
Cztery humory ludzkiego ciała – krew, flegma, żółć i czarna żółć – dominowały w medycynie i kuchni od starożytności. Renesans przyniósł herbarze, czyli zielniki, które – choć były zdobyczami nowej epoki – opowiadały znaną już historię o równowadze płynów rządzących światem.
Średniowiecze doskonale czuło się w ogrodzie. Środek klasztornego wirydarza był naturalną przestrzenią do zakładania grządek i obsadzania ich ziołami. Klasztorne dependencje, czasem ciągnące się hektarami, były miejscem eksperymentów botanicznych i upraw na dużą skalę. Rośliny, w tym zioła, klasyfikowano w tamtych czasach według ich właściwości leczniczych. Średniowieczna dietetyka z przyklasztornego zielnika czerpała garściami, często – jak w przypadku Hildegardy z Bingen – łączyła żywność z ziołami w kompozycje, które dziś nazwalibyśmy daniami.
W klasztorach Wschodu i Zachodu przechowywano nauki Dioskurydesa – greckiego lekarza i botanika z I wieku. Jego pięciotomową De materia medica skrzętnie przepisywano oraz ilustrowano nieprzerwanie przez większość średniowiecza. Słynny „Dioskurydes wiedeński”, czyli bizantyński rękopis z samego początku VI stulecia, jedna z najbogatszych realizacji tej tradycji, doskonale oddaje podejście do badań Greka – ilustracje świadczą o ambicji dokładnego, naukowego odwzorowania opisywanych przez niego roślin i zwierząt. Drobiazgowością przypominają XIX-wieczne szkice Darwina z Galapagos.
Traktat Dioskurydesa koncentruje się przede wszystkim na medycznych właściwościach roślin. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że dzieło to było przez półtora tysiąca lat najważniejszym herbarium świata. Kopiowano je po łacinie, grecku i arabsku, a od wieku XVI tłumaczono także na języki wernakularne (przekład angielski z połowy XVII stulecia dowodzi wyjątkowo długiego trwania traktatu w europejskiej kulturze).
Renesans czerpał z mądrości pokoleń czytających De materia medica, ale zarazem na nowo odkrył ogród – jako modne miejsce spotkań, w którym wypadało bywać. Od połowy XV w. we Włoszech zaczęły powstawać „akademie”, których członkowie postrzegali się jako spadkobiercy Akademii Ateńskiej – zarówno platońskiej, jak i arystotelesowskiej – a przechadzka