Marie Kondo – chyba przedstawiać nie trzeba, więc oczywiście przedstawię. Urodzona w 1984 roku w Japonii specjalistka od sprzątania, minimalizmu, porządkowania przestrzeni mieszkalnych i… życia. Zasłynęła książkami o sprzątaniu, które stały się globalnymi bestsellerami, a ostatnio pojawił się nawet serial o niej na Netfliksie. Stała się człowiekiem instytucją, a jej nazwisko symbolem pewnej metodologii, ba, ideologii sprzątania.
Jaka to ideologia? W największym skrócie: wyrzucić, oddać, usunąć wszystko, co się da. Przypomina mi to trochę to, co Gene Cernan pisał w swojej biografii o przygotowaniach do odlotu Apollo 17 z Księżyca: „[…] wyrzuciliśmy na powierzchnie niemal wszystko, co nie było przyśrubowane do pokładu”. Tam chodziło oczywiście o masę statku, który nie mógł być zbyt ciężki, żeby móc wystartować. Ale czy to naprawdę chodzi o co innego? My musimy pozbyć się z życia wszystkiego, co jest dla nas ciężarem. Organizacyjnym, ale i psychicznym. I co najważniejsze: astronauci z Apolla mieli oczywiście checklistę jasno wskazującą, które rzeczy trzeba wyrzucić za burtę. Tutaj checklisty nie ma – zdecydować musimy sami. A proces decydowania, co wyrzucić, a co zostawić, bardzo wiele nas nauczy o nas samych. Ta nauka przetrwa w naszych głowach dłużej niż porządek w naszym mieszkaniu.