Mamy zdecydowanie więcej niż jeden powód, by ubóstwiać dynię.
Nie chodzi tylko o pyszną, aromatyczną kremową zupę, która z odrobiną chili rozgrzeje każde lekko wychłodzone po spacerze ciało. Ani o słodki placek ze szczyptą cynamonu, który umila dłuższe wieczory. Okna lokali gastronomicznych zachęcają dyniowym menu. „Jej wysokość dynia” to już nie tylko sezonowe warzywo, lecz także ikona każdej jesieni. Ulegamy magii jej pomarańczowo-słomkowej barwy i rozmaitości okrągławych kształtów. Skąd bierze się ten ewidentny jesienny sentyment? Uprawa tego dość zwyczajnego warzywa jest raczej mało wymagająca, a jego smak bez odpowiedniej „oprawy” niezbyt wyraźny. Jaki botaniczny sekret skrywa dynia?
Odpowiedzi na to pytanie należałoby poszukać około 10 tys. lat temu na obszarach Ameryki Północnej i Południowej. Pierwsi miłością do dyni zapałali antyczni farmerzy zamieszkujący tereny dzisiejszego centralnego Meksyku i Gór Ozark (Oklahoma, USA). Emfaza jest jak najbardziej na miejscu. Gdyby nie ludzki upór w uprawie i selekcji owoców dyni, najpewniej nie doczekałyby one naszych czasów. Pierwotnie dynia nie była wcale przysmakiem ludzi – najpierw rozsmakowywały się w jej dzikiej wersji mamuty i inne duże ssaki. Była po prostu niesmaczna, gorzka, a przez swą gorycz wręcz podejrzewana o pewną toksyczność. Ale dla wielkich zwierząt nie miało to dużego znaczenia i nie wpływało niekorzystnie na ich organizm. Za uodpornienie się na posmak dzikiej dyni mogła odpowiadać ograniczona liczba receptorów wrażliwych na gorzki smak. By potwierdzić tę hipotezę, wzięto pod lupę 46 współczesnych gatunków ssaków – od myszy po afrykańskiego słonia, badając u nich geny związane z owym receptorem, w tym gen TAS2R. Stwierdzono, że im mniejsze zwierzę, tym więcej rzeczonych genów oraz sensorów goryczy i lepsza zdolność małego organizmu do unikania gorzkiego pokarmu. Odwrotną zależność wykryto zaś u dużych zwierząt.
Kres warzywa był jednak bliski, bo wraz z wymieraniem mamutów naturalne rozprzestrzenianie się rośliny zostało ograniczone. Zainteresowali się nią jednak nasi protoplaści. Zanim dostrzegli w niej pokarm, wyrabiali z jej owoców naczynia i elementy sieci do połowu ryb. Dzięki wieloletniej selekcji smacznych okazów zdołali udomowić dziką dynię i tym samym złagodzić posmak jej miąższu, czyniąc z niej w pełni jadalne warzywo.
Głęboko skrywany sekret dyni to nie tylko jej niemalże dosłowne odrodzenie w rękach praczłowieka tysiące lat temu. Obecnie to także agresywny produkt – dźwignia handlu i marketingu. Jedynie w Stanach Zjednoczonych produkuje się rocznie dynie o wartości średnio 150 mln dolarów. Z tej masy aż 98% przeznacza się na ozdoby i latarnie z okazji Halloween, a tylko pozostała część zasila rynek produktów spożywczych. Nasuwa się pytanie, jaka tajemnicza siła dyni zachęca nas do wykorzystywania jej w naszych sezonowych zabawach? Czemu nie jest to ziemniak lub może burak? Czy warzywa te nie mają „tego” czegoś, co z kolei ma pomarańczowa skorupa z miękkim wnętrzem?
Wydaje się, że chodzi znowu o łaskawość losu! Źródła podają, że to Europa była kolebką zwyczaju drążenia warzyw i tworzenia z nich latarni odstraszających złe duchy. Osadnicy, którzy zasiedlali obecne Stany Zjednoczone, zawlekli obrządek ze sobą. Z tą różnicą, że ziemniaki czy buraki nie były od razu dostępne na nowym lądzie, a dynia tak. Tym zrządzeniem opatrzności wpisała się ona do księgi zwyczajów kultury amerykańskiej i robi karierę na całym świecie. Ale czy dynia ma również inne botaniczne walory?
Podczas hodowli kanadyjskich dyń zauważono, że ma ona właściwości oczyszczania gleby, na której jest wysiewana. Szczególnie dotyczy to podłoża skażonego dioksynami, substancjami toksycznymi wyjątkowo opornymi na wszelkie metody usuwania. Jedyna skuteczna technika to palenie gleby, co jest absolutną katastrofą dla lokalnych mikroekosystemów. Z odsieczą przybywa nam dynia, która podczas wzrostu akumuluje dioksyny w sobie. Byle tylko rolnicy pamiętali, że te „nasączone” egzemplarze nie powinny być dopuszczane do obrotu spożywczego. Licząc jednak na wrażliwość ekologiczną hodowców, powinniśmy w sezonie jesienno-zimowym wprowadzać dynię do naszego tygodniowego jadłospisu. Badacze z Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego ustalili, że roślina doskonale radzi sobie z atakującymi ją mikroorganizmami, a za jej skuteczny system defensywny odpowiada twarda skórka. Naukowcy sprawdzili też, czy substancje obronne wytwarzane przez zewnętrzną część rośliny radzą sobie z ludzkimi drobnoustrojami – wynik okazał się pozytywny. W dobie zwiększającej się oporności wirusów i bakterii na farmaceutyczne antybiotyki wiadomość ta otwiera nowe perspektywy, nie wspominając o domowych zastosowaniach tej wiedzy.
Owoce dyni budzą naszą radość i słusznie. Uroczo zaokrąglone warzywo, jakby pamiętając swoją historię sprzed lat, odwdzięcza się nam dzisiaj, stanowiąc istną jesienną towarzyszkę zarówno zabaw, jak i konkursów. W Stanach Zjednoczonych wręcz stworzono nową dyscyplinę sportu polegającą na hodowli rekordowych rozmiarów roślin. Zawodnicy, korzystając z narzędzi genetyki Mendla, umiejętnie selekcjonują nasiona najokazalszych dyń sezonu, a następnie krzyżują je ze sobą. Tak powstałe okazy osiągają wagę aż 900 kg! Najnowsze doniesienia naukowe pokazują też, że dynie mają olbrzymie genomy. Dzięki dalszym badaniom tychże być może warzywna ikona jesieni ujawni nam sekrety, które skrywa przed nami od dawna.