Z myśleniem jest jak z seksem: jest go i za dużo, i za mało – mówi prof. Bartłomiej Dobroczyński. I zachęca do tańca, który pozwoli odpocząć naszym mózgom od mentalnej paplaniny (przygrywają Mahler i Ramones).
Katarzyna Sroczyńska: Dużo Pan myśli?
Bartłomiej Dobroczyński: Za dużo. Z jednej strony myślenie jest jednym z najbardziej fascynujących wynalazków ewolucji kosmosu – cokolwiek byśmy powiedzieli, wielobarwność świata bezmyślowego została uzupełniona wytworem myślowym. I ludzkość dzięki temu wynalazkowi sporo osiągnęła. Ale z drugiej strony ma ono negatywne konsekwencje: ewidentnie widać, że składnikiem myślenia jest funkcja niszczycielska. Żadne inne zwierzę nie zniszczyło ani planety, ani innych zwierząt w takim stopniu jak ludzie, szczególnie nasza cywilizacja. Indianie wierzą na przykład, że są strażnikami i opiekunami Matki Ziemi, widzą zło w białym człowieku i mówią nawet, że ich zadaniem jest ochronić białego człowieka przed nim samym. Generalnie system, który wymyśliliśmy, kiedy wyszliśmy z epoki łowców i zbieraczy – najszczęśliwszej epoki w dziejach ludzkości – i przeszliśmy na rolnictwo, to był grzech pierworodny.
Początek końca.
I od tego momentu się staczamy. Widać dziś wyraźnie, że jest źle. Sóweczka czy dżdżownica nie narozrabiają w taki sposób, jak narozrabia myślący człowiek. Istnieje też drugi aspekt sytuacji, znowu nawiążę do moich ukochanych rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej – oni na białych ludzi często mówią big head, wielkogłowi. U nas się mówi na intelektualistów „jajogłowi”, i to nie jest komplement. Indianie dostrzegli intuicyjnie, moim zdaniem słusznie, że angażujemy myślenie do zbyt wielu rzeczy. Istnieją naukowe hipotezy zakładające, że ludzie jako gatunek mają myślenie nadmiernie zaakcentowane, że za mocno eksploatujemy nasze mózgi. Takie funkcjonowanie ma wiele negatywnych skutków,