A gdyby tak zebrać się na odwagę i dopuścić do siebie własne uczucia? Badaczka Brené Brown poddaje nam tę ewentualność pod rozwagę.
Nasza wrażliwość może prowadzić do rozdzierającego bólu, utrudniać życie i wymaga ogromnego wysiłku. A jednak – jak twierdzi Brené Brown, profesorka nauk społecznych na Uniwersytecie w Houston – otwarcie się na własne emocje i uznanie swojej wrażliwości to najlepsza rzecz, jaką możemy dla siebie zrobić.
Popularyzowana przez nią idea „życia pełnym sercem” jest poparta zakrojonymi na dużą skalę badaniami, które prowadzi od ponad 20 lat. Co prawda zaczynała je wtedy z zupełnie innym nastawieniem – ambicją młodej doktorantki było opisanie ludzkich emocji za pomocą analizy ilościowej, tak by wyniki badań dało się przedstawić poprzez liczby i wykresy. „Na moich studiach doktoranckich sporo osób uważało, że życie jest chaotyczne, nieracjonalne i trzeba je takim pokochać. Ja jednak należałam do tych, którzy mówili, że owszem, życiem rządzi chaos. Dlatego właśnie trzeba je posegregować, a potem poukładać w pudełkach z przegródkami” – wspomina.
Szumne zapowiedzi rozbiły się w puch już w pierwszych tygodniach pracy naukowej. Opowieści, które Brown zbierała od uczestników jej badań, nijak nie chciały się wcisnąć w tabelki i wzory. Uświadomiła sobie, że jeśli chce poważnie zajmować się opisywaniem ludzkiego doświadczenia, musi pożegnać się z matematycznymi metodami. Zamiast liczyć, ile osób doznaje danych emocji i jak to się rozkłada według wieku, płci i miejsca zamieszkania, lepiej uważnie wsłuchiwać się w opowiadane przez uczestników historie, szukać subtelnych różnic oraz podobieństw między nimi i próbować zrozumieć (przy czym „próbować” to tutaj słowo klucz), jakie uczucia te historie opisują.
Akt odwagi
Tamten pierwszy projekt badawczy Brown miał dotyczyć ludzkiego poczucia przynależności