Potrzeba rytuału Potrzeba rytuału
Żywioły

Potrzeba rytuału

Łukasz Kaniewski
Czyta się 4 minuty

Mam kolegę, który kocha wino. Nie tylko kocha, ale także przemienił tę pasję w profesję, bo jest winiarskim dziennikarzem. Degustuje, siorbie, kręci głową, ocenia, opisuje. Wypluwa.

Ten mój kolega, Maciek, opowiada mi czasem winiarskie ciekawostki. Na przykład że wielu najlepszych producentów wina zaczęło stosować uprawę biodynamiczną.

Maciek – jak na znawcę wina przystało – jest osobą trzeźwo myślącą, więc dziwi się: biodynamizm?! Jak to może działać? Przecież Rudolf Stei­ner, wynalazca zasad biodynamizmu, nie wiedział o rolnictwie niemalże nic. Owszem, uwzględnienie faz księżycowych można jeszcze racjonalnie uzasadnić (choć to akurat nie jest wkład Steinera). Ale te środki ożywiające glebę, preparaty ziołowe w krowich rogach lub czaszkach? Zakopywane, a potem wysypywane na polach? Wszak stosowane są one w ilościach aptecznych, które nie mogą zmienić składu gleby.

Tak mówi Maciek. Jednak – dodaje – wina biodynamiczne są niesamowite. To jakby zupełnie nowy świat smaku. Nowy, a może stary, bo biodynamizm w winiarstwie to forpoczta „rewolucji neoprymitywistycznej”, poszukiwań pierwotnego, nieskażonego dionizjaku.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jeżeli ceremoniał rozrzucania ziół z krowich rogów – szczypta tu, szczypta tam – w istotny sposób składu gleby zmienić nie mogło, co się mogło zmienić?

Może zmienił się sam rolnik. Może to jemu potrzebny był rytuał, dzięki któremu poczuł więź z ziemią i roślinami. To mogło naprowadzić go na nowy sposób myślenia i działania. Winiarstwo jest przecież sztuką, tu najdrobniejsze szczegóły mogą okazać się ważne. Drobne detale składają się na wielki efekt.

Rytuały towarzyszyły rolnictwu od jego początków. Ale dziś masowe uprawy rolne to fabryki, w których rośliny są maszynami. Wszystko odbywa się mechanicznie i według wyliczeń, a celem jest maksymalizacja plonów. Jeśli jednak nie chcemy już więcej, a chcemy lepiej, może rytuał znów staje się potrzebny?

Podobnie jest w sporcie. Kiedy amerykański arcypływak Michael Phelps podczas olimpiady w Rio zdobywał złote medale, na jego mięśniach widniały brązowe krążki po bańkach – takich, jakie kilkadziesiąt lat temu stosowano w przypadku infekcji dróg oddechowych. Phelpsowi pomagały walczyć ze skurczami mięśni.

Tylko że nie ma żadnych naukowych dowodów, iż bańki na skurcze pomagają. Raczej przypuszcza się, że jeśli działają, to dzięki efektowi placebo.

Placebo, nie placebo – zadaniem Phelpsa jest wygrywać, a nie stanowić wzór racjonalnego myślenia. Może bycie do końca racjonalnym nie jest do końca racjonalne? Jeśli bańkowy rytuał pomagał Phelpsowi zwyciężać, to go stosował. I tyle.

Owi hodowcy winorośli, o których opowiada mi Maciek, są właśnie takimi Phelpsami winiarstwa. Mistrzami w swoim fachu.

Tak, to pewnie to: potrzeba rytuału. W ten sposób można sekret biodynamizmu wyjaśnić.

Ale gdy myślę jeszcze o tym przed snem, przychodzi mi do głowy, że może ja też mam swój rytuał: jest nim szukanie racjonalnych wyjaśnień dziwnych zjawisk. Dzięki temu znów staję w łagodnym świetle rozumu i opuszczam tę niesamowitą krainę, w której ziemia kryje zakopane krowie rogi i gdzie rządzą osobliwe oddziaływania na odległość.

 

Czytaj również:

Spadają kwiaty wiśni Spadają kwiaty wiśni
i
ilustracja: Cyryl Lechowicz
Ziemia

Spadają kwiaty wiśni

Łukasz Kaniewski

Na początku kwietnia w prefekturze Yamanashi zakwita najstarsza sakura, czyli japońskie drzewo wiśniowe: Yamataka Jindai. Ma ponad 1800 lat.

Książę Yamato Takeru był nieustraszony i okrutny. Gdy w imieniu ojca, cesarza Keiko, miał upomnieć swego starszego brata, który nie stawiał się na wspólnych posiłkach, zamiast pouczyć, zabił go. Przerażony cesarz wysłał księcia raptusa w dzikie wschodnie krainy, by trzymać go z daleka od dworu.

Czytaj dalej