
Uchodźcy z okupowanego Tybetu już od ponad pół wieku znajdują schronienie w Indiach. O tym, jak wygląda ich życie, opowiada Hanka Grupińska, pisarka, autorka książki „Dalekowysoko”.
W 1959 r. kontrolę w Tybecie przejęły chińskie władze. Rozpoczął się okres prześladowań Tybetańczyków, rugowanie ich kultury. Od ponad pół wieku buddyjscy uchodźcy szukają schronienia poza granicami Tybetu – głównie w Indiach, gdzie współcześnie w pobliżu miasta Dharamsala znajduje się centrum tybetańskiej diaspory i miejsce pobytu XIV Dalajlamy. O tym, jak wygląda ich rzeczywistość, można przeczytać w książce polskiej autorki, Hanki Grupińskiej, która do Dharamsali jeździ już od ponad dekady. Pobyty w tamtejszych buddyjskich klasztorach nie tylko umożliwiły jej zbliżenie się do tybetańskiej kultury, ale też pozwoliły wyraźniej zobaczyć różnicę między buddyjskim Wschodem i judeochrześcijańskim Zachodem.
Sylwia Niemczyk: W swojej książce Dalekowysoko napisałaś, że wcześniej chińska strategia niszczenia tybetańskiego świata była bardziej widoczna, toporna, dziś jest subtelniejsza.
Hanka Grupińska: Zmieniły się metody, ale nie zmieniła się istota działań: Chińczycy cały czas niszczą tybetańskość. Dzisiaj może już klasztory nie są rozjeżdżane buldożerami, ale za to władze każą mnichom w tych klasztorach, które jeszcze pozostały otwarte, wieszać thangki, czyli malowidła na tkaninie, na których zamiast bóstw tybetańskich maluje się portrety przywódców chińskich.
W filmie dokumentalnym Las szkarłatnych szat jest scena, kiedy mniszki dowiadują się, że muszą opuścić swój klasztor. I trochę byłam zła na reżysera, że nie powiedział wprost, dlaczego te mniszki wracają do swoich wiosek. A dzieje się tak, ponieważ ten ogromny klasztor, Yarchen Gar, w którym jeszcze kilka lat temu mieszkało 10 tys. kobiet, przestał istnieć. Był demontowany od 2001 do 2019 roku. Dziś pozostało tam tylko miejsce, do którego niektórym mniszkom wolno wracać raz w roku na trzy miesiące odosobnienia.
Chińczycy nie pozwalają Tybetańczykom na praktyki religijne, na używanie języka tybetańskiego. Za posiadanie zdjęcia Dalajlamy skazują na więzienie. Nigdy nie byłam w Tybecie, moja wiedza jest zapośredniczona, wysłuchałam natomiast wiele opowieści tybetańskich uchodźców.
Jeździłaś przez lata do Indii, by rozmawia