Od lat nie jedliśmy gruszek Od lat nie jedliśmy gruszek
i
"Martwa natura z pigwą, jabłkami i gruszką", Paul Cézanne (Wikimedia Commons)
Pogoda ducha

Od lat nie jedliśmy gruszek

Kamila Dzika-Jurek
Czyta się 7 minut

Kiedy mój pięcioletni syn chce powiedzieć, że coś przeżywa intensywniej niż dotąd, w zachwycie i zdziwieniu, zaczyna zdanie: „Od lat…”. Ostatnio – jedząc gruszkę – powiedział: „Od lat nie jadłem gruszki”. Podobnie dzieje się z nami w prywatnych kwarantannach. Nagle, w bliższym kontakcie z domową rzeczywistością, okazuje się, że być może: od lat nie jedliśmy gruszek.

Kwadraty i sześciany

Lockdown miał nas naprawić. Miał z nas zrobić lepszych ludzi, bardziej chętnych i mądrzejszych odbiorców kultury. Tymczasem nikt wokół mnie nie czytał, wszyscy sprzątali. Codzienność nie była już tylko tłem do zdarzeń niezwykłych – jak pisała Jolanta Brach-Czaina w swojej słynnej książce Szczeliny istnienia – lecz jego centrum. Centrum nieznośnie bliskim, jak bicie serca słyszane przez stetoskop.

Bo epidemia zmniejszyła nasz świat, zmieniając jego kształt. Z naszych mieszkań zrobiła potworne sześciany jak z horroru science fiction – Cube. I niemal tak, jak bohaterowie dość kiepskiego

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Szczęście na dnie filiżanki Szczęście na dnie filiżanki
i
„Ludzie przekraczający most łukowy", Katsushika Hokusai, 1836 r., Art Institute of Chicago (domena publiczna)
Pogoda ducha

Szczęście na dnie filiżanki

Aleksandra Kaniewska

Nieważne, jak długo się żyje, ale czy żyje się dobrze – mawiają japońscy stulatkowie, którzy poznali przepis na wieczną szczęśliwość: znajdź swój cel i trzymaj się go mocno. A do tego dobrze jedz, medytuj i kochaj, zwłaszcza sąsiadów.

Było ciepłe wrześniowe popołudnie. Słońce wciąż świeciło dość mocno, ale brązowe, niskie domy skutecznie tłumiły ostre światło. Znajdowaliśmy się w dzielnicy Higashiyama, najstarszej części Kioto, której kręte, brukowane uliczki prowadzą do pamiętających XVII w. tradycyjnych herbaciarni. Za chwilę miała się zacząć ceremonia picia herbaty, nazywana w Japonii chadō lub sadō, czyli droga herbaty. Razem z piątką gości, turystami z Niemiec, Chin i Korei, zostaliśmy zaproszeni najpierw na krótki spacer po okalającym budynek ogrodzie zen, a później do pawilonu herbacianego. „Witajcie na wspólnej drodze herbacianej” – przywitała nas ubrana w piękne pastelowe kimono Akiko, która była tu mistrzynią ceremonii. Prowadzona przez nią chadō trwała ponad godzinę i była sekwencją dokładnie wystudiowanych elementów: najpierw prezentacja utensyliów i znajdującej się w pawilonie ceramiki, chwilowa ich kontemplacja, przygotowanie herbaty, konsumpcja napoju i specjalnie wybranych na tę okazję tradycyjnych słodyczy, rozmowa o herbacie, a w końcu sprzątanie i pożegnanie. „Jak długo tu pracujesz?” – spytał Akiko niemiecki turysta. Z pomocą tłumaczki odpowiedziała, najpierw skłaniając skromnie głowę, że na swojej drodze herbacianej jest jak noworodek, który niewiele umie. Miała wtedy 55 lat.

Czytaj dalej