Nawet w życiu stoika nadchodzi czasem moment, w którym trzeba przekazać pałeczkę następnemu pokoleniu. Rodzi się mała dziewczynka, albo mały chłopiec – byt stuprocentowo realny i najzupełniej różny od kart papierowych książek. Jak sobie z nim radzić? Począć jest łatwo, ale co począć, gdy się już urodzi? Czy stoicy mogą jakoś pomóc?
Doświadczenie ciąży jest doświadczeniem ustawicznego „sami zobaczycie”. Z jakiegoś niepojętego powodu ludzie lubią „wspierać” parę oczekującą potomstwa snuciem czarnych wizji, przekonywaniem, że będzie źle i najgorzej, że „zobaczą”, że „to dopiero będzie” i że „wszystko się skończy”. W szczególności, że skończą się stoickie mrzonki o życiu jako tako uporządkowanym według zasad i w miarę racjonalnym. Rodzicielstwo ma być tym momentem, w którym ostatecznie i nieodwoływalnie okazuje się, że stoicyzm jest złudny, że nie działa i że jest bzdurą.
Ten argument idzie jednak w próżnię. Nie zwraca się on przeciwko stoicyzmowi jako takiemu, ale przeciwko stereotypowemu, zniekształconemu wyobrażeniu stoika, który niewiele ma wspólnego z prawdą. Wedle tego stereotypu stoik to ktoś, kto bez walki poddaje się obsesji kontroli, ktoś, kto chce, ba, musi mieć ścisłą pieczę nad wszystkim. Wedle tego obrazka stoik czuje się dobrze tylko w tym, co może w pełni kontrolować, a ma problem z tym, czego kontrolować i przewidzieć się nie da. I dlatego stoicyzm miałby się rozjeżdżać z rodzicielstwem, to ostatnie jest bowiem doświadczeniem, które zmusza do odnalezienia się w tym, czego kontrolować się z definicji nie da, w tym, co zawsze nieprzewidywalne, często płaczące, nierzadko brudne.
I faktycznie, rodzicielstwo to wielka epopeja nieprzewidywalności. Jeżeli ktoś jeszcze snuje ten mit, że w życiu można wszystko wyliczyć, ogarnąć zawsze na czysto, to rodzicielstwo go z tego mitu skutecznie wyleczy. Jest ono soczewką, która skupia i podaje na tacy chaos życia. Tylko czy to obala stoicyzm? Właśnie nie! Stoicyzm to nie jakaś abstrakcyjna iluzja kontroli, ale sztuka życia w obliczu faktu, że nasze panowanie nad rzeczami tego świata jest nader skromne. I w tym właśnie sensie młodych rodziców nie tylko nie rozczaruje, ale szczególnie się im przyda.
Stoicyzm jest umiejętnością skupienia się na tym, co w naszej mocy, na tym, co jest istotne tym bardziej, im bardziej tę wysepkę rzeczy zależnych od nas podmywa ocean rzeczy, których kontrolować nie możemy. A przyjście dziecka na świat to niewątpliwie solidny ich przypływ. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować dziecku wszystkiego, co byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkich czynników, sił, wpływów, z którymi dziecko będzie się zmagać, nie zdołamy nigdy do końca przewidzieć, ku jakim niewyobrażalnym brzegom poniesie je nurt. Co wobec tego? Skupienie się na tym, co od nas zależy. Na tym, na kogo i jak staramy się to dziecko wychować, jakie wartości spróbujemy mu wpoić, no i na tym, żeby się starać być dobrymi rodzicami. Nikt nam nie odbierze możliwości spróbowania sił w tej ostatniej materii – o to wszak chodzi w stoicyzmie.