Rozmaitości sportowe – 2/2018
i
rys. Karyna Piwowarska
Promienne zdrowie

Rozmaitości sportowe – 2/2018

Michał Szadkowski
Czyta się 15 minut

Nie wszystko doping, co się świeci

Gdy kilka miesięcy temu Holendrzy przyłapali na stosowaniu dopingu Maartena Stuivenberga, wydawało się, że przypadek biegacza niczym nie różni się od innych.

22-letni sprinter przeżywał właśnie najlepszy sezon w karierze, pobił rekord życiowy na 400 m, był w składzie sztafety 4 x 400 m, która ustanowiła rekord Holandii, i oczywiście zarzekał się, że nigdy nie przyjmował niedozwolonych środków. Kontrola wykazała jednak u niego podwyższony poziom hormonu hCG, dzięki któremu organizm produkuje więcej naturalnego testosteronu. Stuivenbergowi groziła kilkuletnia dyskwalifikacja, może nawet zakończenie kariery. Nie szukał wymówek („przypadkowo zjadłem karmę mojego kota, w której przypadkowo znalazły się leki mojej cioci, przypadkowo zawierające hCG” itd., itp.), upierał się, że żadnego świństwa sobie nie wstrzykiwał. Poszedł na badania. W grudniu lekarze orzekli, że podwyższony poziom hormonu hCG to nie efekt dopingu, tylko raka jądra. Dziś Stuivenberg jest już po chemioterapii, lekarze twierdzą, że wkrótce będzie zdrowy i wróci na bieżnię.

Nadzieję na to, że historia skończy się happy endem, daje przypadek Thomasa van der Plaetsena. Belgijski dziesięcioboista w 2014 r. przeszedł dokładnie tę samą drogę: oskarżenie o doping, diagnozę, chemioterapię. „Nie mówiłem mu tego, ale kiedy leżał w szpitalu łysy i osłabiony, uważałem, że ma minimalne szanse, by jeszcze uprawiać sport” ­– wspominał brat dziesięcioboisty. Van der Plaetsen wrócił jednak do sportu. W 2016r.­ został mistrzem Europy, na igrzyskach olimpijskich zajął ósme miejsce i pobił rekord życiowy.

 

Futbol znów legalny

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Rozmaitości sportowe – 4/2018
i
rys. Karyna Piwowarska
Rozmaitości

Rozmaitości sportowe – 4/2018

Michał Szadkowski

Liberté, Égalité, Cyclisme!

Tenisistki rywalizują o zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym na tych samych kortach co tenisiści. Piłkarki mają swój mundial, też rozgrywany co cztery lata, tyle że w latach nieparzystych. Lekkoatletki biegają na 100 m, skaczą wzwyż, rzucają młotem (fakt, że lżejszym). A w cieszącym się 115-letnią historią Tour de France wciąż jeżdżą tylko kolarze. „Organizatorzy pewnie nawet nie zdają sobie sprawy, że to seksizm. Poza tym są zwyczajnie leniwi” – mówi była kolarka Kathryn Bertine, twórczyni kampanii „Le Tour Entier”, która ma spowodować, że władze najbardziej prestiżowego, rozciągniętego na trzy tygodnie, wycieńczającego wyścigu zorganizują także tour dla kobiet. Próby były już podejmowane – w latach 80. odbywał się Tour De France Féminin, ale z powodu braku sponsorów upadł po sześciu edycjach. Teraz władze „Wielkiej Pętli” oferują zawodniczkom tylko La Course, ale ten wyścig trudno nazwać substytutem męskich zawodów. Rok temu składał się z dwóch etapów, w tym roku – z jednego. Kolarki przejechały zatem 112,5 km, kolarze – 3351 km (podczas 21 etapów). „Zasługujemy na wyścig trwający od pięciu do dziesięciu dni” – mówi Bertine, która hasłem kampanii uczyniła „Liberté, Égalité, Cyclisme!”. W peletonie nie ma jednak zgody co do tego, jak kobiecy TdF miałby wyglądać. Katarzyna Niewiadoma po ukończeniu tegorocznego La Course na piątym miejscu mówiła, że kobiety nigdy nie będą w stanie przetrwać trzytygodniowego wyścigu. „Natury oszukać się nie da” – dodała Polka, szósta zawodniczka igrzysk w Rio de Janeiro.

 

Bogini szybkości. Jedna na miliard

Na igrzyskach w Rio de Janeiro Indie zdobyły tylko dwa medale. Na olimpijskie złoto czekają od 10 lat, a na podium w lekkoatletyce – od 118. Pewnie także dlatego kraj, w którym mieszka ponad 1,1 mld ludzi, oszalał tego lata na punkcie Himy Das. Zaledwie 18-letnia sprinterka wygrała bowiem bieg na 400 m podczas juniorskich mistrzostw świata. Wyprzedziła królujące w tej konkurencji Amerykanki i Jamajki, zdobywając dla Indii pierwszy medal mistrzostw świata na bieżni. Media okrzyknęły ją boginią szybkości, prezydent Ram Nath Kovind, składając gratulacje na Twitterze, życzył jej olimpijskiego podium. „Nie staję na starcie, myśląc o medalach, chcę pobiec najszybciej, jak się da” – mówiła Das, która regularne treningi sprinterskie zaczęła zaledwie półtora roku przed zdobyciem złota. Urodziła się w wiosce Kandhulimari w północno-wschodniej części kraju. Cała jej sześcioosobowa rodzina żyje z pola wielkości 0,4 ac, na którym ojciec Himy uprawia ryż. Das na początku grała w piłkę nożną i dopiero gdy nauczyciel zauważył, że jest niezwykle szybka, zainteresowała się biegami. Najbliższa akademia sportowa mieściła się w oddalonym o 140 km Guhawati i specjalizowała się w szkoleniu pięściarzy i piłkarzy. Widząc jednak talent Das, władze szkoły pozwoliły jej ćwiczyć sprinty, sprowadziły nawet wyspecjalizowanego szkoleniowca. Dziś trenerką Hinduski jest była rosyjska medalistka olimpijska Galina Bucharina. Od olimpijskiego podium Das wciąż, rzecz jasna, wiele dzieli, ale specjaliści twierdzą, że ona dopiero się rozpędza.

Czytaj dalej