Snowboard bez ograniczeń Snowboard bez ograniczeń
i
Wojtek Taraba/ archiwum prywatne sportowca
Promienne zdrowie

Snowboard bez ograniczeń

Wojtek Antonów
Czyta się 5 minut

Paraolimpiada to dowód na to, że sportowcem można być bez względu na ograniczenia fizyczne. Wczoraj w Pjongczangu rozpoczęły się XII Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie w których startuje 8 niepełnosprawnych sportowców z Polski. Jednym z nich jest Wojtek Taraba, 32-letni krakowianin, który będzie nas reprezentować w snowboardowym boardercrossie.

Pomysł na zorganizowanie Igrzysk Olimpijskich dla niepełnosprawnych sportowców narodził się po II wojnie światowej. Pierwszym krokiem do ustanowienia paraolimpiady były rozegrane podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1948 r. Gry dla Wózków Inwalidzkich. Te zawody oryginalnie zostały zorganizowane dla brytyjskich weteranów wojennych, ale idea chwyciła też w innych środowiskach i ruch paraolimpijski szybko stał się bardzo popularny. Od 1960 roku, po każdych Igrzyskach Olimpijskich startują sportowcy niepełnosprawni – w tym samym miejscu i na tych samych obiektach. Pierwsze Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie rozegrano w 1976 roku w Szwecji.

Teraz, dwa tygodnie po zakończeniu XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu na starcie stanie 670 niepełnosprawnych sportowców z 50 krajów, wśród nich – ósemka zawodników z Polski. Ostatnim, który uzyskał niezbędne kwalifikacje został Wojtek Taraba, snowboardzista który w wyniku złamania nogi i błędów lekarskich stracił podudzie prawej nogi. Na kilka dni przed wylotem do Pjongczangu udało nam się jeszcze porozmawiać ze snowboardzistą.

Wojtek Taraba/ archiwum prywatne
Wojtek Taraba/ archiwum prywatne

Wojtek Antonów: Skąd się wzięła Twoja pasja, czyli jazda na snowboardzie?

Wojtek Taraba: Na desce jeżdżę już od 20 lat, wcześniej jeździłem na nartach i choć bardzo lubię sporty zimowe to nigdy nie myślałem, że zostanę zawodnikiem. Jeździłem dobrze, ale tylko rekreacyjnie. Jako sportowiec zadebiutowałem dopiero po wypadku, który miał miejsce w 2012 roku.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jak doszło do wypadku? Dlaczego nogę trzeba było amputować?

Nogę złamałem podczas wypadu na Kasprowy Wierch, no po prostu pech. Niestety, złamanie kości piszczelowej i strzałkowej w prawej nodze

okazało się poważne i trzeba było leczyć je operacyjnie. I wtedy się zaczęło. Najpierw okazało się że miałem zespół niedokrwienia. Noga zaczęła robić się czarna i aby ją uratować przeszedłem 12 operacji, ale było coraz gorzej. W szpitalach zarażono mnie całą gamą bakterii: miałem sepsę, gangrenę… Na szczęście wszystko udało się wyleczyć. W końcu po czterech miesiącach pobytu w szpitalu, gdy pojawiła się propozycja amputacji nogi to właściwie się ucieszyłem, bo miałem już serdecznie dość. Dziś wiem, że nawet gdyby nogę udało się uratować to byłaby ona utrudnieniem większym niż funkcjonowanie z protezą. To nie zmienia faktu, że cały proces leczenia złamania i doprowadzenie do amputacji był ewidentnym błędem lekarskim, co po 6 latach uznał sąd, przyznając mi odszkodowanie i rentę.

Nie bałeś się, że przed młodym człowiekiem „bez nogi” zamknie się wiele furtek?

Na szczęście, od razu po wyjściu ze szpitala bardzo dużo zaczęło się dziać w moim życiu i po prostu nie miałem czasu, żeby się załamywać. Patrząc z perspektywy czasu, to dzięki amputacji pojawiły się nowe możliwości. A ja zacząłem bardziej doceniać to, co mogę robić i nauczyłem się czerpać z życia więcej niż przed wypadkiem. Gdy doszedłem do siebie po amputacji, od razu aktywnie zacząłem się rehabilitować. Dużo jeździłem na rowerze i wtedy poznałem moją dzisiejszą trenerkę Małgosię Kelm, która pisała pracę na temat sportów ekstremalnych wśród niepełnosprawnych i możliwości rehabilitacji przez np. jazdę na snowboardzie. Pierwsze próby na desce okazały się być na tyle obiecujące, że zaczęliśmy trenować na poważnie. Nigdy jednak nie pomyślałbym, że pojadę na Igrzyska Olimpijskie, a stało się to już w 2014 roku, gdy zakwalifikowałem się na Paraolimpiadę w Sochi.

Jeździsz na desce dzięki specjalnie przygotowanej sportowej protezie. Jak to działa?

Dzięki temu, że amputacja przeprowadzona została poniżej kolana mogę mieć protezę podudzia, bardzo spersonalizowaną – dokładnie dopasowaną do mojej wagi i możliwości. Stopa wykonana jest z włókna węglowego, skrętne amortyzatory pozwalają na lepszą kontrolę deski, dzięki czemu jeżdżąc praktycznie nie czuję, że korzystam z protezy. Zrobienie wyczynowej protezy do sportu to bardzo dużo pracy i bardzo duże koszty. Jestem bardzo wdzięczny zespołowi Laboratorium Protetycznemu Proteka z Tarnowskich Gór, dzięki któremu cały czas mogę jeździć.

Wojtek Taraba/ archiwum prywatne
Wojtek Taraba/ archiwum prywatne

W Sochi zająłeś 15. miejsce. Jak oceniasz swoje szanse w Pjongczangu?

Gdy zaczynałem starty jako parasnowboader, na zawodach startowało nas zaledwie kilkunastu, dziś na świecie jest już ponad 100 zawodników z 26 krajów. Prym wiodą Amerykanie, którzy jako pierwsi zaczęli jeździć na deskach pomimo ograniczeń. Niestety, nie możemy trenować tyle, co oni czy zawodnicy z krajów alpejskich jak Niemcy, Francja, Szwajcaria czy Austria. Staramy się spędzać na śniegu jak najwięcej czasu i gonić czołówkę, ale wiadomo, jak jest. Na dzień dzisiejszy nasze możliwości są takie, że jeśli w swojej kategorii uda mi się zająć miejsce w pierwszej dziesiątce to będzie sukces, choć największym sukcesem jest już to, że w ogóle jestem w stanie uprawiać sport!

Wojtek Taraba i jego trenerka Małgosia Kelm/ archiwum prywatne
Wojtek Taraba i jego trenerka Małgosia Kelm/ archiwum prywatne

Wojtkowi i wszystkim naszym Paraolimpijczykom życzymy powodzenia w Pjongczangu i trzymamy kciuki za ich występy!

*

Pozostali sportowcy polskiej reprezentacji Paraolimpijskiej to alpejczycy Igor Sikorski (klasa zawodników startujących na siedząco, aktualny wicemistrz świata w slalomie – Tarvisio 2017) i Maciej Krężel (startuje z przewodniczką Anną Ogarzyńską w grupie narciarzy niedowidzących) oraz narciarze biegowi startujący na stojąco: Iweta Faron, Witold Skupień (aktualny wicemistrz świata w sprincie stylem dowolnym – Finsterau 2017); Kamil Rosiek (startuje na siedząco) oraz Łukasz Kubica (przewodnik Wojciech Suchwałko) i Piotr Garbowski (przewodnik Jakub Twardowski) startujący w grupie biegaczy niewidomych i niedowidzących.

Czytaj również:

Bogini jogi Bogini jogi
i
Indra Devi i jej uczennica podczas ćwiczeń w Indra Devi Yoga Studio w Hollywood, około 1952 r.; zdjęcie: Earl Leaf/Michael Ochs Archives/Getty Images
Wiedza i niewiedza

Bogini jogi

Piotr Żelazny

Przeżyła cały XX wiek – rewolucję bolszewicką, obie wojny światowe, narodziny nazizmu i ruchów niepodległościowych, a nawet upadek mesjasza. Była imigrantką, aktorką, tańczyła w kabaretach, grała w Bollywoodzie, zyskała nawet uznanie w Hollywood. Jednak przede wszystkim dała światu zachodniemu jogę.

Trudno powiedzieć, kto był najsłynniejszym uczniem Indry Devi. Jedni twierdzą, że to Greta Garbo zapewniła jej sławę, drudzy wskazują, że kluczowa była Gloria Swanson, która pozwoliła się sfotografować w studiu jogi Devi, tuż po premierze Bulwaru Zachodzącego Słońca, kiedy to aktorką zachwycał się cały kraj. Wiadomo, że jogę praktykowała też Marilyn Monroe – istnieje nawet zdjęcie, na którym jakoby ćwiczyła z Devi. W rzeczywistości tamta fotografia przedstawiała inną hol­lywoodzką blondynkę, Evę Gabor. Mimo to utarło się, że Monroe również była uczennicą pierwszej joginki Hollywood. I z pewnością Indrze taka pogłoska nie zaszkodziła.

Czytaj dalej