Kiedy mój pięcioletni syn chce powiedzieć, że coś przeżywa intensywniej niż dotąd, w zachwycie i zdziwieniu, zaczyna zdanie: „Od lat…”. Ostatnio – jedząc gruszkę – powiedział: „Od lat nie jadłem gruszki”. Podobnie dzieje się z nami w prywatnych kwarantannach. Nagle, w bliższym kontakcie z domową rzeczywistością, okazuje się, że być może: od lat nie jedliśmy gruszek.
Kwadraty i sześciany
Lockdown miał nas naprawić. Miał z nas zrobić lepszych ludzi, bardziej chętnych i mądrzejszych odbiorców kultury. Tymczasem nikt wokół mnie nie czytał, wszyscy sprzątali. Codzienność nie była już tylko tłem do zdarzeń niezwykłych – jak pisała Jolanta Brach-Czaina w swojej słynnej książce Szczeliny istnienia – lecz jego centrum. Centrum nieznośnie bliskim, jak bicie serca słyszane przez stetoskop.
Bo epidemia zmniejszyła nasz świat, zmieniając jego kształt. Z naszych mieszkań zrobiła potworne sześciany jak z horroru science fiction – Cube. I niemal tak, jak bohaterowie dość kiepskiego