Nihilistyczny wellness Epikura Nihilistyczny wellness Epikura
i
rys. Archiwum „Przekroju”
Pogoda ducha

Nihilistyczny wellness Epikura

Adam Aduszkiewicz
Czyta się 11 minut

A gdyby tak się nie bać, że coś nas w życiu ominie? Starożytni filozofowie proponują zuchwały eksperyment: odpuść. Nie ulegaj gorączkowej pogoni za lajkami, pieniędzmi, przygodami. Jak wtedy będzie smakować życie?

Żyć szczęśliwie […] wszyscy pragniemy, ale nie wszyscy potrafią zdać sobie jasno sprawę, na czym polega życie szczęśliwe, dlatego tak często jak gdyby w ciemnościach przechodzimy tuż obok tego, co bliskie” – to jedno z najczęściej cytowanych zdań z Listów moralnych do Lucyliusza Seneki. Trudno poradzić sobie z myślą, że można było być szczęśliwym i przez głupi błąd, zaniedbanie czy przeoczenie, tę szansę bezpowrotnie się straciło. Zawsze był popyt na teksty o szczęściu i o tym, jak uniknąć pomyłki. Ale z danych, jakie przytacza w swojej książce o szczęściu prof. Janusz Czapiński, wynika, że w ostatnich czasach ich produkcja gwałtownie rośnie. W latach 1991–1995 w naukowych czasopismach psychologicznych ukazały się 452 publikacje na temat szczęścia, a w latach 2011–2015 było ich już 5562! Co więcej, w czasopismach ekonomicznych wydawanych w pierwszym z wyżej wymienionych okresów opublikowano 1088 artykułów na ten sam temat, a w drugim – aż 8129! A jeśli dodać do tego popularne poradniki z serii „jak osiągnąć szczęście w pięciu krokach” i nawiedzonych mówców motywacyjnych? Najwyraźniej strach, że coś ważnego nas ominie, narasta.

Nie od dziś wiadomo, że pogoń za szczęściem jest podszyta lękiem. Martha Nussbaum w The Therapy of Desire, książce o filozofach i filozofiach epoki hellenistycznej, w rozdziale poświęconym Epikurowi pisze, że przychodzimy na świat jako zdrowe, żywe istoty, ale „kogo widzimy, gdy patrzymy na ludzi wokół siebie? Czy widzimy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Narcyz przegląda się w matrixie Narcyz przegląda się w matrixie
i
Adam Macedoński
Wiedza i niewiedza

Narcyz przegląda się w matrixie

Tomasz Stawiszyński

Tekst, który teraz przeczytacie, został automatycznie wygenerowany przez komputerową symulację właśnie po to, żeby przekonać was do jej przyjęcia. Tomasz Stawiszyński nie jest jego autorem. Ktoś taki nie istnieje.

Do dziś jestem przekonany, że Matrix – legendarny film braci (a obecnie sióstr) Wachowskich z 1999 r. – co najmniej połowę swojego gigantycznego sukcesu zawdzięczał hasłu, którym promowano go na billboardach i plakatach, jeszcze zanim pojawił się na ekranach kin. To wcale nie przełomowe, jak na tamte czasy, efekty specjalne, nie mistrzowsko skonstruo­wana fabuła i nawet nie znakomite role Carrie-Anne Moss, Laurence’a Fishburne’a czy Keanu Reevesa uczyniły z tego dzieła najczystszą klasykę. Stawiam tezę, że gdyby nie myśl wyrażona w intrygującym pytaniu, które miało nas do obejrzenia tego filmu zachęcić, nie wykupywalibyśmy tak gremialnie biletów na wszystkie dostępne seanse.

Czytaj dalej