Jestem leniem. To nie kokieteria, ale brutalna prawda. Nie martwiłbym się tym jakoś szczególnie, gdyż w wieku emerytalnym jest to cecha w pełni usprawiedliwiona. Po dekadach rzetelnej pracy każdemu staruszkowi przysługuje niezbywalne prawo zbijania bąków i relaksowania się, kiedy tylko ma na to ochotę.
Relaks, wypoczynek, ładowanie trochę już zużytych baterii – tego potrzebuje człowiek (czyli m.in. ja), który jeszcze ma ochotę od czasu do czasu podjąć się jakiegoś zadania. Wydawałoby się, że to prosta zależność: odpoczniesz i masz siły, by wykonać jakąś pracę. Ale u prawdziwego lenia to tak nie działa. Prawdziwy leń (przypominam: ja), żeby należycie wypocząć, musi nie tylko odbudować siły fizyczne, ale również porządek w głowie. Aby w pełni nasycić swoje lenistwo, trzeba zlikwidować najmniejszy cień myślenia o pracy. A jak ja mam mieć w głowie porządek, kiedy na przykład robię sobie wolny tydzień, podczas którego, nawet jeśli leżę bez ruchu spryskiwany eleganckimi wodami i wachlowany przez piękne kobiety, kłębią mi się myśli o tym wszystkim, co za parę dni mam do zrobienia? Nawet zwiększenie intensywności spryskiwania i wachlowania nic nie pomoże.
No dobrze – powie ktoś – zrób pan sobie dwa wolne tygodnie albo i miesiąc. Ludzie tak postępują. He, he, he, ludzie może tak, ale nie lenie. Gdy tylko pomyślę o komasacji spraw zepchniętych na „za miesiąc”, robi mi się słabo.
Pytanie, czy jest jakieś wyjście z tej matni. Otóż jest.
Należy stworzyć sytuację, w której nicnierobienie jest stanem od nas niezależnym, nieodwołalnym i nieskracalnym. Stanem, w którym nie powracają refleksje typu: „Kurczę (tu dopuszczalny jest każdy inny wzmacniacz emocji), znowu leżę na tym cholernym piachu, zamiast szybko zrobić to, co odłożone, i mieć z głowy myślenie o tym czymś”. Jak zdobyć takie niepodważalne alibi na bezruch myślowy? Mam kilka propozycji, choć z pewnością bliscy mi stanem ducha obywatele stworzą ich znacznie więcej. Oto kilka przykładów prostych sytuacji zwalniających lenia z wyrzutów sumienia:
– przebywamy przez dwa/trzy (liczba do wyboru) tygodnie w świetnie zaopatrzonym, ale odciętym przez lawinę od świata i oczywiście od Internetu pensjonacie w Alpach;
– jesteśmy pasażerami luksusowego statku wycieczkowego, który w oczekiwaniu na pomoc dryfuje po bezmiarze wód wybranego oceanu. Kapitan statku w napadzie szaleństwa wyrwał ze wszystkimi kablami koło sterowe, tym samym uniemożliwiając korzystanie z jakiejkolwiek łączności. Bary i restauracje obficie zaopatrzone;
– jesteśmy porwani przez wielkiej urody zakochaną w nas księżniczkę (ew. księcia) do tajemniczego państewka na końcu świata. Mamy wszystko oprócz wolności. Uczucie księżniczki/księcia trwa do uzgodnienia. Bezrefleksyjny wypoczynek gwarantowany.
Tak oto wykorzystanie któregokolwiek z powyższych przykładów bądź stworzenie nowych, zmodyfikowanych, ale spełniających niezbędne warunki brzegowe, pozwoli każdemu nabrać sił bez obawy, że zakłócą ten proces niewczesne wyrzuty sumienia.
Lenie wszystkich krajów – wspierajcie się!