejrzliwie na swoje żony, wymagając od nich pod przysięgą wyznania, czy nie miały przed ślubem jakiegoś romansu albo innej miłości.
Pewien pan nie mógł się w kasie doliczyć 100 koron, w związku z czym – podejrzewając swoją żonę, że posłała je Antosi – ogolił się brzytwą na zero, a następnie złożył w sądzie rozwodowy pozew.
Tymczasem na adres Antosi przekazali różni tacy 400 koron i dozorczyni zaczęła jej mówić:
– Całuję rączki, panienko!
Antosia chciała nosić długą suknię i płakała, bo nie mogła jej sobie kupić.
Niedługo potem dostała następny liścik od swojej utajonej matki: „Kochana Antosiu, wiem, że płaczesz, a ja nie mogę nic na to poradzić. Ufaj Panu Bogu i bądź grzeczna. Przesyłam Ci 30 k. Twoja nieszczęśliwa matka”.
Ten liścik też został opublikowany.
– Za 400 koron też bym chętnie został sierotą – gadali zawistnicy.
Pewien były leśniczy oznajmił, że jest zaufanym Antosi, a jednocześnie dał do gazety następujące ogłoszenie: „Jelenie nigdy nie zapadają na gruźlicę, ponieważ w lesie znajdują zioło będące głównym składnikiem leśnej herbaty z przyprawą, którą produkuje były leśniczy Szumiński, ul. Kamińskiego 26. Liczne podziękowania z Ameryki, Australii, Nowej Zelandii, z wyspy Korsyki, Michli, Londynu, Paryża i Podiebradów”.
Rozdział VIII
Rady i uwagi
Do redakcji gazety, która miała rubrykę „Utajona matka i jej osierocone dziecię”, przychodziło bardzo wiele listów. W ciągu dwóch tygodni przyszło ich aż 1256. Zawierały częściowo rady, a częściowo uwagi, spostrzeżenia, napomnienia i ostrzeżenia.
Pisano, aby Antosia uważała na siebie, nigdzie nie wychodziła i nie dała się wyprowadzić w pole. Ktoś pisał, że komuś na pewno zależy na tym, aby Antosi przewrócić w głowie i na stałe ją zbałamucić. Ale w jakim celu, tego w liście nie było.
W końcu gazeta opublikowała apel. Prośbę do utajonej matki, żeby się ujawniła. Była to wzruszająca prośba. Sformułowana w stylu rozpaczliwie tkliwych romansideł, z których zerżnięto całe zdania.
Na ulicach widziało się tłumy spłakanego ludu. Sześć osób zwariowało z litości i od ciągłego płaczu.
30 winogradzkich pań i dziewcząt oślepło. Kobiety płakały w całych Czechach. Matki przyciskały swe pacholątka i córunie do serc. W macierzyńskich objęciach udusiło się pięciu chłopców i sześć dziewczynek.
Pewien wierszokleta opublikował nowy produkt swego wątpliwego talentu. Kuplety o nieszczęsnej sierotce. Śpiewano je na melodię Oczu niebieskich.
Winogradzkie panie i dziewczęta domagały się, aby kuplety zaraz włączyła do swojego repertuaru orkiestra winogradzkiego teatru.
O utajonej matce śpiewało się całymi dniami. A pewien nieborak, co słysząc te śpiewy, nie rozpłakał się, omal przez śpiewające panie zatłuczony został.
W końcu przybył do redakcji zaufany Antosi, wynalazca leśnej herbaty dla jeleni i ludzi.
Po czym gazeta opublikowała apel do utajonej matki: „Niech się ujawni i do mieszkania wynalazcy leśnej herbaty przyjdzie. Całkowita dyskrecja i zachowanie milczenia zapewnione. Były leśnik słowem honoru zobowiązuje się całkowite milczenie zachować. Utajona matka kupić sobie jego leśną herbatę ziołową nie jest powinna”.
Po paru dniach ukazało się specjalne wydanie innej gazety, podobnym sensacjom w całości poświęcone.
Rozdział IX
Utajona matka ujawniona z zachowaniem dyskrecji
Ukazuje się specjalny numer gazety wieczornej: w odpowiedzi na apel wynalazcy leśnej herbaty utajona matka przychodzi do jego mieszkania. Całkowita dyskrecja zostaje zachowana. W gazecie stało jak byk: „Związani słowem honoru zachowujemy całkowitą dyskrecję. Wolno nam powiedzieć tylko tyle, że owa dama, która jest matką Antosi, to wdowa z kilkorgiem innych dzieci. Nie ujawniamy tu jej nazwiska, ponieważ zobowiązaliśmy się do dyskretnego postępowania. Dlatego możemy dodać tylko tyle, że ujawniona matka jest właścicielką domu w bezpośredniej bliskości Antosi. Związani słowem honoru do zachowania o niej całkowitej tajemnicy nie możemy powiedzieć nic ponad to, że ma 35 lat i chciałaby znowu wyjść za mąż. Przy czym oświadczyła, że ojciec Antosi żyje, jest urzędnikiem, ma żonę i kilkoro dzieci. Nic więcej nie pozwala nam ujawnić nasze przyrzeczenie zachowania w tej sprawie zupełnego milczenia. Może jeszcze tylko tyle, że ów pan jest bardzo podobny do Antosi, której podobiznę zamieszczamy w naszej ilustrowanej gazecie, jak również zdjęcie rozczulającego spotkania matki i córki”.
Całkowita dyskrecja została zachowana i gazety wieczornej sprzedało się 60 tys. egzemplarzy.
Rozdział X
Ojciec bardzo podobny do Antosi
Publikacja zdjęcia Antosi w gazecie ilustrowanej spowodowała, że zaraz od rana fryzjerzy mieli wielki ruch w interesie.
Żonaci, wielodzietni urzędnicy golili brody, inni przycinali wąsy, oszpecając swoje oblicza.
200 żonatych, wielodzietnych urzędników starannie ukrywało przed swoimi żonami egzemplarz gazety z podobizną Antosi.
300 żon wystąpiło o rozwód, wykazując niewierność swojego męża jego uderzającym podobieństwem do Antosi.
90 mężów przyznało się do ojcostwa.
– Panu to dobrze, pan ma żonę na wsi, ale ja jestem podobny do Antosi!
Następnie zaczęły przychodzić do redakcji listy z pogróżkami.
Sprzedał się ponad 100-tysięczny nakład.
Nie było w Czechach choćby jednego urzędnika, którego żona nie zakupiłaby egzemplarza gazety.
Bóg jedyny wie, jak to się skończy. Bo któż inny mógłby to wiedzieć? Tylko jeden mój znajomy zecer powiedział, że w drukarni mają już poskładane tytuły: Ojciec Antosi w rozpaczy, Samobójstwo utajonej matki.
– No i znowu będzie ruch w interesie – mówił zecer z uśmiechem.
Tłumaczył Zbigniew Machej