Razem czyli jak? Razem czyli jak?
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Pogoda ducha

Razem czyli jak?

Urszula Jabłońska
Czyta się 5 minut

Mam wrażenie, że dzisiaj uczymy się głównie tego, jak być oddzielnie. Jak pozostać osobą niezależną i jedyną w swoim rodzaju. Jak poradzić sobie na drapieżnym rynku pracy, odnaleźć własną ścieżkę kariery oraz pielęgnować swoją wyjątkowość. To oczywiście ważne. Jednak na dłuższą metę indywidualizm izoluje, naraża jednostkę na wyobcowanie w świecie, którego wartości może wcale nie podziela. Człowiek osobny rzadko ma siłę do tego, by walczyć o lepsze i doprowadzić do zmiany. Jak głosi afrykańskie przysłowie: „Jeśli chcesz iść szybko, idź sam. Jeśli chcesz zajść daleko, idź w grupie”. Jak więc być razem? Jak wspólnie działać? Oto pytania na dzisiejsze czasy. Historia zna wiele odpowiedzi.

Mam wrażenie, że dzisiaj uczymy się głównie tego, jak być oddzielnie. Jak być osobą niezależną i jedyną w swoim rodzaju. Jak poradzić sobie na drapieżnym rynku pracy, odnaleźć własną ścieżkę kariery oraz pielęgnować swoją wyjątkowość. To oczywiście ważne. Jednak na dłuższą metę indywidualizm izoluje, naraża jednostkę na wyobcowanie w świecie, którego wartości może wcale nie podziela. Człowiek osobny rzadko ma siłę do tego, by walczyć o lepsze i doprowadzić do zmiany. Jak głosi afrykańskie przysłowie: „Jeśli chcesz iść szybko, idź sam. Jeśli chcesz zajść daleko, idź w grupie”. Jak więc być razem? Jak wspólnie działać? Oto pytania na dzisiejsze czasy. Historia zna wiele odpowiedzi.

Wspólnota intencjonalna

To zjawisko tak stare jak historia społeczna. Zawsze wtedy, gdy ludzie zyskiwali poczucie, że ich społeczeństwo nie radzi sobie z najważniejszymi problemami współczesności, grupy osób zbierały się razem albo wokół charyzmatycznego lidera, by to społeczeństwo wymyślić na nowo, w bezpiecznych ramach zamkniętej – często odizolowanej – wspólnoty. Początkowo wiele takich wspólnot miało charakter religijny, jednak od XIX w. coraz częściej stawiały sobie za cel rozwiązanie konkretnych problemów, np. nierówności społecznych czy kapitalistycznego wyzysku. Wspólnoty intencjonalne powstawały od starożytności, ale największy zryw wspólnotowy w historii przypadł na lata 60. i 70. XX w. w USA oraz w Europie.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Komuna

W latach 60. i 70. XX w. wspólnoty intencjonalne zaczęto powszechnie nazywać komunami. Młodzi nie chcieli już być częścią patriarchalnego społeczeństwa spętanego sztywnymi regułami religii, którego jedynym celem jest konsumpcja dóbr materialnych. Popularność zaczęły wtedy zdobywać rewolucyjne idee równouprawnienia kobiet, równości wszystkich ludzi, pokojowego współistnienia. Młodzież wolała mieszkać w grupach zorganizowanych na podstawie tych nowych idei. Upowszechniły się hasła wolnej miłości i rozwoju duchowego, który ma przenieść ludzkość na nowy poziom. Dzisiaj komuny często kojarzą się z upadkiem ideałów lat 60., z twardymi narkotykami i charyzmatycznymi przywódcami wymagającymi od swoich wyznawców bezwzględnego posłuszeństwa.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Ekowioska

Mimo kryzysu lat 70. wspólnoty intencjonalne nie przestały powstawać. Dzisiaj ich najpopularniejszą formę stanowią ekowioski. Zaczęto je tworzyć w latach 90. w odpowiedzi na pogłębiające się zmiany klimatyczne i bezczynność władz. A czasem komuny, które przetrwały od lat 60., po prostu przejęły tę nazwę. Twórcy ekowiosek próbują wypracować modele ludzkich społeczności, które nie zamierzają panować nad naturą ani jej niszczyć, ale chcą z nią współistnieć. Często kierują się zasadami permakultury, czyli ekologicznego projektowania wzorowanego na procesach zachodzących w naturze. Ich członkowie wyciągnęli lekcję z doświadczeń komun powstałych w latach 60. i 70., zwłaszcza tych zarządzanych przez autorytarnych przywódców, i koncentrują się na praktykowaniu możliwie najbardziej inkluzywnej demokracji. Wiele ekowiosek jest zrzeszonych w organizacji Global Ecovillage Network, aby zapewnić sobie wymianę doświadczeń i jak najbliższą współpracę.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Demokracja konsensusu

Co jest nie tak ze zwykłą demokracją polegającą na głosowaniu? To proste – 51% głosujących osiąga swój cel, a pozostałe 49% jest niezadowolone. Żeby uniknąć takiego stanu rzeczy, w wielu wspólnotach trwają prace nad tym, by ostateczna decyzja i proces jej podejmowania usatysfakcjonowały jak najwięcej ludzi. Radykalna wersja demokracji konsensusu polega na tym, że podczas zebrania wszyscy członkowie społeczności muszą się na daną decyzję zgodzić. Dlatego dyskutuje się dopóty, dopóki każdy uzna, że rozwiązanie go zadowala. Nagrodą jest wysoki poziom empatii i satysfakcji we wspólnocie. Jak jednak można się domyślić, oznacza to, że zebrania ciągną się tygodniami, a nawet miesiącami.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Socjokracja

To nieco bardziej elastyczna wersja demokracji konsensusu. Jeżeli osoba lub osoby, które są przeciw, nie mają racjonalnego powodu, nad którym można by dalej dyskutować, decyzja przechodzi mimo braku ich zgody. Wystarczy stwierdzenie, że są w stanie żyć z wyborem większości, nawet jeśli nie uważają go za odpowiedni.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Kooperatywa mieszkaniowa

Nie wszyscy mają potrzebę projektowania nowych światów w odizolowanych społecznościach. Część osób po prostu chce mieszkać w większej grupie, bo tak jest milej i łatwiej. I chociaż niektórym wspólne mieszkanie (cohousing) kojarzy się głównie z czasami studenckimi, coraz większą popularnością cieszą się różne społecznościowe rozwiązania mieszkaniowe. To dobra propozycja m.in. dla seniorów szukających pomocy albo towarzystwa, dla samodzielnych matek, którym łatwiej w ten sposób zorganizować opiekę nad dziećmi, oraz dla wszystkich, którym zależy na bliższych relacjach z sąsiadami. Kooperatywy tego typu często opierają się na wspólnej formie własności ziemi, a w ich architekturze ważne miejsce zajmują przestrzenie do wspólnego użytku, mimo że każdy z członków ma osobne mieszkanie albo pokój.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Kooperatywa spożywcza

To opcja dla tych, którzy wolą wspólnotowe ideały realizować w innych obszarach niż mieszkanie. Ruch kooperatyw czy spółdzielni ma swoje korzenie w XIX w. Struktura jest równościowa, a nie hierarchiczna. Wszyscy zrzeszeni członkowie są właścicielami sklepu czy przedsiębiorstwa i tam pracują, chociaż często na różnych zasadach. Każdy uczestniczy w podejmowaniu decyzji, na co przeznaczyć ewentualny zysk. Obecnie najczęściej spotykany model kooperatywy spożywczej polega na tym, że sklep zamawia ekologiczne produkty bezpośrednio od okolicznych rolników, by nie generować kosztów i minimalizować negatywne skutki transportu. Członkowie płacą niewielką składkę, do tego odrabiają dyżury w sklepie i dzięki temu mogą kupić produkty po wspólnie ustalonych cenach. Często nie są one niskie, ale w zamian zyskuje się gwarancję jakości i sprawied­liwość społeczną.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Grupa sąsiedzka i obywatelska

Tak naprawdę nie potrzeba wiele, żeby być i działać razem. Nawet małe grono ludzi może zmienić swoje otoczenie, gdy zorganizuje się wokół spraw dla nich ważnych. Internetowe grupy, które walczą z wycinkami drzew czy dziką zabudową okolicy. Sąsiedzi wspólnie urządzający ogródek i sadzący tam warzywa. Zimą rozwożą oni paczki najuboższym mieszkańcom dzielnicy. Latem organizują wspólne pikniki. Wydaje się, że to kwestie nieistotne, bez większego znaczenia, lecz prawda jest taka, że każda grupa ludzi działających razem w jakiejś sprawie jest ciosem wymierzonym w autorytarną władzę polityków czy korporacji. Jak głosi słynny cytat z Margaret Mead: „Nigdy nie wątp, że mała grupa troskliwych ludzi może zmienić świat. Tak naprawdę tylko takim grupom kiedykolwiek się to udało”.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Czytaj również:

Naoliwić każde kółeczko Naoliwić każde kółeczko
i
Rzeźba Marka Aureliusza w Luwrze, zdjęcie: Bradley Weber/Flickr (CC BY 2.0)
Wiedza i niewiedza

Naoliwić każde kółeczko

O pułapkach perfekcjonizmu
Piotr Stankiewicz

Pomówmy o perfekcjonizmie, a więc o (nadmiernej) potrzebie doskonałości i dokładności. Perfekcjonista lubi robić rzeczy niezwykle precyzyjnie, stara się doprowadzać je do ideału. Co właściwie o tym myślimy i jak to wygląda z perspektywy stoickiej?

Perfekcjonizm to niejako komfort znajdowany w sytuacjach idealnych. Odwrócenie tej definicji też wiele nam powie: to dyskomfort odczuwany w sytuacjach nieidealnych. Znacie to, prawda? Perfekcjonizm to nie tylko poczucie, że rzeczy – tak w szufladzie, jak i w życiu – powinny być równo ułożone. To coś więcej: poczucie, że jedynie sprawy doprowadzone do skończonej całości są „naprawdę”. Wszystkie tematy niedokończone i niedopracowane są z założenia wybrakowane – drażnią i niepokoją samym swoim istnieniem.

Czytaj dalej