Zagadka: powiadają, iż stu ludzi ma jedną myśl.
Odpowiedź: garnek z jedzeniem albo kipiący kocioł *
Wedle pewnej anegdoty „nowoczesna kuchnia jakucka” narodziła się, gdy w 1944 r. wiceprezydent USA Henry Wallace został wysłany przez Roosevelta jako ambasador dobrej woli do Chin. W drodze powrotnej, w asyście oficerów tajnej policji ZSRR, zatrzymał się w Czycie, Siejmczanie i wreszcie w Jakucku. To tam miał zobaczyć radosnych więźniów gułagu i… rozsmakować się w miejscowych daniach.
Nie wiemy, czym dokładnie zajadał się amerykański polityk, znawcy kuchni jakuckiej twierdzą jednak, że zaproponowane dania musiały być przygotowane na zachodnią modłę, gdyż w tradycji kulinarnej tamtejszych ludów, zwanych Sacha, nie występują ani przystawki, ani wielość serwowanych na raz potraw. Wiemy natomiast, że jeszcze pół wieku wcześniej, kiedy to polski zesłaniec Wacław Sieroszewski – Polakom znany jako autor Baśni o żelaznym wilku, a Jakutom jako Sirco – wraz z innym zesłańcem, Edwardem Piekarskim, zbudował podwaliny jakuckiej etnografii, do posiłków zasiadano inaczej. W dwóch tomach 12 lat w kraju Jakutów opisywał niebywale drobiazgowo wszelkie aspekty życia ludów Sacha, jedzeniu poświęcając odrębny rozdział.
Zacznijmy może od tego, czego, zdaniem Sirco-Sieroszewskiego rdzenni Jakuci nie jadali. Samo sformułowanie „nie jedzą” pojawia się w książce co najmniej 10 razy i za każdym razem obejmuje całą grupę produktów czy zwierząt. Na liście znalazły się ptaki szamańskie („mewy, czajki, rybitwy”) i gołębie oraz wszelkie ptaki i zwierzęta drapieżne, z wyjątkiem niedźwiedzi. Nie jedli też lwów, czyli świń i wieprzowiny, której się brzydzą (a dziś zajmuje ona ważne miejsce w mięsnym repertuarze!), podobnie jak grzybów i sera zwanego „mydłem mlecznym”. Przyjmijmy, że każdy naród ma swoje, mówiąc za Brodskim, „łuki podniebień”, zaskakuje jednak, że w kraju, w którym tak trudno o różnorodny, zbilansowany pokarm, występują tak liczne kulinarne wykluczenia. Może jest to połączone