Chrzańmy zimę Chrzańmy zimę
i
zdjęcie: Winhide/Flickr (CC BY 2.0)
Dobra strawa

Chrzańmy zimę

Dominika Bok
Czyta się 2 minuty

Na rozgrzewkę, na bóle, na obrzęki. Dla smaku, dla zdrowia, dla urody.

Chrzan pospolity (to wytrzymała na mrozy roślina z rodziny kapustowatych. Jego botaniczna nazwa: Armoracia rusticana lub Armoracia lapathifolia oznacza, że rośnie blisko morza – od celtyckich słów ar (blisko) i more (morze). U nas występuje licznie, w dodatku nie tylko nad morzem, a nasze rodzime określenia wybrzmiewają zupełnie inaczej: warzęcha, warzucha lekarska, krzon lub dzika rzodkiew polna. Angielskie nazewnictwo także nawiązuje do rzodkwi: końska rzodkiew, górska rzodkiew, poza tym Brytyjczycy używają też czasem okreś­lenia niemiecka musztarda. Coś w tym musi być, skoro Niemcy sos z korzenia chrzanu z dodatkiem octu uważają za doskonały dodatek do ryb.

Świeży korzeń chrzanu, a właściwie otrzymana z niego miazga, pobudza trawienie i ma silne działanie bakteriobójcze, gdyż występuje w nim glikozyd zwany sinigrinem. Znajdują się w nim również inne cenne składniki: olejki lotne, witamina C, prowitamina A oraz sole mineralne potasu, wapnia i fosforu. Dobrze jest jeść go regularnie w sezonie zimowym, szczególnie w okresach spadku odporności.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Starty chrzan jest także stosowany zewnętrznie – pomaga w bólach artretycznych, zapaleniu korzonków i nerwu kulszowego. Okład z niego powoduje przekrwienie skóry, ogrzanie i podrażnienie prowadzące do rozluźnienia przykurczów. W efekcie ból mija i zmniejszają się obrzęki. Poprawia się też zdolność ruchowa stawów. Z kolei sok z chrzanu, rozrzedzony wodą lub hydrolatem ziołowo-kwiatowym, regeneruje, oczyszcza i odkaża, dlatego w kosmetyce stosuje się go do pielęg­nacji tłustej cery.

W dzikim stanie chrzan występuje w Rosji, na Kaukazie i w Polsce. Pierwsze celowe uprawy tej rośliny założono w Niemczech, a później w innych krajach Europy Zachodniej. Chrzan zdobył ogrody Ameryki Północnej, dostał się nawet na Jamajkę i do Chile. Wypada też wspomnieć o jego azjatyckim kuzynie wasabi, czyli chrzanie japońskim, który rośnie w górskich potokach i wymaga szczególnych warunków – nie toleruje bowiem bezpośredniego działania promieni słonecznych i potrzebuje wysokiej wilgotności. By osiągnąć dobre rezultaty w uprawie, niezbędna jest bieg­łość w tej dziedzinie – w Japonii żyją rodziny specjalizujące się w tym zakresie i przekazujące swoją wiedzę z pokolenia na pokolenie.

Wracając na nasze podwórko, wspomnę tradycję ze wschodu kraju, gdzie używało się liści do wypieku chleba. Ten prawdziwie ekologiczny „papier” do pieczenia sprawiał, że chleb się nie przypalał. Drugim zastosowaniem chrzanowego liścia było owijanie nim masła po to, by dłużej nadawało się do jedzenia. Świeże lub suszone liście chrzanu możemy również dodawać do kiszenia, chronią wtedy przed pleśnią i zmętnieniem cieczy.

Liście zbierajmy od wiosny do początków lata – mają wówczas najwięcej aromatu. Korzenie wykopujmy z kolei jesienią, gdy liście zaczną żółknąć. Czy poza ukrytym w ziemi korzeniem i jakże pożytecznym liściem chrzan ma nam coś jeszcze do zaoferowania? Jego cienka, słabo ulistniona łodyga kwiatowa utrzymuje w czerwcu niepozorne białe kwiatki zebrane w groniaste kwiatostany. Czy przyszło wam jednak do głowy, by powąchać kwitnący chrzan? Nic straconego! Zróbcie to, jeśli napotkacie go na drodze, ma bowiem przyjemny aromat kojarzący się z zapachem lewkonii. A zatem miłego wąchania!

Czytaj również:

Nać ścinać Nać ścinać
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Dobra strawa

Nać ścinać

Dominika Bok

Napakowana po brzegi listków dobrem. Ma więcej witaminy C niż pomarańcze, więcej wapnia niż mleko, więcej żelaza niż stek i więcej potasu niż banan.

Pietruszka pochodzi z rejonu basenu Morza Śródziemnego i znana była ludzkości już w III w. p.n.e. Hipokrates i Dioskurides opisywali jej moczopędne właściwości. W Dykcyonarzu roślinnym ks. Krzysztofa Kluka z końca XVIII w. czytamy z kolei: „Znajoma jest prawie we wszystkich ogrodach, której korzenie i liście w kuchni na pospolitą zaprawę potraw zażywaią się” oraz: „Pędzi mocz, krew rozpala, otwiera zamuloną wątrobę i śledzionę, oczyszcza piersi, pędzi wiatry i nasienie, kruszy kamień pęcherzowy”. Dziś jej walory opisalibyśmy nieco inaczej, nadal jednak korzystamy z cennych składników zawartych we wszystkich częściach tej pospolitej rośliny. Korzenia pietruszki opisywać nie trzeba – każdy, kto używa włoszczyzny, miał z nim do czynienia. Może nie wszyscy jednak wiedzą o tym, że oprócz soli mineralnych i potasu zawiera on też furanokumaryny, flawonoidy oraz związki śluzowe. Dlatego jeśli cierpimy na wzdęcia czy bóle brzucha, warto pić przygotowany z niego napar. Wystarczy zalać jedną łyżkę sproszkowanego suszonego korzenia pietruszki szklanką wody i parzyć przez 10 minut. Owoce tej rośliny pozyskujemy w drugim roku uprawy, następnie suszymy je w zacienionym miejscu. Znajduje się w nich więcej olejku eterycznego niż w korzeniu, ale ich działanie jest zbliżone. Wyciągi (zarówno z owoców, jak i korzenia) pijemy po to, by odkazić drogi moczowe i przeciwdziałać powstawaniu kamieni moczowych, a także by ułatwić trawienie poprzez pobudzenie wydzielania soków żołądkowych. Owoce, podobnie jak pozyskiwany z nich olejek pietruszkowy, mogą jednak wywołać skurcze macicy, więc nie powinny być spożywane przez ciężarne. Liści pietruszki używamy jako przyprawy często i do wielu potraw, ale jeśli chcecie wykorzystać pełnię ich walorów zdrowotnych, polecam napój z natki. Przyrządzamy go z pęczka liści pietruszki (około 10 g), 120 ml miodu, soku wyciśniętego z dwóch cytryn, 2 litrów wody, opcjonalnie dodajemy kilka listków mięty lub melisy. Miksujemy wszystkie składniki w blenderze, a otrzymanym napojem gasimy prag­nienie oraz pokrywamy zapotrzebowanie na witaminę C i żelazo.

Czytaj dalej