Naoliwić każde kółeczko
i
Rzeźba Marka Aureliusza w Luwrze, zdjęcie: Bradley Weber/Flickr (CC BY 2.0)
Wiedza i niewiedza

Naoliwić każde kółeczko

O pułapkach perfekcjonizmu
Piotr Stankiewicz
Czyta się 4 minuty

Pomówmy o perfekcjonizmie, a więc o (nadmiernej) potrzebie doskonałości i dokładności. Perfekcjonista lubi robić rzeczy niezwykle precyzyjnie, stara się doprowadzać je do ideału. Co właściwie o tym myślimy i jak to wygląda z perspektywy stoickiej?

Perfekcjonizm to niejako komfort znajdowany w sytuacjach idealnych. Odwrócenie tej definicji też wiele nam powie: to dyskomfort odczuwany w sytuacjach nieidealnych. Znacie to, prawda? Perfekcjonizm to nie tylko poczucie, że rzeczy – tak w szufladzie, jak i w życiu – powinny być równo ułożone. To coś więcej: poczucie, że jedynie sprawy doprowadzone do skończonej całości są „naprawdę”. Wszystkie tematy niedokończone i niedopracowane są z założenia wybrakowane – drażnią i niepokoją samym swoim istnieniem.

Perfekcjonizm jest oczywiście fundamentalnie obosieczny. Z jednej strony daje nam potężną siłę, której inni nie mają. To właśnie my, perfekcjoniści, najlepiej przypilnujemy szczegółu, zadbamy o detale, naoliwimy każde kółeczko. To skądinąd bardzo cenne, więc na wielu frontach będziemy do przodu ‒ w pracy i nie tylko. Ale ‒ z drugiej strony ‒ w wielu sytuacjach będziemy też do tyłu: perfekcjonizm przeszkadza, jest kłodą, którą sami rzucamy sobie pod nogi. Dlaczego? Ponieważ koncentracja na znakomitym wyniku utrudnia, a czasem wręcz uniemożliwia realne działanie. Nie bez przyczyny poradniki o dobrym życiu i skuteczności przestrzegają przed perfekcjonizmem i podkreślają, że ważniejsze od ideału jest to, co jesteśmy w stanie osiągnąć tu i teraz. Jak to się ładnie mówi: rzecz zrobiona jest lepsza od doskonałej.

A jak to wygląda z perspektywy stoickiej? Bardzo ciekawie, bo stoicy z definicji są perfekcjonistami. W tej filozofii silnie obecny jest motyw „wszystko albo nic”, co stanowi źródło klasycznych paradoksów: Jak to możliwe, że tylko ten ma cnotę, kto ją ma w całości? Dlaczego wszelkie rzeczy niezależne od nas powinniśmy traktować tak samo, mimo że wydaje się oczywiste, iż niektóre z nich jednak trochę od nas zależą? I jak to się przekłada na zewnętrzne, praktyczne działanie? Czy stoik będzie polerował tę przysłowiową kulkę do stanu idealnej krągłości i dopiero potem wypuści ją w świat?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Paradoks polega na tym, że tak jak stoicy są perfekcjonistami „wewnętrznie” (w kwestiach moralnych, w stosunku do siebie samych itd.), tak raczej nie są nimi w życiu codziennym. Co więcej, właśnie dlatego nie są perfekcjonistami „zewnętrznymi”, że są nimi „wewnętrznie”.

Perfekcjonizm, który nazwałem „wewnętrznym”, bierze się poniekąd ze zrozumienia, że w świecie zewnętrznym jakakolwiek doskonałość jest nierealna, a wręcz nonsensowna. Tylko życie wewnętrzne, etyczne jest przestrzenią, w której nie musimy iść na kompromis. Dlatego też właśnie tam na kompromis iść nie warto, bo tym samym zmarnowalibyśmy to jedno jedyne miejsce, w którym możemy sięgać po ideał.

Stoik zdaje sobie z tego sprawę, stoicyzm oznacza bowiem – na bardzo fundamentalnym poziomie – przyjęcie do wiadomości realiów. A one są takie, że świat nie jest maszyną matematyczną, która operuje logicznie i przewidywalnie. Świat nie oczekuje perfekcjonizmu, nie czeka na byty doskonałe ani ich nie wynagradza. Nieprzewidywalność, wyższy stopień chaosu i nieliniowe konsekwencje to nie są wyjątki czy odstępstwa od reguły. Przeciwnie: to zasada działania świata, jego natura.

A jeśli taka jest natura, to stoikowi wypada się z nią zgodzić. Jego działanie „zewnętrzne” będzie zatem odpowiednio skalibrowane: stoik nie będzie „inwestował” w perfekcję tam, gdzie świat jej wcale nie oczekuje. Świat nie potrzebuje rozwiązań doskonałych, tylko działających. Podobnie z ludźmi: nie życzy sobie z nimi relacji idealnych, ale żywych. A kto zagłębiał się w arkana księgowości czy statystyki, ten dobrze wie, że nawet w pozornie ścisłych przestrzeniach liczbowych wszystko i tak stoi na haśle „zależy, jak się policzy”.

Ze stoickiego punktu widzenia powyższe nie jest rozczarowaniem światem ani pretekstem do melancholii. Jako się rzekło, to po prostu przyjęcie realiów do wiadomości. I te realia, ta natura świata, są w stoicyzmie odzwierciedlone na każdym poziomie. Dlatego stoicyzm każe nam się skupić na tym, co od nas zależy. Jest etyką cnoty, dyspozycją postępowania w określony sposób, a nie zamkniętym katalogiem sztywnych przykazań. I właśnie na poziomie praktycznym stoik będzie się trzymał ogólnych wytycznych, pewnej „filozofii działania”, a nie suchego przepisu.

Napisałem wyżej, że poradniki potępiają perfekcjonizm jako przeszkodę w realnym i twórczym działaniu. I mają oczywiście rację (z zastrzeżeniem, że chodzi o ów perfekcjonizm „zewnętrzny”). Ale uwaga! Większość rozmów na ten temat prowadzona jest z psychologicznego punktu widzenia. Perfekcjonizm uznawany jest za cechę osobowości, niejako przypadłość konkretnego człowieka, z którą należy walczyć. W stoicyzmie ta kwestia jest przedstawiana szerzej. Nie dlatego mamy nie być perfekcjonistami (zewnętrznymi!), że to cecha niepożądana bądź empirycznie sfalsyfikowana, ale dlatego, że perfekcjonizm jest błędną diagnozą świata zewnętrznego. Perfekcjonistą staje się ten, kto (błędnie!) uznał świat za logiczny, przewidywalny i racjonalny. Innymi słowy, mówimy tu już nie o naturze jednostki, lecz o naturze świata jako całości. Dopiero postawienie sprawy w ten sposób prowadzi nas ku działaniu w pełni skutecznemu i satysfakcjonującemu.

Czytaj również:

Przeciwko militarności
i
Fragment obrazu "Triumf śmierci", Pieter Bruegel (starszy), 1562 r./Prado (domena publiczna)
Przemyślenia

Przeciwko militarności

Piotr Stankiewicz

Napaść Rosji na Ukrainę przyniosła kolejną falę refleksji nad wezwaniem „nigdy więcej wojny”, a konkretnie nad tym, dlaczego ono nie działa i dlaczego „nigdy więcej” to wiecznie puste słowa. Bo zaiste, ludzkości bardzo trudno oduczyć się wojny. Ale właściwie dlaczego?

Odruchowo chciałem zatytułować ten tekst Przeciwko wojnie, a byłby to tytuł ze wszech miar słuszny. Celowo wybrałem jednak koślawą „militarność”, bo precyzja jest tutaj istotna. Jeżeli historia czegokolwiek uczy, to tylko tego, że niczego nie uczy. Sam sprzeciw wobec wojny nie wystarcza – jak widać – by zniknęła ona z powierzchni ziemi. Jeżeli naprawdę chcemy ją wyeliminować, to musimy sięgnąć dużo głębiej.

Czytaj dalej