Kurier na dwóch kółkach Kurier na dwóch kółkach
i
zdjęcie: Raí Camara; źródło: Unsplash
Promienne zdrowie

Kurier na dwóch kółkach

Marcin Kozłowski
Czyta się 8 minut

Kurierstwo rowerowe swoje początki miało już w drugiej połowie XIX w. Wtedy z usług kurierów zaczęła korzystać m.in. paryska giełda, a później, pod koniec XIX w., kurierzy rowerowi byli także coraz popularniejsi w większych amerykańskich miastach.

Najprawdopodobniej pierwsza rowerowa firma kurierska w Polsce rozpoczęła swoją działalność w 1996 r. Taką właśnie datę narodzin profesjonalnej polskiej kurierki rowerowej podawał w tekście sprzed prawie dwóch dekad Mikołaj Lizut w „Gazecie Wyborczej”. Idea stopniowo docierała do innych miast. Działająca do dziś jedna z pierwszych krakowskich firm – Qrier – powstała cztery lata później, a przecierający szlaki na Dolnym Śląsku Wrocławscy Kurierzy Rowerowi zaczęli działać dopiero w 2007 r.

Szacuje się, że przedsiębiorstw zatrudniających kurierów rowerowych jest dziś w naszym kraju kilkadziesiąt. Działają głównie w większych miastach, m.in. w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie, Gdańsku.

Choć trudno w to uwierzyć, widok kuriera na rowerze w 2019 r. nadal wzbudza wśród niektórych zdziwienie. – Ludzie są zaskoczeni: to my mamy we Wrocławiu kurierów rowerowych? – mówi Judyta z ekipy Wrocławskich Kurierów Rowerowych. Najprawdopodobniej jest jedyną kobietą-kurierem w mieście. Od określenia „kurierka” zdecydowanie woli jednak formę męską.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Kurierzy to najczęściej miłośnicy kolarstwa. Ludzie, którzy przychodzili do nas do pracy tylko po to, żeby zarobić pieniądze, nie wytrzymywali długo. Zostają pasjonaci – twierdzi Jacek Gil, właściciel firmy Qrier. W branży od niemal 20 lat, wśród kolegów nazywany jest „ojcem krakowskiej kurierki”. – Pytam kurierów, czy każdy może pracować w ich zawodzie. Słyszę, że każdy. Ale potem i tak wszystko weryfikuje rzeczywistość.

Dziennie pokonują na rowerach nawet 100 kilometrów. – To może wydawać się dużo, ale pamiętajmy, że to dystans przejechany w trakcie 7-8 godzin pracy – zaznacza Piotr „Hinol” Ostachowski, kurier rowerowy z Krakowa z pięcioletnim stażem.

Kurier rowerowy musi cały czas kombinować, w jaki sposób ułożyć trasę, by przesyłki dostarczyć jak najszybciej i najefektywniej. – Dyspozytor zleca zamówienia, które układają się w jedną spójną trasę. Wie, w którym rejonie jestem, ale to przede wszystkim kurier odpowiada za planowanie pracy – wyjaśnia Paweł z Krakowa.

Marmurowa płyta i sztuczna szczęka

Co przewożą kurierzy? Każde miasto ma swoją specyfikę. We Wrocławiu lwią część zamówień stanowią przesyłki z próbkami od weterynarzy dostarczane do laboratorium. – Przewozimy też zapomniane przez kogoś klucze, laptopy, a czasem nawet ludzie wysyłają bliskiej osobie śniadania. Wtedy ktoś dzwoni do kuriera, a potem wręcza mu do przewiezienia colę i kanapkę – wylicza Judyta.

W Krakowie sporo zleceń pochodzi od architektów wysyłających dokumenty do urzędów, a także od stomatologów oraz protetyków. Często zdarza się, że kurier wiezie w torbie sztuczną szczękę lub inną protezę dla pacjenta, który siedzi już na fotelu dentystycznym i na nią czeka.

– Gabinetów dentystycznych na niektórych ulicach jest często więcej niż sklepów spożywczych. Lekarze konkurują tym, że mogą o wiele sprawniej zająć się pacjentem – mówi Jacek Gil.

„Hinol” wiózł kiedyś pewnej kobiecie obrazek od tajemniczego wielbiciela. Transportował też pięciokilogramowy kawałek płyty marmurowej, którą przesyłali sobie architekci pracujący nad jakimś projektem. Paweł transportował natomiast kartony z kilkudziesięcioma winami.

Kontakty z klientami najczęściej ograniczają się do: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. Choć bywają wyjątki. – Znam przypadek, w którym kurier związał się z panią z recepcji firmy, z którą współpracował. Tak często tam bywał, że zaczęli się spotkać – mówi Paweł.

Wpadki się zdarzają tak jak w każdym zawodzie. Plus jest taki, że zwykle można je naprawić.

– Kiedyś aż trzy razy w krótkim czasie zdarzyło mi się zabrać ze sobą do domu próbki od weterynarzy. Przyjeżdżałam do laboratorium, wyczytywałam im wszystko, co przywiozłam i zapominałam to zostawić. Zmarznięta wracałam do domu, myśląc o tym, żeby wypić coś ciepłego. Zaglądałam do torby, a tam… Musiałam szybko wrócić – wspomina Judyta.

Tempo jest ważne w ich pracy, ale kurierzy nie zapominają o bezpieczeństwie. – Kurierka nie polega na tym, że słyszymy wystrzał z pistoletu i jedziemy po te przesyłki na zabój. Zdarzają się pilne zlecenia, ale to może 10% w skali całego dnia – mówi Jacek Gil.

– Nie wyobrażam sobie, żeby kurier przewoził przesyłkę, od której zależy czyjeś życie i zdrowie. Dlatego nigdy też własnego życia ani zdrowia nie ryzykowałem – podkreśla Paweł.

Endorfinami w niepogodę

Choć jednym z największych wyzwań w pracy kuriera jest zderzenie z kapryśną polską aurą, doświadczeni zawodowcy mają swoje sposoby.

– Kiedy pogoda się psuje, kilka razy dziennie słyszę pytania: „czy nie jest panu zimno?”. Odpowiadam, że nie, wręcz przeciwnie, jest mi ciepło, bo jestem ubrany, jak należy – wyjaśnia Piotr „Hinol” Ostachowski. Jego własny sposób na zimę to bielizna termoaktywna, wodoodporne buty, rękawiczki, kurtka z goreteksu. I jeszcze dodatek, którego nie kupi się w żadnym odzieżowym sklepie.

– Naukowo udowodniono, że wysiłek powoduje uwalnianie endorfin. Osoba siedząca przy biurku jest przerażona, kiedy musi wyjść na zewnątrz np. w trakcie deszczu. Dla osoby będącej w ruchu nie stanowi to problemu. Jeżeli jest dużo pracy, nie zauważa się tego, że jest zimno i mokro – mówi kurier.

Judyta na początku stawiała na bawełniane legginsy, jak ognia unikała sztucznych materiałów. Zmieniła zdanie. – Plastikowe ciuchy to nie tylko ortalionowy dresik, który nie uwalnia wilgoci, ale też fajnie zrobione materiały, które oddychają, zatrzymują wiatr – przekonuje. Zimą jeździ głównie w polarach, na pierwszą warstwę wybiera coś termoaktywnego. Z kurtki zrezygnowała, bo częściej dopadało ją przeziębienie.

Zdrowy jak kurier

Oficjalnie kurierzy przekonują mnie, że odżywiają się zdrowo, jadłospis mają całkowicie zbilansowany, pełen witamin. W praktyce bywa jednak różnie, bo w trakcie pracy nie zawsze jest czas na odpowiednie zadbanie o żołądek.

Aplikacja Pawła wyliczyła, że rozwożąc przesyłki, potrafił spalić nawet 2,5 tys. kalorii dziennie. Na śniadanie zjadał sporą jajecznicę, a w ciągu dnia albo nic, albo parę drożdżówek, albo kanapkę. – Z pełnym brzuchem ciężko się jeździ – twierdzi. W upały wypijał za to dużo wody – nawet 6-7 litrów.

– Dużo jem, a nic po mnie nie widać. Koleżanki mnie nienawidzą, a chłopak zazdrości, bo pracuje przed komputerem i ciągle musi sobie wymyślać jakieś diety – śmieje się Judyta. Na śniadanie cztery duże kanapki albo wielka miska owsianki. W ciągu dnia przekąski. Kiedyś zjadała jedną tabliczkę czekolady lub nawet 3-4 pączki, dziś stara się zastępować słodycze wieloziarnistą kajzerką popijaną sokiem.

Piotr „Hinol” wszedł niedawno na specjalną wagę mierzącą poziom tłuszczu w organizmie. Wynik – 9,5 proc. Wiek metaboliczny Piotra to 14 lat, choć w dowodzie ma o 15 więcej.

Moi rozmówcy na zdrowie nie narzekają, choć praca czasem odbija się na ich samopoczuciu. – Pojawiają się problemy z kręgosłupem, w końcu jeździ się pochylonym do przodu i wiezie się plecak – mówi Paweł.

Judycie dokuczają mięśnie, raz w roku robi sobie 3-4 tygodniowy urlop, żeby się zregenerowały. Pomaga. Za każdym razem, gdy wraca do pracy, ma wrażenie, że czuje się jeszcze lepiej, niż po poprzednim urlopie.

Narzędzie pracy

W sieci można przeczytać, że kurierzy poruszają się praktycznie tylko na „ostrym kole”, czyli rowerze, w którym przy obrocie tylnego koła obracają się również pedały. W efekcie jadąc „ostrym kołem”, trzeba pedałować, nawet zjeżdżając z górki, a hamuje się siłą mięśni nóg.

– Nie mam „ostrego koła”, nie jestem pewna, czy to dla mnie. Ja po prostu lubię się bawić przerzutkami – mówi Judyta.

– „Ostre koło” to przeżytek, w krakowskiej kurierce praktycznie nikt już na tym nie jeździ – mówi Piotr „Hinol”. Sam wybrał rower własnej konstrukcji: rama roweru górskiego, szosowe przełożenia, a także bagażnik, do którego można wstawić nawet trzydziestokilogramową przesyłkę.

– W profesjonalnej kurierce rowerowej najbardziej sprawdzają się rowery przełajowe – uważa Jacek Gil. Stosunkowo nowym rozwiązaniem wśród polskich kurierów są rowery cargo z ogromnym bagażnikiem z przodu.

Wspólnota

– Kurier zawsze pomoże kurierowi, nieważne, gdzie się pojedzie – mówi Paweł. Kiedy jeździł po świecie i spotykał się z kolegami z branży, oferowali mu nocleg lub pożyczenie roweru. Są też organizowane ogólnopolskie oraz międzynarodowe mistrzostwa kurierów rowerowych, sprzyjające przecież nawiązywaniu kontaktów.

– W mieście nie ma walki między firmami kurierskimi. Często spotykamy się na wspólnych wyjazdach czy grillach – dodaje.

– Jeśli nie możemy przewieźć danej przesyłki, dzwonimy do kolegi z konkurencji. Klient nawet nie wie, że paczkę przewoziła mu inna firma. Ważne, żeby dotarła na czas i żeby był zadowolony – mówi Jacek Gil.

Rzeczywistość nie jest jednak różowa. Wielu kurierów zarabia pieniądze tylko od dostarczonej przesyłki. A to oznacza, że tracą płynność finansową np. w związku z dłuższą chorobą. – Nie jeżdżę, nie zarabiam. W przypadku kontuzji nie mam za co jeść, nie mam za co żyć – mówi Paweł. W ostatnich tygodniach po pięciu latach odszedł z branży. Poszukiwał stabilizacji.

Dlatego kurierzy na pierwszym miejscu nie stawiają kwestii finansowych, ale przede wszystkim pasję. – Ciężko mi sobie wyobrazić, by dla kogoś była to po prostu praca – twierdzi Paweł.

– Zdarzają się przypadki, w których kurier odchodzi z pracy, by iść do korporacji, ale i tak wraca po paru miesiącach. Mówi, że kasa była, co prawda, fajna, ale tam nie wytrzymał – mówi Judyta.

Zdradza mi, co będzie robić, jeśli wygra milion w „totka”. Będzie jeździła dalej. Nawet za darmo.


W dniach 15-18 sierpnia w Krakowie odbędą się Mistrzostwa Polski Kurierów Rowerowych. Weźmie w nich udział około 100 osób m.in. z Wrocławia, Poznania, Gdańska, Berlina, Pragi i Bratysławy.

W programie przewidziano konkurencje takie jak np. kryterium (wyścig na zamkniętej trasie, w tym roku będzie to tor gokartowy), tracklocross/cx (jazda na „ostrym kole” po trasach terenowych, konieczność wykazania się sporymi umiejętnościami), alleycat (uliczny wyścig, podczas którego każdy z uczestników musi odwiedzić kilka punktów i rozwiązać zadania).

Najważniejszym wydarzeniem jest main race, którego zwycięzcy uzyskają tytuł Mistrzyni i Mistrza Polski (warunkiem jest, by była to osoba pracująca w Polsce na co dzień). Main race to symulacja pracy kuriera na zamkniętym terenie. Zadaniem jest dostarczenie wirtualnych przesyłek. Wygrywa ten, kto opracuje optymalną trasę.

materiały prasowe
materiały prasowe

Czytaj również:

Ostra jazda Ostra jazda
i
fot. pexels.com
Promienne zdrowie

Ostra jazda

Wojtek Antonów

Jak zwykle na wiosnę zaczynamy myśleć o aktywności fizycznej i wyciągamy lekko przykurzone rowery, oczywiście obiecując sobie, że wszędzie będziemy pedałować. Gdyby ktoś chciał w tym roku podnieść poprzeczkę, może spróbować, jak smakuje tzw. ostre koło, czyli jazda rowerem gdzie napęd jest połączony na stałe z zębatką.

Rower, wynaleziony i udoskonalany od połowy XIX wieku jest jednym z najbardziej ekonomicznych i efektywnych środków transportu jakimi posługuje się ludzkość. W wielu częściach świata wciąż często od posiadanie roweru ma znaczący wpływ na poziom życia jego użytkownika. Na przestrzeni czasu powstawały najróżniejsze konstrukcje i napędy rowerowe – od pojazdu poruszającego się dzięki odpychaniu się od ziemi, do skomplikowanych systemów przerzutek umożliwiających dopasowanie przełożenia do trasy.

Czytaj dalej