Druga wiosna Druga wiosna
i
„Pejzaż ze śniegiem”, Vincent van Gogh, 1888 r./Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku (domena publiczna)
Pogoda ducha

Druga wiosna

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Wiosna za progiem — nadciąga, nadchodzi, puka do drzwi. Wraca wiosna baronowo, śniegi schodzą z gór, a lody ruszają. To będzie już druga nasza wiosna z covidem (Jan Parandowski dałby lajka). Czy będzie to przysłowiowa nasza wiosna?

To się dopiero okaże (puenta nie jest tu zaskoczeniem, więc mogę ją od razu zdradzić: to tylko od nas zależy). Ale z całą pewnością wiosna 2021 r. będzie inna niż ta przed rokiem. Wtedy byliśmy wzięci z zaskoczenia, zostaliśmy wrzuceni w sytuację, której faktycznie nie pamiętali najstarsi górale. Dzisiaj jest inaczej, umiemy już nosić maseczki (przynajmniej większość z nas) i podkpiwać z obostrzeń (szczęśliwie to mniejszość). Nowa normalność wciąż nie jest normalna, ale z pewnością nie jest już nowa.

Głęboka mądrość tkwi w tej tradycyjnej zasadzie, że żałoba trwa rok. Chodzi o to, żeby po stracie bliskiej osoby doświadczyć pełnego cyklu, przejść przez wszystkie święta, pory roku, rocznice i wszelkie punkty kalendarza. Nie ma oczywiście gwarancji, że po wykonaniu okrążenia wokół Słońca będziemy pogodzeni ze stratą bardziej niż na początku, ale wiemy przynajmniej, że żałoba raczej nas już nie zaskoczy, bo przeszliśmy przez spektrum sytuacji i okoliczności. W covidzie nie jest oczywiście tak prosto, ponieważ nowe mutacje i nowe rozporządzenia zaskakują nas wciąż i raczej nie przestaną. Niemniej, minął rok i jakoś się z tym wszystkim oswoiliśmy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jak wiecie, mój stoicyzm jest stoicyzmem reformowanym i nie używam w nim „argumentu z natury”. Wbrew stoickim ortodoksom nie uważam, że naczelną zasadą życia ludzkiego powinno być „postępowanie zgodne z naturą” — w XXI w. nie wiadomo w ogóle, co by to miało oznaczać i w ogóle nowoczesność na tym polega, że kwestionujemy oczywistość, z jaką dana jest nam „natura”. Trudno dzisiaj wierzyć w normatywną moc natury… ale z drugiej strony — na bardziej emocjonalnym, mniej rozumowym poziomie — trudno jej nie obserwować, nie patrzeć, jak trwa, żyje, zmienia się.

Chciałoby się dodać, że trudno nie patrzeć na naturę — szczególnie wiosną, no i szczególnie w covidzie, kiedy wszyscy siedzimy (a przynajmniej większość z nas) pozamykani w mieszkaniach, odcięci od świeżego powietrza i zielonej trawki bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. A umówmy się — współczesna, miejska cywilizacja Pierwszego Świata dostęp do natury zostawia nam nader ograniczony nawet bez pandemii. Kiedy piszę te słowa, leży na moim biurku książka Richarda Louva Ostatnie dziecko lasu (rodzice kilkulatków, polecam!), której tytuł mówi niewiele, ale podtytuł mówi wszystko: „Jak ocalić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury”. Wiadomo, o co chodzi. My, sterylni, miejscy degeneraci, wiedziemy życie oddzielone od lasu, jeziora i gór tak bardzo, jak się tylko da. I szkodzi nam to.

Trudno więc nie łypać okiem za okno, trudno nie czekać, aż ta wiosna wreszcie wybuchnie ze swoją niepowstrzymaną siłą. Natura nie jest już źródłem norm etycznych, ale wciąż może być przedmiotem nieco religijnej fascynacji, wciąż jest obcowaniem, może już nie z rozumem kosmicznym, ale wciąż z czymś nieporównanie potężniejszym od nas, z czymś, co w jakimś ultymatywnym stopniu jest ponad i poza nami.

Kiedy piszę te słowa, dotapiają się wokół ostatnie resztki śniegu. Jeszcze nic wokół się nie zazieleniło, nie rozkwitło, ale może już rozkwitnie, kiedy będziecie Państwo czytać. A nawet jeśli i wtedy wciąż nie, to stanie się to tydzień, dwa, najdalej trzy tygodnie później. „Co roku huczą w rzekach lody, w ciemnym lesie zawilec rozkwita” — tak jest, było i będzie; tak było za czasów Miłosza, dzisiaj, ale i za 100 lat, kiedy po nas wszystkich zostaną tylko martwe konta na Facebooku. Natura radzi sobie i poradzi bez nas. Czy tego chcemy, czy nie, czy covid nas wytłucze, czy nie wytłucze, z banalną pewnością rzeczy wiecznych wiemy, że w sobotę 20 marca o godz. 10.37 czasu polskiego Słońce przekroczy równik i przejdzie na półkulę północną, na której zacznie się tym samym astronomiczna wiosna. To zaś, czy zacznie się ona również w naszej duszy, to już (czy jest covid, czy go nie ma, czy jest wiek XXI, czy XIX) — zależy tylko od nas samych.

Czytaj również:

Próżno żałować Próżno żałować
Przemyślenia

Próżno żałować

Piotr Stankiewicz

Żałujemy różnych rzeczy i w różny sposób — żal jest szeroki jak człowiek. Można (co nie znaczy, że należy!) mieć żal do losu, można żałować porażek, straconych szans i stu innych rzeczy. Ale jest i takie żałowanie, które, by tak to ująć, bierze się z myśli, że trzeba było być kiedyś mądrzejszym. I to nie in abstracto, ale w odniesieniu do konkretnych wyborów. Mówiąc najkrócej, chodzi o wyrzucanie samemu sobie, że pewnych decyzji nie podjęliśmy wcześniej.

Przykłady są nieskończone i każdy jest wzięty z życia. Ktoś zdecydował się wreszcie zakończyć przemocowy związek i natychmiast widzi, że to był jedyny słuszny krok i że trzeba było go zrobić rok wcześniej. Ktoś rzuca pracę, w której był mobbowany i od razu czuje, że wyszedł na świeże powietrze, którego potrzebował od lat. Ktoś zakłada firmę albo jedzie w podróż, o której latami marzył, ale też się trochę bał — i zaraz się okazuje, że nie było czego. Tak to właśnie jest: gdy tylko zaczniemy coś robić, bardzo często okazuje się, że samo działanie jest znacznie łatwiejsze, niż przemyśliwanie sprawy w nieskończoność.

Czytaj dalej