Wszyscy jesteśmy podobni, wszyscy niepewnie szukamy własnych dróg. Nikt niczego nie wie z góry ani nie jest mądry zawczasu.
Każdy ma swoją ulubioną epokę i ulubiony gatunek literacki. Dla mnie, jako stoika, ulubioną epoką jest oczywiście teraźniejszość (bo cóżby innego), a ulubiony gatunek jest nad wyraz współczesny.
Otóż uwielbiam czytać w Internecie najróżniejsze zestawienia i wybory: „30 najlepszych tweetów ostatniego tygodnia”, „43 nieoczywiste lajfhaki” i tak dalej. W tym Internet jest naprawdę dobry. Agregowanie, odsiewanie, crème de la crème. Śmierć autora jednostkowego po to, by narodził się autor nowy – zbiorowy. A kolejna moja ulubiona konstrukcja to „rzeczy, o których chciałbyś dowiedzieć się wcześniej”.
Gdzieś w bezmiarze tych zestawień wyłowiłem ostatnio jedną zwięzłą mądrość życiową (dla porządku: jej autorem jest bodajże Kevin Kelly), która wręcz poraziła mnie swoją trafnością. W oryginale brzmi ona: Trust me, there is no ‘them’ (po polsku byłoby to: Zaufaj mi, „oni” nie istnieją). Czasownik „być”, przeczenie i zaimek, zawierające fundamentalnie ważną prawdę.
Problem z takimi sentencjami jest taki, że często brzmią banalnie – czy wręcz są banalne. Nic łatwiejszego niż powiedzieć, że to grafomania i w ogóle Coelho. Wyższa szkoła jazdy polega na tym, żeby umieć odróżnić te porady, które są tylko banalne, od tych, które jednocześnie niosą ważką treść. Ze stwierdzeniem there is no ‘them’ problem jest inny: może wydawać się ono niezrozumiałe.
O co więc chodzi?
Zmorą życia ludzkiego jest porównywanie się z innymi. Niektórych trzyma to za gardło bardziej (to ja!), innych mniej. Czasami porównujemy się z konkretnymi ludźmi, wiecie, na zasadzie „jemu się udało, a mnie nie”. To jest jasne, ale to jeszcze nie wszystko. Czasem dzieje się coś subtelniejszego, a równie groźnego dla naszej psyche, mianowicie zaczynamy – świadomie lub podświadomie – myśleć w kategoriach tych „onych”. Zaczynamy wierzyć, że gdzieś tam, out there, są ludzie, którzy lepiej niż my wiedzą, jak działa świat. Którym wszystko idzie jak z płatka, którzy znają Tajemnicę, wiedzą o życiu coś, czego my nie wiemy. Rozumieją jego algorytmy lepiej niż my; znają, kogo trzeba; wiedzą, co i gdzie, i jak się ustawić. Oni wiedzą, my nie wiemy. Przez to jesteśmy z góry na gorszej pozycji, a może nawet przegrani na starcie. Ba, w związku z tym jesteśmy naiwni, starając się działać i żyć po swojemu, bez wiedzy, którą mają tamci.
Wiecie, o czym mówię. Gdybyście nie wiedzieli, pewnie nie czytalibyście tego tekstu.
A tak naprawdę – jak głosi hasło there is no ‘them’ – „oni” nie istnieją. Tylko tyle, aż tyle. Myślenie w kategoriach „my i oni” to błąd poznawczy, pułapka. To jest tylko projekcja, złuda myślowa, ucieczka naszego umysłu. Dawno temu ukułem na ten temat swój własny szlagwort: „istnienie centrum jest iluzją peryferii”.
Z oddali może się nam wydawać, że jest coś takiego jak centrum, mainstream czy właśnie „oni”. To jest jak chmura, którą widać z daleka, ale nie da się jej dotknąć, przyszpilić.
Złudy są bardzo groźne; wierząc w nie, sami rzucamy sobie kłody pod nogi i wiążemy kamienie do szyi. To skutecznie obniża motywację, wiarę w sens działania i w ogóle sens życia, jeśli uwierzymy, że gdzieś tam są jacyś „oni”, którym wszystko przychodzi łatwo. Nie przychodzi. Wszyscy jesteśmy podobni, wszyscy niepewnie szukamy własnych dróg. Nikt niczego nie wie z góry ani nie jest mądry zawczasu. Istnienie centrum jest iluzją peryferii – jeżeli w nią uwierzymy, to pozostaniemy peryferiami na zawsze.
Bardzo łatwo jest uwierzyć. I trzeba codziennie się starać, żeby to myślenie od siebie odpychać.