Pamięć to lek na lęk
i
"Dziewczyna przy pianinie" , Paul Cézanne, 1868 r./Wikiart (domena publiczna)
Pogoda ducha

Pamięć to lek na lęk

Katie Grant
Czyta się 7 minut

Obsesyjnie bałam się, że ktoś usłyszy, jak gram na fortepianie. Czy zapamiętanie nut może pomóc przezwyciężyć tę fobię?

Prawie codziennie gram na fortepianie. Spędzam przy instrumencie co najmniej godzinę, przeważnie więcej. Jednak moje poświęcenie wynika ze strachu, nie z miłości. Oczywiście trema przed występem, z którą zmaga się wielu solistów, jest zupełnie zrozumiała. Mój strach okazuje się mniej racjonalny: boję się, że ktoś – nieważne kto – mógłby usłyszeć, jak gram. Silny lęk nie pozwala mi chodzić na lekcje gry. Na samą myśl, że ktoś mnie słucha, mózg i palce odmawiają mi posłuszeństwa. Jest to podobne do paraliżu nóg, który uniemożliwia ucieczkę w naszych najgorszych snach. Mieszkam w domu szeregowym, więc jestem w stanie grać tylko dzięki temu, że mój fortepian ma regulację dźwięku. Gdy ściszę instrument, sąsiedzi usłyszą jedynie stukot klawiszy.

Fobia i trauma

Trudno ustalić przyczynę tego lęku. Nie boję się na przykład przemawiać publicznie.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kto ma uszy, niechaj słucha
i
Auguste Renoir, „Lunch w restauracji Fournaise”, 1875 r./The Art Institute of Chicago (domena publiczna)
Edukacja

Kto ma uszy, niechaj słucha

Aleksandra Pezda

Cierpliwe i uważne słuchanie drugiego człowieka to zanikająca sztuka. Zapomnieliśmy, jak to się robi. Są jednak powody, dla których powinniśmy znowu nastawić się na odbiór.

Doświadczyłam tego podczas mityngu Anonimowych Hazardzistów. Rozmowy toczyły się wokół codziennych spraw – ktoś pokłócił się z teściową, ktoś inny tego dnia nudził się w pracy. ­Jeden z mężczyzn przez kwadrans mówił o szczeniaku, którego przyniósł niedawno do domu: co pies je, jak się bawi, ile razy dziennie trzeba z nim wyjść. Brakowało w tej opowieści akcji, nikt jednak nie próbował przerywać. Słuchaliśmy z powagą i bez komentarzy. Spotkanie było otwarte. Poszłam tam, bo pracowałam nad reportażem o uzależnieniach, ale pod nikogo się nie podszywałam, doskonale też zdawałam sobie sprawę z głównej zasady mityngów, zgodnie z którą żadna z historii uczestników nie może wyjść poza ten krąg. Oprócz mnie nie dołączyła żadna nowa osoba, zabrakło więc „mocnej”, typowej dla debiutujących AH opowieści o wchodzeniu czy wychodzeniu z nałogu. Mogłam się nudzić. Tymczasem po pierwszej godzinie zdałam sobie sprawę, że wcale nie chcę opuszczać tego miejsca. Czas biegł, ale ja nie czułam, że go tracę. Nieoczekiwanie sprawiło mi ulgę słuchanie pozbawionych dynamicznej puenty raportów z dnia codziennego. Uwiódł mnie panujący wśród nas spokój. Nikt nikomu nie przerywał. Nikt nie wykazał nawet odrobiny zniecierpliwienia. Nie było sporów, przepychanek ani popisów. Pomyślałam: „Kiedy ostatnio spędzałaś z ludźmi czas w taki sposób? Tak bezkolizyjnie i tak kojąco?”. Nie mogłam sobie przypomnieć.

Czytaj dalej