Życie na Instagramie
Od dwóch lat obserwowałem na Instagramie pewną daleką znajomą. „Ale ona ma życie!” – mógłby ktoś pomyśleć. Same uśmiechnięte zdjęcia; opalona, idealnie uczesana piękność pozuje na plażach rajskiej wyspy, w atłasowej pościeli, na alpejskich stokach. Pije szampana, dostaje nagrodę literacką, pędzi luksusowym autem na Riwierze Francuskiej. Zdjęcia mają tysiące polubień, serduszek, komentarze pełne zachwytu. Co za ohydny stek kłamstw! Przecież za tym wszystkim na pewno kryją się nieszczęście, lęk i depresja. W końcu spotkałem się z tą osobą, żeby ją zdemaskować. Okazało się, że naprawdę jest bardzo szczęśliwa i wiedzie życie dokładnie takie, jakie pokazuje na zdjęciach. Tego samego dnia przestałem ją obserwować.
Ptaki
Na balkonie zalęgły mi się gołębie. Wiosną rzadko tam wychodziłem – gniazdo za rowerem zobaczyłem, kiedy było już gotowe, z jajami w środku. Co robić? Myślałem o przeniesieniu gniazda w inne miejsce, ale przecież było to niemożliwe. Pozostało spakować walizki i wynająć mieszkanie gdzie indziej. To było cztery lata temu. Żyję teraz skromniej. Tamto mieszkanie wciąż opłacam, ale oczywiście nie zajrzałem do niego nigdy więcej.
Słoń
Siedziałem w ogródku restauracji, dyskutując z przyjaciółką. Wiedziałem, że miałem rację i denerwowały mnie jej kolejne, rozpoczynające się od „A może…”, wydumane zarzuty. W końcu, kiedy sięgnęła po wyjątkowo już naciągany argument, zirytowany odpaliłem: „Tak? A może przy stoliku obok siedzi słoń?”. Jakież było moje zdziwienie, kiedy znad stolika za moimi plecami podniósł się obrażony słoń. Jak się okazało, potężny ssak odwiedził akurat restaurację. Przygnębiony zakończyłem dyskusję i wymawiając się bólem brzucha, wróciłem do domu.
Karl Popper
Wiele lat temu, gdy byłem na plaży, nagle zobaczyłem, że niedaleko siedzi człowiek łudząco podobny do słynnego filozofa Karla Poppera. „On czy nie on?” – zastanawiałem się, wstyd mi było jednak podejść i zapytać. W końcu domniemany Popper wstał, otrzepał ręcznik z piasku i poszedł.
Wrotki
W te wakacje postanowiłem nauczyć się jeździć na wrotkach. Kupiłem ochraniacze i kask, wybrałem mało uczęszczany zakątek mojej dzielnicy, żeby nie kompromitować się przed gapiami, założyłem wrotki i ruszyłem. Jazda okazała się zaskakująco łatwa – spodziewałem się, że co chwila będę upadał, tymczasem mknąłem przed siebie, jakbym się na wrotkach urodził. Po kilkunastu minutach wyjechałem z miasta i zauważyłem, że bez wysiłku wyprzedzam jadące szosą samochody. Rozochocony, zwiększałem prędkość. Wiatr świszczał w uszach, a polskie krajobrazy przelatywały w szalonym tempie. Jechałem teraz z prędkością kilku machów. Za chwilę moim oczom ukazał się Bałtyk. Tam się zatrzymałem.
Morskie Oko
Jestem światowej sławy okulistą. Kiedy dowiedziałem się z gazet, że w Tatrach znajduje się jezioro Morskie Oko, postanowiłem je zbadać. Na miejscu okazało się, że moje przyrządy zupełnie mi w tym nie pomogą. Uparty akwen odmawiał też odpowiedzi na pytania, jakie litery widzi na tablicy. Rozczarowany wróciłem do domu.
Hala Gąsienicowa
Jestem zasłużonym badaczem owadów. Latem wybrałem się na tatrzańską Halę Gąsienicową, by przyjrzeć się gąsienicom, od których zyskała nazwę. Było ich tam jednak bardzo niewiele, a miejscowi wyśmiali moje pytania. Mimo wszystko zbadałem tamtejsze gąsienice, po czym wróciłem do domu.
Rysy
Kiedy byłem w Tatrach, postanowiłem wybrać się na Rysy. Po kilku godzinach wspinaczki znalazłem się na szczycie tej majestatycznej góry. Chwilę podziwiałem krajobraz, a potem zszedłem.