Pierwsze narty Andrzej odziedziczył po dziadku: „Deski ledwo przypominały sprzęt, który znamy dzisiaj. Wszystko w rozsypce, wiązania musiałem przybijać gwoździami. W domu się nie przelewało, więc to mi musiało wystarczyć” – wspomina. Wychował się w małym gospodarstwie rolnym wraz z dziesięciorgiem rodzeństwa. „Mam siedem sióstr i trzech braci. Opiekowaliśmy się sobą nawzajem i pomagaliśmy w gospodarstwie. To nauczyło mnie szacunku do pracy, ale też tego, jak radzić sobie w różnych sytuacjach nieszablonowymi metodami”.
Dość wcześnie, bo już w wieku dziewięciu lat, rozpoczął także karierę „biznesmena”. Zaczęło się spektakularnie, od interesu życia: „Udało mi się zamienić dwie paletki do ping-ponga i scyzoryk na narty i buty narciarskie” – wspomina. Buty i narty były za duże, ale te pierwsze wypchane gazetami, a te drugie skrócone piłą o prawie pół metra zapewniły mu najwcześniejsze narciarskie emocje na podhalańskich pagórkach. Wymiana okazała się początkiem wielkiej przygody, która dziś pozwala Jędrkowi na realizowanie projektów skialpinistycznych na najwyższym światowym poziomie. Nie wiadomo, czy druga strona transakcji okazała się talentem ping-pongowym.
Pik Pobiedy
W wieku 28 lat dopisał kolejny rozdział swojej historii: otrzymał Śnieżną Panterę, wyróżnienie alpinistyczne